"Każda powieść to brama do innego świata."
„Ulice ciem” to moje trzecie (i jak się ostatecznie okazało całkiem udane) podejście do twórczości Katarzyny Puzyńskiej.
Kiedyś, dawno temu - tak może z pięć, sześć lat wstecz - postanowiłam poznać „Motylka” i dość szybko dałam sobie spokój. Już nawet nie pamiętam co sprawiło, że przerwałam lekturę. Podejrzewam, że spodziewałam się czegoś bardziej dynamicznego. Całkiem niedawno skusił mnie „Bezgłos”, ale po przeczytaniu kilku stron odłożyłam go na rzecz książkowych zobowiązań. Oczywiście kiedyś do niego wrócę, raczej później niż wcześniej, ale przeczytam.
W marcu tego w moje ręce trafiły „Ulice ciem”. Pierwsza powieść Katarzyny Puzyńskiej, którą przeczytałam do końca. I zapewniam, że nie ostatnia. Może nie zostanę zagorzałą fanką tej autorki, przynajmniej nie w tym momencie, ale jestem pewna, że sięgnę po inne książki jej autorstwa.
„Ulice ciem”
Katarzyna Puzyńska
Stron: 520
Gatunek: kryminał
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
*** *** ***
Powieść podzielona jest na dwie linie czasowe: 1939 (lipiec, sierpień) oraz współcześnie (grudzień) oraz perspektywy trzech głównych bohaterek (współczesnej Zosi oraz żyjących przed II wojną światową Hani i Mańki).
Choć postaci dzielą dziesiątki lat poruszają się po ulicach Warszawy, a nawet spotykają te same osoby i odwiedzają te same miejsca. To jednocześnie fascynujące i frustrujące. Nie muszę tłumaczyć dlaczego fascynujące, ale dlaczego frustrujące? Ciężko było mi się odnaleźć w tych ulicach. Nie znam stolicy, nazwy dzielnic niewiele mi mówią, gubiłam się w nazwach ulic. Nie potrafiłam ich sobie zwizualizować. Zabrakło mi mapki miasta, choćby uproszczonej i już nawet niekoniecznie całej.
*
Nie nawiązałam jakiejś szczególnej więzi z bohaterami, choć do końca kibicowałam Hance. Perspektywę Mańki stylizowaną w całości na gwarę warszawską czytało mi się najciężej. I tak właściwie nie przyzwyczaiłam się do niej do samego końca.
Całość jednak jest świetnie skonstruowana, trzymająca w napięcia i serwująca kolejne tajemnice do odkrycia. Końcówka (tak może ostatnia ¼ ) bardzo wciągająca. Nie mogłam przestać myśleć o tym, żeby tylko dorwać się do książki i poznać zakończenie. Takiego zwrotu akcji absolutnie się nie spodziewałam.
Co prawda podobała mi się idea magicznej księgarni i jej dwa oblicza, nierozłączne i nieustannie wpływające na siebie oraz dwóch braci, grających w, moim odczuciu, w bardzo specyficzna grę, mający realny wpływ na rzeczywistość, ale nie miałabym nic przeciwko odarcia fabuły z tego magicznego wdzianka i zmianę sposobu poznawania przez Zosię przeszłości.
*
Ogólnie, „Ulice ciem” spełniły swoje zadanie.
Zaciekawiły i wciągnęły, zaserwowały fajną zagadkę i uprzyjemniły kilka godzin. Prócz zagadki kryminalnej znalazłam w książce również między innymi motywy równoważenia się dobra i zła, godności ludzkiej niezależnie od pochodzenia, traumy pokoleniowej, uświadamianie jej sobie i pokonywanie, poznawanie przeszłości rodzinnej. Nie brak tu opisów życia półświatka przedwojennej Warszawy oraz zobrazowanie przepaści pomiędzy grupami społecznymi.
Książkę przeczytałam w ramach udziału w booktourze zorganizowanym przez Kryminał na talerzu.
Moja ocena 7/10
Komentarze
Prześlij komentarz