Dokładnie nie wiem, kiedy to wszystko się zaczęło, a właściwie – kiedy się posypało: mniej więcej dwa lata temu, w październikowy sobotni poranek.
Strasznie dawno nie czytałam nic Musso, a kiedyś był jednym z moich ulubionych autorów. Urzekł mnie stylem, pomysłami na fabuły oraz nieoczekiwanymi zwrotami akcji, a zakończenia jego powieści niejednokrotnie wprowadzały mnie w konsternację.
Po „Sekretnym życiu pisarzy” moja fascynacja nieco osłabła. Jednakże nie przeszkodziło mi to w dodawaniu na półkę Legimi kolejnych, ukazujących się powieści tego autora.
Po „Nieznajomą z Sekwany” sięgnęłam, bo szukałam czegoś lekkiego, krótkiego, niewymagającego skupienia, a jednocześnie z frapującą fabułą. Trzeba przyznać Musso, że jego książki mają optymalną objętość, czytają się szybko niezależnie od tego co się dzieje w książce (przynajmniej w moim przypadku), a jednocześnie jest na tyle prosto i nieskomplikowane, że nie trzeba jakoś wyjątkowo główkować. Niemniej czasem chciałoby się dostać coś bardziej pogłębionego...
Książkę przeczytałam korzystając z Legimi.
„Nieznajoma z Sekwany”
Stron: 352
„Nieznajoma z Sekwany”
Guillaume Musso
Stron: 352Gatunek: kryminał, thriller
Wydawnictwo Albatros
Na szczęście te nazwy niewiele wnosiły do fabuły, więc sobie je omijałam, nie starałam się ich nawet wymówić w myślach. Interesowała mnie tylko zagadka i jej rozwiązanie. Co w pewnym stopniu przełożyło się również na moje relacje z bohaterami, ale o tym troszkę dalej.
Zanim do tego doszło autor zastosował kilka zwrotów akcji, które poważnie kazały mi się zastanawiać do czego to rzeczywiście prowadzi. A także mieć pewne obawy, czy zakończenie udźwignie to, co się działo przez całą powieść.
*
Fabuła jest zakręcona. Kiedy wydaje się, że domyślamy się w jakim kierunku zacznie dalej podążać następuje zwrot w zupełnie nieoczekiwaną stronę.
Nie powiem, lubię to perfidne wodzenie na manowce i chociaż tutaj pozornie wszystko w finale się spina i wyjaśnia (chociaż nie ukrywam, jako czytelniczka nie przepadam za takimi zakończeniami nawet jeśli nie polubiłam się z postaciami) to jednak odczuwam ogromny niedosyt.
Brakowało mi szerszego wyjaśnienia oraz pojawiły się pytania, na które nie uzyskałam (bądź przegapiłam, co jest również prawdopodobne) odpowiedzi: dlaczego teraz? Co zainicjowało te wydarzenia?
Ale pomysł w motywem jednej z postaci z mitologii greckiej intrygujący. Zaskoczyłam się i chociaż miałam pewne obawy, w którą stronę to może zmierzać, to jednak w tej materii czuję się usatysfakcjonowana.
Tytułowa nieznajoma z Sekwany pojawiająca się, by za chwilę zniknąć to preludium do poznania historii nie tylko jej, ale i innych postaci. Właściwie to głównie innych, bo jak się tak głębiej nad tym zastanowić to owa nieznajoma nieznajomą pozostaje, mimo że poznajemy jej personalia. W tym także głównej postaci, komisarz Roxane Montchriesten. Nie polubiłyśmy się z Roxane. Irytowała mnie, a jej losy niewiele mnie obchodziły.
Wątkiem, który mi totalnie nie leżał był ten dotyczący siostry Raphaela, głównego bohatera. Po co to było? Nie wiem. Może dla dramatyzmu? Biorąc pod uwagę finał miało nadać mu jakiegoś głębszego sensu? Trudno stwierdzić. Nie kupiło mnie to, a wręcz odwrotnie.
Podobnie miałam z innymi postaciami. Co w sumie w przypadku tego typu powieści nie stanowi wielkiego zaskoczenia. Przy książce trzymały mnie zawiłości fabuły, a trzeba przyznać, że Musso był tu bardzo pomysłowy.
Obawiałam się, że finalnie wszystko skręci w bardzo dziwaczne rejony, takie bardziej nieprawdopodobne i fantastyczne. Co prawda, gdy myślałam później nad finałem i wyjaśnieniami, to nie do końca to kupuję. Mam pewne zastrzeżenia i parę pytań też mi się nasunęło.
*
Ogólnie „Nieznajoma z Sekwany” G. Musso, była całkiem fajnym powrotem do jego twórczości. Miałam jednak odczucie, że jest nieco przekombinowana, chaotyczna oraz płytka, jeśli chodzi o charaktery postaci, co między innymi wpłynęło na ocenę.
Wydawnictwo Albatros
*** *** ***
Lubię, gdy właściwie od samego początku jestem wciągnięta w zagadkę, a niewiadome mnożą się na potęgę. Zanim zaczęłam, to zapomniałam, że będę miała do czynienia z akcją we Francji, więc będzie mnóstwo nie tylko francuskich imion, ale i nazw. Już pal licho z miastami, ale ulic i dzielnic.Na szczęście te nazwy niewiele wnosiły do fabuły, więc sobie je omijałam, nie starałam się ich nawet wymówić w myślach. Interesowała mnie tylko zagadka i jej rozwiązanie. Co w pewnym stopniu przełożyło się również na moje relacje z bohaterami, ale o tym troszkę dalej.
Zanim do tego doszło autor zastosował kilka zwrotów akcji, które poważnie kazały mi się zastanawiać do czego to rzeczywiście prowadzi. A także mieć pewne obawy, czy zakończenie udźwignie to, co się działo przez całą powieść.
*
Fabuła jest zakręcona. Kiedy wydaje się, że domyślamy się w jakim kierunku zacznie dalej podążać następuje zwrot w zupełnie nieoczekiwaną stronę.
Nie powiem, lubię to perfidne wodzenie na manowce i chociaż tutaj pozornie wszystko w finale się spina i wyjaśnia (chociaż nie ukrywam, jako czytelniczka nie przepadam za takimi zakończeniami nawet jeśli nie polubiłam się z postaciami) to jednak odczuwam ogromny niedosyt.
Brakowało mi szerszego wyjaśnienia oraz pojawiły się pytania, na które nie uzyskałam (bądź przegapiłam, co jest również prawdopodobne) odpowiedzi: dlaczego teraz? Co zainicjowało te wydarzenia?
Ale pomysł w motywem jednej z postaci z mitologii greckiej intrygujący. Zaskoczyłam się i chociaż miałam pewne obawy, w którą stronę to może zmierzać, to jednak w tej materii czuję się usatysfakcjonowana.
Śledztwo niezauważalnie zmieniło kierunek. Już nie chodziło o zwykłe zniknięcie, pojawiło się coś innego. Roxane zrozumiała, że zaczęła partię szachów z okrutnym i nieustępliwym przeciwnikiem.
Tytułowa nieznajoma z Sekwany pojawiająca się, by za chwilę zniknąć to preludium do poznania historii nie tylko jej, ale i innych postaci. Właściwie to głównie innych, bo jak się tak głębiej nad tym zastanowić to owa nieznajoma nieznajomą pozostaje, mimo że poznajemy jej personalia. W tym także głównej postaci, komisarz Roxane Montchriesten. Nie polubiłyśmy się z Roxane. Irytowała mnie, a jej losy niewiele mnie obchodziły.
Wątkiem, który mi totalnie nie leżał był ten dotyczący siostry Raphaela, głównego bohatera. Po co to było? Nie wiem. Może dla dramatyzmu? Biorąc pod uwagę finał miało nadać mu jakiegoś głębszego sensu? Trudno stwierdzić. Nie kupiło mnie to, a wręcz odwrotnie.
Podobnie miałam z innymi postaciami. Co w sumie w przypadku tego typu powieści nie stanowi wielkiego zaskoczenia. Przy książce trzymały mnie zawiłości fabuły, a trzeba przyznać, że Musso był tu bardzo pomysłowy.
Obawiałam się, że finalnie wszystko skręci w bardzo dziwaczne rejony, takie bardziej nieprawdopodobne i fantastyczne. Co prawda, gdy myślałam później nad finałem i wyjaśnieniami, to nie do końca to kupuję. Mam pewne zastrzeżenia i parę pytań też mi się nasunęło.
*
Ogólnie „Nieznajoma z Sekwany” G. Musso, była całkiem fajnym powrotem do jego twórczości. Miałam jednak odczucie, że jest nieco przekombinowana, chaotyczna oraz płytka, jeśli chodzi o charaktery postaci, co między innymi wpłynęło na ocenę.
Komentarze
Prześlij komentarz