"Strażnik piekła" Maks Dieter i o tym, dlaczego nie będzie oceny

Dzień dobry

Dzisiejszy wpis będzie o tym, dlaczego nie doczytałam do końca.

Powieści grozy są jednymi z moich ulubionych i chętnie po nie sięgam. W przypadku „Strażnika piekła” Maksa Dietera dodatkowym smaczkiem była akcja w Polsce, dotykająca bolesnego okresu drugiej wojny światowej (czego raczej unikam, ale tym razem pomyślałam, że może być ciekawie).

"Strażnik piekła"
Maks Dieter



Stron: 434
Gatunek: horror
Wydawnictwo: selfpublishing
Opis: Powieść jest horrorem rozgrywającym się na polskiej wsi. Bohaterem jest dwunastoletni Maciek, który wraz z kolegami wpada na trop przerażającej tajemnicy kryjącej się w starej chacie w lesie. Dom jest zamieszkiwany przez osobnika wśród miejscowej ludności nazywanego Starym Dziadem.

Wbrew logice i ostrzeżeniom kolegów Maciek postanawia dowiedzieć się, co to za sekret, zacieśniając ryzykowną znajomość z człowiekiem, który – jak się wkrótce okazuje – ma ścisły związek z pobliskim obozem zagłady. Wkrótce chłopak przekonuje się, że niektórych tajemnic nie powinno się odkrywać.

Budzą się przerażające siły, które sprawią, że Maciek wraz z kolegami będzie musiał walczyć o życie.

*** *** ***

Trochę ten mój zapał do czytania zmalał jak zobaczyłam drobny druk. Lata swoje mam, wzrok już nie taki jak dwie dekady temu i ogólnie źle mi się czyta taką drobnicę. Za każdym razem mam jednak nadzieję, że nie będzie to stanowiło przeszkody, że mnie nie zniechęci.

Niestety, dobre chęci sobie, rzeczywistość sobie: czytanie męczyło, długie, zbite bloki tekstu zniechęcały, zaś akcja rozwijała się dość wolno.

I to właśnie był główny powód, dlaczego nie dokończyłam lektury. Po stu pięćdziesięciu stronach nadal nie czułam się dostatecznie wciągnięta w fabułę, ani nie czułam piekącego zainteresowania sekretami, które być może czaiły się dalej. Owszem, pojawiły się jedna czy dwie intrygujące mnie kwestie, ale te zajawki nie wystarczyły.

*

Doszło do zderzenia moich oczekiwań z konstrukcją fabuły. Oczekiwałam grozy i szybszej akcji. Grozę autor dawkuje dość oszczędnie (nie wiem, może dalej jest lepiej), a sama akcja rozwija się niespiesznie. Dynamiczne sceny, które się pojawiły zanim porzuciłam czytanie na ogół były stopowane przez zbyt długie, jak na tę okoliczność, opisy.

Kiedy odłożyłam książkę na rzecz innej, praktycznie o niej zapomniałam i doszłam do wniosku, że może lepiej jeśli nie będę kontynuować, co może wzbudzić niepotrzebną frustrację i wpłynąć na ocenę końcową.

*

Pomysł na książkę bardzo mi się spodobał. Nie można również odmówić autorowi dobrego, przyjemnego w czytaniu stylu. Rozumiem zamysł, że napięcie i groza mają stopniowo narastać, że trzeba poczekać na wyjaśnienia (na bardziej kuszące tajemnice być może także), czułam także delikatny powiew inspiracji S. Kingiem, lecz w czasie, gdy „Strażnik…” do mnie trafił nie miałam w sobie do niego dość cierpliwości.

Dlatego nie oceniam tej książki. A to, że mnie zmęczyła mogło wynikać z różnych czynników (konstrukcji, jak i moich czytelniczych okoliczności) i z tobą, potencjalny czytelniku, może być inaczej.


Będę śledzić pisarskie poczynania Maksa Dietera, bo myślę, że coś z twórczości tego autora może mi się spodobać.

Po powieść sięgnęłam dzięki udziałowi w booktourze zorganizowanym przez Czytam dla przyjemności.

Komentarze