"Różowe lata" K.M. Jurkowska - opinia

W 2020 roku przeczytałam książkę Katarzyny M. Jurkowskiej „Gdy ucichną miasta” (pierwszy tom trylogii postapokaliptycznej). Co prawda nie udało mi się do tej pory przeczytać kontynuacji, ale absolutnie nie przeszkodziło mi to zainteresować się najnowszą historią tej autorki, czyli „Różowymi latami”. Tym razem autorka poszła w kierunku powieści obyczajowej z wątkiem romantycznym.

„RÓŻOWE LATA”
K. M. Jurkowska


Stron: 358
Gatunek: obyczajowa, romans
Wydawnictwo: Katarzyna M. Jurkowska / KMJ

*** *** ***


Zabierałam się za „Różowe lata” po zupełnie innych gatunkowo publikacjach. Czułam też, że odwykłam od obyczajówek i miałam pewne obawy jak przyjmę losy Julii, głównej bohaterki, oraz towarzyszących osób. Czy fabuła mnie wciągnie? Czy polubię się z postaciami? Jedyne co wiedziałam na pewno to to, że autorka potrafi snuć ciekawą opowieść, a skoro urzekła mnie Ulą z „Gdy ucichną miasta” dlaczego nie miałaby tego zrobić w przypadku Julii.

*

To, co rzuciło mi się w oczy po pierwszych stronach to kreacja bohaterów. Julia i Anka to dwie skrajnie odmienne osobowości.

Anka głośna, imprezowiczka, zmieniająca co chwilę obiekty swoich uczuć, czerpiąca z życia garściami. Oraz Julia – cicha, skrajnie nieasertywna, dająca się wciągać w imprezowe plany współlokatorki, z trudem wiążąca koniec z końcem, żyjąca przeszłością i bojąca się spoglądać w przyszłość. Do tego duetu szybko dołączył Mateusz – spokojny, sympatyczny, ambitny chłopak oraz Bee – nastolatka mieszkająca z chorą babcią.

Każda z postaci ma swoje cele i niejednokrotnie bolesną przeszłość. No, może poza Julią, ona zdaje się, być przykuta łańcuchem do przeszłości, boi się zawalczyć o siebie, swoją pasję i marzenia.

Uwielbiam Mateusza. Bee, a nawet Ankę, chociaż ona niesamowicie mnie na początku irytowała. Uwielbiam Julię. Początkowo nie rozumiałam jej braku asertywności. Potem przyszło wyjaśnienie i jeszcze silniejsza chęć by dziewczyną potrząsnąć. Miałam wrażenie, że pozostali bohaterowie się rozwijają, przechodzą swoje przemiany, a ona jako jedyna tkwi w miejscu. Jakby czekała na specjalnie szturchnięcie od losu.

I dostaje go. Brutalnie. Jak cios w splot słoneczny.

Takiego zwrotu akcji się nie spodziewałam.

*

A potem coś nas rozłączyło. W sensie mnie i fabułę. Mnie i Julkę. To znaczy wiecie… rozumiem, co do przekazania tym segmentem miała autorka, a przynajmniej wydaje mi się, że rozumiem. Tylko że niekoniecznie to do mnie przemawia.

Ale! Czyta się całość bardzo dobrze. Jest bardzo obyczajowo, z subtelnym wątkiem miłosnym typu slow burn, ale o mamo, jak świetnie się to obserwuje. Wskakujemy w życie czwórki młodych bohaterów, przeżywających swoje różowe lata, tylko że… te lata wcale nie są różowe, beztroskie, radosne, jak powinny być, gdy ma się około dwudziestu lat.

Młodzi borykają się w poważnymi problemami, a jednocześnie starają się brać z życia co ma do zaoferowania.

Często miałam wrażenie, że tych trudnych tematów jest za dużo. Że ja tak nie chcę być unurzana w cierpieniu. Chcę radości dla bohaterów, choć odrobiny szczęścia i tej miłości, która zakiełkowała między Julią i Mateuszem. Chcę happy endu, na który zasługują.

*

Finalnie „Różowe lata” sprawiły mi sporo frajdy, a przyjemny płynny styl pozwalał sunąć przez fabułę. Zaryzykuję stwierdzenie, że mimo iż, wszystko sprowadza się właściwie do wspomnianego wyżej szturchnięcia i jego efektów, a po drodze śledzimy urywki z życia Julii to jestem zadowolona z lektury.

Dla mnie ta powieść to historia o podróży w poszukiwaniu odwagi do zerwania z przeszłością, ruszenia do przodu i realizacji marzeń. To piękna opowieść o przyjaźni, bezinteresownej pomocy i życzliwości, rozwijającego się, rozczulającego uczucia, a także skomplikowanych relacjach z rodzicami i niekiedy ich destruktywnych oczekiwaniach i działaniach.

Książkę przeczytałam dzięki współpracy barterowej z autorką.

Moja ocena 7/10



Cytaty:

- Czy… - zawahał się – czy jest coś, co mogę dla ciebie zrobić, żeby ci jakoś pomóc?
W całym swoim dwudziestoletnim życiu Julii nikt nigdy nie zadał jej tego pytania.

Choć rozumiała niesprawiedliwe zasady rządzące społeczeństwem karmionym zabobonami, nie mogła zrozumieć, jakim cudem na osi dziejów mogły znajdować się w tym samym czasie przeszczep serca, loty na Marsa i nietolerancja względem drugiego człowieka tylko dlatego, że miał odwagę się zakochać.

- (…) babcia Bee powiedziała mi mała mi mądrą rzecz. Powiedziała, że żeby osiągnąć w życiu coś oryginalnego, trzeba nie tylko zakasać rękawy, ale i włożyć wygodne buty. (…) Ty nawet nie chcesz tych butów kupić.

Są różne definicje normalności, i do tego mogą się zmieniać w zależności od sytuacji.






Komentarze