Może instynkt podpowiedział im, że czas zamienić ewolucję w dewolucję i wrócić do natury, aby odzyskać to, co kiedyś do nich należało.
A gdyby one istniały naprawdę?
Lubię obejrzeć filmy o niezwykłych istotach, kryptydach czy dinozaurach. Zawsze dobrze się na nich bawię. Niekiedy też zaczepię oko na zagranicznych programach o ludziach, którzy poszukują Wielkiej Stopy, Sasquatchy czy Nantinaqów (tak nazywany jest Wielka Stopa na Alasce). Te programy też mnie bawią, choć akurat w zdecydowanie odmienny sposób.
Bo wiecie… Szukają, szukają, niby ktoś coś widział, niby coś tam śledzą, ale tak naprawdę widz nic nie widzi i wszystko opiera się na robieniu szumu, przesadzonych reakcjach uczestników i ekscytacji po usłyszeniu trzasku złamanej gałązki, co od razu jest przypisywane działaniu tych istot. No ok… Na ile prawdopodobne jest, że niedaleko czai się sasquatch, a na ile, że to zwyczajne leśne zwierzę, które prowadzi nocny tryb życia?
Ale nie o tym w sumie jest ta opinia, choć w powieści pojawiły się pytania, które i mnie nurtują.
"DEWOLUCJA. Relacja z pierwszej ręki o masakrze dokonanej przez sasquatche nieopodal góry Rainier"
Max Brooks
Stron: 374
Gatunek: horror (animal attack)
Wydawnictwo Zysk i S-ka
*** *** ***
Przyjmijmy… że sasquatche istnieją naprawdę...
Że gdzieś tam chowają się w amerykańskich lasach, wiodą nocny tryb życia, niekoniecznie są żądne kontaktu z człowiekiem, a wręcz go unikają. Żyją sobie spokojnie, choć być może spokojne nie są, bo przecież w obliczu zagrożenia czy naruszenia ich rewiru mogą się srogo wkurzyć.
I przypuśćmy, że dzieje się coś, co sprawia, że zmuszone są zmienić swój model zachowania. Muszą opuścić swoje bezpieczne schronienie, zasoby pokarmowe, których wcześniej miały pod dostatkiem ulegają zniszczeniu lub uciekają (kto wie czym taki sasquatch się żywi… Po lekturze „Dewolucji” będziecie wiedzieć co może znaleźć się w jego menu) i trafiają na ludzką osadę…
*
A teraz załóżmy, że gdzieś w głębokim amerykańskim lesie, z dala od ludzkich siedzib i ciągów komunikacyjnych stworzono modelową, naszpikowaną technologią wioskę (właściwie wioseczkę, bo mowa zaledwie o kilku domach), do której zamówione produkty dostarczają drony lub samochody pozbawione kierowcy (i to sporadycznie); gdzie wykorzystywany jest eko i bez szkody dla środowiska.
Ludzie mieszkają tam spokojnie, niczym w jednej szczęśliwej rodzinie. Do chwili, gdy wybucha położony niedaleko nich wulkan. Szczęście w nieszczęściu, że fale płynnego, wrzącego błocka spływają na tę drugą stronę, ale i tak droga ucieczki z high-tech wioski szczęśliwości zostaje odcięta. Przestaje działać Internet, a kontakt ze światem zewnętrznym zostaje całkowicie zerwany.
Jeszcze się łudzą, że pomoc szybko nadejdzie. Ktoś pewnie by zauważy brak kontaktu, kiedyś, bo inne, bardziej dotknięte kataklizmem rejony skupiają na sobie uwagę władz i mediów. Nasuwa się pytanie, czy dla ludzi z Greenloop nie będzie za późno, bo szybko po wybuchu niedaleko wioski rozlega się niepokojące wycie. Spóźniona pomoc dociera już tylko na zgliszcza.
Możecie być pewni, że będzie się działo… Takie sytuacje obnażają prawdziwą naturę ludzi.
„Życie poza owczym stadem jest świetne, dopóki nie rozlegnie się wycie wilków…”
*
Czy mogłam przejść obojętnie obok nowej powieści Maxa Brooksa? Ano nie! Horror z gatunku animal attack to gatunek, którego chyba jeszcze nigdy nie czytałam i bardzo, ale to bardzo chciałam się przekonać, czy będzie to, coś co przypadnie mi do gustu.
Przypadło. I to jeszcze jak!
Bo chociaż w powieści mamy rzeczywiście atak zwierzęcia, w tym przypadku sasquatcha, a właściwie sasuqtchy, przedstawiony bardzo obrazowo (czytaj: brutalnie) i z pewnością niektóre sceny nie są dla każdego, to Brooks głównie skupia się na ludziach. Ich naturze, instynkcie, samozaparciu i woli przetrwania.
*
„Dewolucja” zawiera w sobie wszystko to, co kocham w powieściach: dobrze skonstruowaną fabułę, która wciąga, mimo że teoretycznie wiemy co się stało; dodatkowe wstawki budujące kontekst i wyjaśniające niektóre kwestie, przez co wydarzenia, które śledzimy nabierają większego znaczenia i głębi oraz dobrze zbudowane charaktery postaci, bo imo że poznawałam je przez pryzmat wpisów w dzienniku Kate postrzegam je jako osoby z krwi i kości, z wadami, zaletami i skrywanymi sekretami.
Autor postawił na relację z pierwszej ręki w postaci dziennika jednej z ofiar ataku sasquatchy, uzupełnioną wywiadem oraz doniesieniami, co nadaje całej historii autentyczności.
Jedyne do czego właściwie miałabym zastrzeżenia, to trochę za długo, jak dla mnie, trwało budowanie klimatu i podwaliny pod to, co działo się w drugiej połowie powieści. Za to, gdy nastąpiło już tąpnięcie i akcja ruszyła z kopyta ciężko było mi się oderwać od lektury.
„Moim zdaniem ludzki mózg nie lubi tajemnic. Zawsze szukamy odpowiedzi na to, co niewyjaśnione. A jeśli nie dają nam jej fakty, próbujemy coś wymyślić, na podstawie dawnych opowieści”.
*
Skrupulatnie budowane napięcie i charakterystyki poszczególnych postaci owocują w drugiej połowie, gdy dynamika ulega zmianie i rozpoczyna się walka o przetrwanie nie tylko w walce z przyrodą, ale i groźnymi istotami, co do istnienia których pozostawało wiele wątpliwości. Natomiast czytelnik śledzi zmiany jakie zachodzą w poszczególnych postaciach, jak powstałe okoliczności wydobywają na światło dziennie ukryte lub maskowane wcześniej cechy. To była - dla mnie - ogromna zaleta tej powieści.
Z pewnością „Dewolucja” Maxa Brooksa stała się jedną z moich ulubionych powieści i z pewnością kiedyś ponownie do niej wrócę.
Moja ocena 8/10
Cytaty:
„Z daleka doleciało ciche wycie. Nie wilcze, a na pewno nieprzypominające wilczego wycia, jakie słyszy się na filmach. (…) Mógł to być zarówno dźwięk wiatru przepływającego między wysokimi drzewami, jak i odbijające się po górskich zboczach echo”.„(…) poczucie, że coś się widziało, a wiedza, co się widziało, to dwie różne sprawy”.„Może instynkt podpowiedział im, że czas zamienić ewolucję w dewolucję i wrócić do natury, aby odzyskać to, co kiedyś do nich należało”.„Nikt się nie odezwał, wszyscy prawdopodobnie zastanawiali się, czy naprawdę cokolwiek było słychać. Chwilę potem rozległ się krzyk. Ludzki”.„Zdumiewające, jak szybko może zmienić się postrzeganie otoczenia. (…) kiedy byłam tu z Danem kilka dni wcześniej, myślałam tylko o znajdującym się tu jedzeniu, a teraz rozglądam się w poszukiwaniu czegokolwiek do obrony. Przestrzeń się nie zmieniła, ale zmieniły się priorytety”.„Marzy im się życie w harmonii z naturą, tyle że zbyt późno dociera do nich - i to nie do wszystkich - że natura nie ma nic wspólnego z harmonią”.
Komentarze
Prześlij komentarz