"Leć, Motylku!" Dominika Smoleń - opinia

Dzień dobry :)


Temat zaburzeń i chorób psychicznych zawsze jest dla mnie kuszący i chociaż do powieści z takim motywem podchodzę ostrożnie, to jednak z dużą dozą ciekawości. O anoreksji czytałam wiele lat temu i była to książka dla młodzieży. Zrobiłam na mnie niesamowite wrażenie. Temat ciężki i wymagający, jeśli brać pod uwagę użycie go w historii beletrystycznej.

Nie mogłam się nie skusić na "Leć, Motylku!" Dominiki Smoleń, w przypadku, którego już sam tytułu mocno sugeruje o czym będzie książka (o ile liznęło się już co nieco tematu tego akurat zaburzenia odżywiania).Za możliwość przeczytania książki dziękuję autorce oraz wydawnictwu.





"LEĆ, MOTYLKU!"
Dominika Smoleń


Stron: 288
Gatunek: obyczajowa, romans
Wydawnictwo Lucky

Opis:

Ludzie mówią, że anoreksję da się wyleczyć, ale Viktoria nie jest tego taka pewna. Chociaż od momentu zachorowania minęło już kilka lat, a psychiatra uważa, że Viki uwolniła się od tej przypadłości, to jednak głos w głowie dziewczyny dalej namawia ją do tego, by trochę schudła.
Kiedy Viktoria postanawia rozpocząć studia na lokalnej uczelni, zaczyna być coraz gorzej, a ona nie ma już sił, by opierać się chorobie, która powoli wraca do niej ze zdwojoną siłą.
Na horyzoncie pojawia się jednak ktoś, kto za wszelką cenę będzie chciał pomóc dziewczynie wygrać to kolejne starcie. Pozostaje tylko pytanie, czy uda się to zrobić na czas?
„Leć, Motylku!” to historia o tym, że czasem najtrudniej jest walczyć z samym sobą.

*** *** ***

Garść cyferek i definicji

Najbardziej rozpoznawalnymi zaburzeniami odżywiania są anoreksja i bulimia, ale klasyfikacja według ICD - 11 obejmuje, aż 8 rodzajów zaburzeń z tego spektrum. Wspomniane jednostki chorobowe przejawiają się najczęściej w okresie dojrzewania, ale zdarza się, że chorują także osoby dorosłe. Coraz częściej pojawiają się przypadki zachorowań u dzieci, u których proces dojrzewania jeszcze się nie rozpoczął. Zaburzenia odżywiania nie dotyczą tylko dziewcząt, dotykają także chłopców, choć w dużo mniejszej liczbie (wg stanu na 2005 rok, to około 5-10% przypadków).

Anoreksja to nie inaczej niż jadłowstręt psychiczny, natomiast bulimia to napadowe objadanie się, a potem wywoływanie wymiotów, intensywne ćwiczenia mające na celu spalenie tego co się zjadło, głodówki i inne zachowania mające na celu szybkie pozbycie się dodatkowych kalorii.

Obie choroby zaczynają się niewinnie, ale prowadzą nie tylko do wyniszczenia młodego organizmu, lecz także do śmierci. Zaburzenia odżywiania to temat, które zdecydowanie nie wolno lekceważyć i należy wykazać się wyjątkową czujnością, gdy dziecko zaczyna zmieniać swoje nawyki żywieniowe.


Okej, to przejdźmy do książki...


Poznajemy młodziutką, nastoletnią Viki, która chce tylko troszkę schudnąć, chce mieć trochę kontroli nad swoim życiem. Zmiany jakie nastąpiły mają wpływ na jej samopoczucie, a dodatkowo rodzice się nie dogadują. Prolog, jak to prolog wprowadza nas w temat, pokazuje jak rozpoczęła się u Viki ta choroba, a potem nagle przeskakujemy o parę lat do przodu i oto bohaterka idzie na studia i mogłoby się wydawać, że piekło zaburzeń odżywiania ma już za sobą (a przynajmniej tak mówią jej lekarz i terapeutka).

Ten przeskok mnie zdziwił, ale i zaintrygował. Automatycznie pojawiły się w mojej głowie scenariusze co do dalszych wydarzeń i czytałam z pewną niecierpliwością i chęcią otrzymania odpowiedzi na pytania, które pojawiły się po prologu.

***

Nie powiem, zaczęło się ciekawie. Bardzo prosty i niewymagający styl sprawia, że powieść można przeczytać w jedno popołudnie.

W głównej mierze skupiamy się na przeżyciach Viki, a że narracja jest pierwszoosobowa dość dokładnie poznajemy jej myśli i odczucia. I na tych przemyśleniach się na moment zatrzymam. Nie ukrywam, że głównie spodziewałam się opowieści o walce bohaterki z jej zaburzeniem i dostałam to, a przynajmniej tak jakby.

Ogromnie podobało mi się przedstawienie myśli i zachowań Viki, gdy poszła na studia, nastąpiły poważne zmiany i przybrało na sile to charakterystyczne, dla osób z tym zaburzeniem, myślenie, a choroba odezwała się na nowo. To, podkreślam, niesamowicie dobrze autorka pokazała. A także to, że zmiana i proces leczenia to nie tylko przybranie na wadze i osiągnięcie określonych wyników, to przede wszystkim zmiana w myśleniu i uświadomienie sobie, że nie możemy wyzdrowieć dla kogoś. Aby terapia i leczenie miały sens i przyniosły efekt, trzeba chcieć wyjść z choroby dla siebie. Aczkolwiek mimo wszystko miałam wrażenie, że Viki to jednak bardziej z miłości chciała zmiany, a nie z wewnętrznej potrzeby, ale być może coś nie do końca do mnie trafiło.

Poza tym wydawało mi się, jakby bohaterka składała się tylko i wyłącznie z myślenia o swojej chorobie. A nie czarujmy się poważnych spraw, które na nią wpływały miała kilka. I właśnie o tych kilku innych ważnych sprawach prawie wcale nic nie ma, a to co jest dostałam w niezbyt zadowalającej ilości i jakości.

***

Za najfajniejszą postać w "Leć, Motylku!" uznaję Alexa. Kiedy do pokoju w akademiku przydzielili naszej bohaterce wysportowanego przystojniaka prychnęłam. Autentycznie, prychnęłam, ale zacisnęłam zęby i czytałam dalej. Okazało się, że Alex jest całkiem fajną postacią. Wesoły, otwarty, bardzo pozytywny, trochę przeidealizowany (mimo trudnej przeszłości), ale czytało mi się go z przyjemnością. Wątek, w który wplątała go autorka ciekawy, ale też trochę zmarnowany. To znaczy rozumiem, że głównie skupialiśmy się na problemach Viki, ale skoro już temat się pojawił, szkoda, że jego potencjał nie został do końca wykorzystany.

Główna para bohaterów, poza nimi jakaś tam koleżanka, jakiś kolega, okazjonalnie mama. I nie zapominajmy o ojcu, który wyskakuje jak filip z konopii pod koniec książki, jakby ten dramat, który autorka zaserwowała był konieczny. Ano nie był. Nie dla mnie. Czasem można przedobrzyć z nadmiarem dramatyzmu. I jeśli chodzi o postacie to tyle. Słabo. Tym bardziej, iż postacie drugoplanowe to zaledwie blade zarysy, nie do końca opracowane.

***

"Wcześniej nie miałam motywacji do tego, żeby się starać, żeby walczyć. Chciałam tylko przeżyć, żeby nie zasmucić mojej mamy, która tak bardzo o mnie dbała (...)."

***

Fajnie, kiedy podczas czytania może sobie popracować wyobraźnia. W przypadku najbliższego otoczenia bohaterów, kampusu, samego uniwersytetu, którego nazwy nigdzie nie spostrzegłam, miała ogromne pole do popisu.

A skoro już o miejscach mowa, to odniosłam wrażenie, że akcja toczy się przeważnie w pokoju akademickim i czasem na siłowni. Tak naprawdę nawet nie wiem jak nazywało się miasteczko, w którym uczyła się Viki. Zupełnie jakby autorka tak bardzo skupiła się na życiu wewnętrznym swojej bohaterki i przypominaniu czytelnikowi, że mowa o anoreksji, że pewne detale jej umknęły. Ale jak mówię, za to może poszaleć wyobraźnia i uniwerek Viki i Alexa może wyglądać jak tylko chcecie :)


***

Wierzycie opisom? Mam nadzieję, że nie, bo czasem mogą człowieka solidnie zawieść.

W przypadku "Leć, Motylku!" tak właśnie było, przynajmniej w moim odczuciu. Spodziewałam się walki, a co za tym idzie przybliżenia tematu wychodzenia a anoreksji, ale nie tylko pod kątem osobistych przeżyć chorej osoby. Mamy jakieś napomknienia, ale raczej symboliczne. To przeżywanie bohaterki też jest ważne, to prawda i przypomnę, że autorka świetnie to przedstawiła, ale odczuwam ogromny niedosyt. Chyba po prostu spodziewałam się bardziej kompleksowego podejścia do tematu.

***

Ogólnie mam straszny problem w przypadku tej powieści. Dla mnie to nie historia o dziewczynie, która walczy z tą straszną, wyniszczającą chorobą, ale historia miłosna, opierająca się na tym temacie, który nie pojawia się często w tego rodzaju publikacjach (a przynajmniej ja się nie spotkałam). Bo owszem, Viki cierpi na anoreksję, podejmuje decyzję o pójściu na terapię grupową, mamy wzmiankę, że podczas ostrej fazy choroby trafiła do szpitala psychiatrycznego, ale to tylko puste słowa. Czy w szpitalu nie miała terapii grupowej, która jest dla niej taką nowością? Czy nie spotkała tam inne, bardziej niż ona sama wyniszczone osoby, które tak zaszokowały Viki podczas pierwszej wizyty? Dlaczego mama tak szybko i łatwo odpuszcza widząc, że Viki schudła, a wierzcie mi rodzic, którego dziecko cierpi na to zaburzenie tym bardziej jest wrażliwy na tym punkcie?

Myślę, że autorka miała świetny pomysł, ale coś poszło nie tak. Szkoda, wielka szkoda, bo to mógł być kawałek dobrej powieści.

***

"(...) Jeśli los naprawdę maczał w tym palce, to na pewno chciał, żebyśmy w końcu ułożyli sobie wszystko tak, jak powinno być. Żebyśmy mogli zacząć na nowo, bez całego tego syfu."

***

Podsumowanie


"Leć, Motylku!" Dominiki Smoleń było pierwszym moim spotkaniem z piórem tej autorki. Moją uwagę przykuł poruszany temat, ale wykonanie było mało satysfakcjonujące. Prosty styl pozwala przeczytać powieść bardzo szybko. Poruszony temat jest ważny i powinno się często o nim mówić i autorka wykazała się wiedzą na temat anoreksji, jednak nie każdy aspekt związany z tą chorobą poruszyła. Najistotniejsze jest to, iż pokazała, że wyleczenie jest bardzo trudne, wymaga wsparcia, terapii i ciężkiej pracy nad sobą i nawet jeśli wydaje się, że najgorsze już minęło, trzeba mieć się cały czas na baczności.

Pomimo poruszonej tematyki to, moim zdaniem, taka powieść do przeczytania na szybko i (przykro mi to pisać) zapomnienia. Nie znalazłam w niej niczego, co wymagałoby większego skupienia.

Było jednak sporo rzeczy, których mi zabrakło. Uświadamianie, zagrożenia jakim jest  anoreksja, że może prowadzić do śmierci, jest jak najbardziej ok, szkoda, że autorka nie za bardzo wspomniała o spustoszeniu jakie ta choroba niesie dla organizmu. Wspomniane jest, że bohaterka nie miała siły by wstawać. A gdzie jej problemy z miesiączkowaniem, gdzie anemia, wypadanie włosów, problem z termoregulacją ciała i inne? Zdawałoby się detale, ale mnie ich zabrakło.

A jeśli ciekawi was ile razy w tekście pojawia się słowo: anoreksja i jego odmiany, to uprzejmie informuję, że 34. Tak, policzyłam, bo wyjątkowo bodło mnie to po oczach.

Czy polecam? Nie wiem. 

Moja ocena 7/10 (tylko ze względu na przesłanie).

Komentarze