ŚMIERĆ, KTÓREJ NIKT NIE ZAUWAŻYŁ.
KOBIETA, KTÓRA SZUKA PRAWDY.
Czy zwróciłam uwagę na nową książkę Miki Modrzyńskiej tylko, dlatego że pojawiło się w tytule słowo „kot” (a właściwie to „kotów”)? Oczywiście. I nie wstydzę się do tego przyznać. Sekundę potem doczytałam o fance podcastów true crime na tropie zbrodni, a po upływie kolejnej zapoznałam się z opisem i wiedziałam, że MUSZĘ przeczytać „Poradnik grzebania kotów”.
Książkę przeczytałam dzięki współpracy barterowej z wydawnictwem.
„PORADNIK GRZEBANIA KOTÓW”
Mika Modrzyńska
Stron: 302
Gatunek: kryminał
Wydawnictwo Zysk i S-ka
*** *** ***
Martyna zniknęła w wieku trzynastu lat. Nikt za bardzo nie przejmował się zaginięciem nastolatki z biednego domu. Wszyscy założyli, że dziewczynka uciekła z domu. Po piętnastu latach zostaje znaleziony szkielet, który należał do zaginionej. Ze względu na brak śladów i tropów, którymi policja może podążyć sprawa zostaje zamknięta.
Ale nie dla Stefanii. Stefania przyjaźniła się z Martyną w czasie, gdy ta zniknęła. Wojażująca po świecie Stefania wraca do rodzinnej wioski. Zawiedziona tym, że mimo dodatkowych informacji policja nie zamierza działać postanawia sama rozwiązać tę sprawę.
Ciężko prowadzić śledztwo samej. Szczególnie, gdy jest się Stefanią. Na szczęście los stawia na drodze dziewczyny - Wincentego. Sąsiada z naprzeciwka.
*
Za co pokochałam „Poradnik grzebania kotów”?
Za motyw przewodni.
Kupują mnie powieści z motywem poszukiwania prawdy po latach, szczególnie gdy za to poszukiwanie zabierają się detektywi z przypadku, posiadający sekrety, które wcześniej z różnych powodów nie zostały ujawnione. A zapewniam, że zarówno Stefania, jak i Wincenty swoje za uszami mają.
Mamy tu i inny rodzaj poszukiwania, skupiony bardziej na samej bohaterce – Stefanii, a mianowicie poszukiwanie samej siebie i swojego miejsca. Stefania nigdzie nie przynależy, ale tym razem rodzi się w niej poczucie, że może mogłaby to zmienić. Na ile ma w tym wpływ pewien sąsiad, to musicie ocenić sami. Niemniej, Stefania jest specyficzną postacią, nietypową i chyba pierwszą taką, z jaką miałam okazję spotkać się w czytanej do tej pory beletrystyce.
Za bohaterów i ich relacje.
Mowa tu oczywiście o Stefanii i Wincencie. Stefcia jest skrajną introwertyczką. Skupia się na określonych rzeczach, rozumie wszystko dosłownie, ma problem z nawiązywaniem relacji społecznych. Dla mnie była uroczą, zagubioną osóbką, która bardzo chce coś zrobić w sprawie śmierci przyjaciółki z dzieciństwa. Gdzieś po głowie chodziła mi myśl, że może być w spektrum autyzmu, ale dziewczyna wychowywała się w czasach, gdy diagnozowanie nie było tak powszechne jak teraz.
Idealnym kompanem staje się sąsiad Wincenty. Chłopak, a właściwie mężczyzna, bo po trzydziestce, otwarty, wygadany, chętny do pomocy. Cieśla z zawodu, po godzinach niespełniony artysta rzeźbiarz. To właśnie głównie on rozmawia z ludźmi i wozi Stefanię wszędzie tam, gdzie dziewczyna nie jest w stanie dojechać rowerem.
Od początku czułam, w którą stronę zmierza relacja tej dwójki. Mimo pewnej oporności Stefanii - dlaczego musicie się sami dowiedzieć – rozkosznie było (właśnie tak, rozkoszne, rozkosznie romantyczne) obserwować jak coś się zaczyna między nimi, przyglądać się ich gestom – niekiedy ledwo zauważalnym. Uwielbiam takie powolne budowanie relacji i bliskości. Przyjemne ciepełko rozlewało mi się w sercu.
Za wydarzenia na koniec.
O matko z córką, co tam się działo pod koniec! Serce mi niemal stanęło w pewnym momencie i jednocześnie nie mogłam uwierzyć w to, co zasugerowała autorka, a z drugiej miałam w tyle głowy: ma to sens i jest prawdopodobne, ale o rany, jak bardzo mi to nie pasuje to mojej wizji końca.
Czy rozwiązanie zagadki było zaskakujące? Nie. Nie było. Za dużo programów o tego typu zbrodniach oglądałam, żeby czuć zaskoczenie. Podobało mi się zachowanie realizmu w tej sprawie przez autorkę. I nie wymyślała na siłę kto i dlaczego.
Za sprawy true crime.
Stefania jest miłośniczką podcastów true crime. Ostatnio to bardzo popularny gatunek i chociaż sama go nie słucham/czytam zbyt często, to zdarzało mi się jednym ciągiem oglądać odcinki na YouTube u Karolina Anna lub programy w TV o prawdziwych zbrodniach. W „Poradniku…” wspomnianych jest pięć takich spraw. Mika Modrzyńska nawiązuje do nich w Posłowiu, które również polecam przeczytać.
Wzmianki o nich autorka poruszyła też na swoim profilu autorskim na Instagramie i zachęcam by tam zajrzeć. Prócz tego znajdziecie tam mnóstwo zawartości dotyczącej bohaterów „Poradnika…”, motywów powieści czy ciekawostek.
*
Dość rzadko trafiałam ostatnio na narrację prowadzoną w pierwszej osobie w czasie teraźniejszym i trochę trwało nim się przyzwyczaiłam. Nawet teraz, gdy wracam do tej powieści jest mi dziwnie, lecz z drugiej strony tak bardzo powiązały mi się ta narracja z historią, że chyba nie wyobrażam sobie by mogła być poprowadzona inaczej.
Jedna rzecz związana z fabułą mnie gryzła (uczciwie dodam, że dopiero gdy zaczęłam czytać drugi raz, bo za pierwszym byłam totalnie zaaferowana śledztwem). Żeby wam nie spojlerować, chodzi nie tylko o pewne istotne znalezisko, co także o samo miejsce. Pozostawione bez zmian przez tyle lat. Zupełnie jakby czekało na Stefanię, żeby mogła popchnąć swoją sprawę do przodu. Ale może się czepiam…
*
Podsumowując…
„Poradnik grzebania kotów” Miki Modrzyńskiej to moja pierwsza powieść tej autorki. Zdecydowanie nie ostatnia. Jestem zachwycona sposobem opowiadania, kreacją postaci i poprowadzeniem wątków romantycznych.
Co prawda nie wiem, czy sięgnę po „Welesównę” czy będę czekać na inną książkę, ale z całą pewnością, nie zapomnę autorki i bohaterów, których poznałam w „Poradniku…”.
Polecam gorąco!
Moja ocena 8/10
Cytaty (mam ich mnóstwo, ale skupię się tylko na paru):
Zatrzymują się przed żeliwną czarną bramką. Stefania naciska klamkę, ale ta nie ustępuje. Dziewczyna ją szarpie, aż Wincenty zaciska dłoń na jej ramieniu. To pierwszy raz, jak ich ciała się dotykają, i Stefania cofa się gwałtownie. Nie ma nic przeciwko Wincentemu, zaskoczył ją tylko.
Wszystkie rozmowy prowadzone przez Stefanię są niezręczne – dlatego jej ulubione rozmowy to te, w których może siedzieć pod ścianą i do nikogo się nie odzywać.
Dojrzewa w niej zaskakująca myśl: czas ponieść konsekwencje tego, co się stało piętnaście lat temu.
Zaginięcie Martyny zmieniło bieg jej życia. Ostatnich piętnaście lat spędziła na zastanawianiu się, gdzie jest jej przyjaciółka. Bywały dni, czasem miesiące, gdy udawało się jej nie myśleć, ale nigdy nie pozbyła się pulsującego z tyłu głowy poczucia winy.
Wszystko jest chaosem – całe życie od początku do końca. Są rzeczy, których Stefania nigdy sobie nie poukłada, i chyba już najwyższy czas, by to zaakceptowała.
Komentarze
Prześlij komentarz