[PATRONAT] "Majaki" Magdalena Czmochowska - opinia

- (…) Ona musi stanąć z tym twarzą w twarz i w końcu poznać tę część siebie, od której ucieka od dwudziestu lat.

“Majaki” są trzecią powieścią Magdaleny Czmochowskiej, którą przeczytałam i pierwszą, której z dumną patronuję. Chociaż “Życie zaczyna się jutro” (druga powieść) skupiające się na temacie depresji i utraty bliskiej osoby mocno we mnie uderzyły - czytałam je w bardzo ciężkim wówczas okresie, to jednak “Majaki”, według mnie, są jeszcze potężniejszego kalibru.

Współpraca barterowa.


"Majaki"
Magdalena Czmochowska


Stron: 360
Gatunek: obyczajowa
Wydawnictwo WasPos  

Opis wydawcy:
 
Magdalena Miłosz mieszka w Londynie, pisze książki i prowadzi całkiem udane życie. Teraz jednak powraca do domu, do Majaków, małego miasteczka nad rzeką - do ukochanej siostry Michaliny, samotnie wychowującej trójkę dzieci, do babci i dziadka, którzy od zawsze byli dla niej opoką. Wraca na ślub matki, choć od dawna ich stosunki nie były nawet serdeczne, jedynie pełne pretensji i niechęci ze strony córki.

Magdalena żyje wspomnieniami o nieżyjącym ojcu, który przez lata w jej oczach urósł do rangi bohatera, człowieka idealnego, najlepszego tatusia pod słońcem, ale nie wie, że pamięć płata jej figle. Magdalena woli nie pamiętać tego, co działo się dwadzieścia lat temu w Domu Kotów.

Tymczasem jej najbliżsi w Majakach robią wszystko, by zatrzymać ją tam na dłużej niż zaplanowane kilka dni; mają nadzieję, że znajoma okolica pomoże jej przypomnieć sobie, co wydarzyło się naprawdę.

Kto zniszczył kapliczkę przy drodze Kim jest mężczyzna z jej wspomnień Dlaczego tak ważne jest to, co kiedyś powiedział ksiądz
Michalina także przeżywa swoje wzloty i upadki po ucieczce od męża alkoholika. Nienawidzi swoich nadprogramowych kilogramów będących wynikiem zajadania stresu, do tego ciążą jej intrygi rodziny zmuszające Magdalenę do pozostania w Majakach. Miłą odskocznią jest dla niej policjant Emil, dawny kolega ze szkoły. Sytuacja wokół niej zagęszcza się, kiedy jej pijany były mąż atakuje Magdalenę na rynku.

Majaki to powieść o tym, że prędzej czy później trzeba stanąć twarzą w twarz z traumą, by móc ruszyć dalej. O tym, że psychozy trzeba zaleczyć, przegonić złe duchy i żyć. Po prostu żyć najlepiej, jak się da.

*** *** ***


Wiedziałam, że to będzie przepełniona emocjami lektura.

Wiedziałam, że będzie to cudowna powieść.

Wiedziałam, że gdy przyjdzie do napisania opinii będę miała pustkę w głowie. Choć może niezupełnie, bo tłucze mi się w myślach: rany, jakie to było dobre!


Od Magadaleny Czmochowskiej biorę wszystko. Dotyka ciężkich społecznie tematów (alkoholizm, molestowanie, depresja), nie owija w bawełnę, wkłada w usta bohaterów dosadne słowa, a jednocześnie potrafi pisać sceny delikatne, piękne i niebywale ciepłe. Ogromnie to sobie cenię.

Poruszane w książce tematy alkoholizmu, przemocy fizycznej i psychicznej, wyparcia traumatycznych wydarzeń osadzają się na duszy grubą warstwą czegoś lepkiego i nieprzyjemnego. Ciężko mi się czytało momenty, gdy bohaterom odbierano godność i pozbawiano poczucia bezpieczeństwa. Szczęśliwie, zaraz potem następowały sceny, które działały niczym balsam na wyzwolone wcześniej emocje.

O dziwo najbardziej odczuwałam nie te momenty, gdy bohaterowie doświadczali cierpienia, lecz w momentach pełnych wsparcia, rodzinnego ciepła i bliskości. To było takie… otulające i wzruszające.

Ważną rolę odgrywa w fabule rozmowa. Historia za historię. A gdy ciężko jest opowiedzieć o przeszłości twarzą w twarz, zawsze można napisać szczerą do bólu wiadomość. Przecież Magda, bohaterka “Majaków”, jest pisarką i świetnie włada słowem, poza tym pisanie pozwala jej w pewien sposób walczyć z demonami przeszłości.

- (…) Pusty plik to sanktuarium moich demonów. Zostawiam je tam, żeby dobrze funkcjonować wśród ludzi i sama ze sobą. Wyobraźcie sobie, że ktoś wszczepia wam pluskwę jak biednemu Neo w Matrixie. Ta pluskwa to zła myśl, która zżera was po kawałku od środka. Zatruwa tak, że ledwo żyjecie, więc zrozumiałe jest, że chcecie się tej gnidy pozbyć. A dobrze wiecie, że każdy z nas ma takie pluskwy. (…) Ja się swoich pozbywam, pisząc. Z każdym zdaniem pluskwy wypadają ze mnie, rozbryzgują po kafelkach, a potem odklejają się w kawałkach od ściany i znikają.

No właśnie… Magda. Trochę trudno było mi ją lubić. To właśnie ona wiedzie tu prym, to ona jest w tej historii najważniejsza. Ona, jej demony i prawda, z którą musi się zmierzyć. Prawdę straszną! Której w sumie nie sposób się nie domyślić, ale i tak autorka namieszała mi w głowie i gdy przyszła pora na wyjaśnienia miałam takie: “Ahaaa… Ma to sens. Dużo sensu.” I było dużo ciekawsze niż moje wcześniejsze założenia.

Doskonale podsumował ją jeden z istotnych bohaterów "Majaków" - Jacek: 
Intrygowała go swoim ciętym językiem, książkami, od których włos jeżył się na głowie, dzikością i wycofaniem. Była jak zwierzątko, na pozór urocze i puchate, ale wystarczyło wyciągnąć rękę, żeby odgryzło ją aż do łokcia.

Z marszu natomiast pokochałam praktycznie całą resztę postaci, które grają tu istotną rolę, czyli: babcię Wandę i dziadka Ignacego, Jacka, Emila, Michalinę, Cezarego.

Dziadkowie są genialni! Rewelacyjnie wykreowani, barwni, sympatyczni, pełni werwy, kochający (swoich bliskich i siebie nawzajem), współczujący, lojalni. Co oczywiście nie przeszkadzało im w słownych potyczkach i przekomarzaniach. I, och, jak cudnie się czytało momenty z ich udziałem :)

- (…) Człowiek nigdy nie jest za stary na to, żeby żyć pełnią życia. Nie jest za stary, żeby nosić się kolorowo, słuchać głośno muzyki, odważnie wyrażać swoje zdanie i mieć prawo do niezgadzania się z tymi, którzy w jego mniemaniu po prostu pieprzą głupoty.

Magdalenie Czmochowskiej rewelacyjnie wychodzi pisanie nie tylko o bolesnych sprawach. Pięknie pisze też o miłości, zarówno tej dotyczącej członków rodzinnych, jak i romantycznej. Kreuje związki zarówno toksyczne, opisane z przerażającą realnością, jak i te zdrowe, o jakich się marzy i za jakimi się tęskni. Robi to z naturalnością i niesamowitym wyczuciem.

*

“Majaki” zapraszają czytelnika do świata, w którym bohaterowie mierzą się z demonami i traumami przeszłości; świata, w którym nie brak scen przemocy, ale też, w którym jest mnóstwo relacji opartych na pozytywnych wartościach, zrozumieniu, miłości i wsparciu. I to właśnie one najmocniej, według mnie, wybrzmiewają.

Zaryzykuję stwierdzenie, że „Majaki” to poniekąd hołd na cześć rodziny, której członkowie, mimo że po przejściach potrafią stworzyć silne, dobre związki, wzajemnie się wspierać i dążyć do zjednoczenia.

- (…) rodzina jest najważniejsza. (…) Obowiązkiem każdego z jej członków są miłość, lojalność i szacunek do pozostałych. Bo to nas scala. To, jak sobie pomagamy, jak jedno za drugie wskoczyłoby w ogień i dałoby nerkę w razie potrzeby.
Komu polecam? Z pewnością każdemu, kto lubi ciężkie emocjonalnie powieści obyczajowe, napisane z kunsztem i bogactwem słownictwa, a przy tym ze znajomością opisywanych tematów.

Może i na twórczość tej autorki do tej pory trzeba było trochę poczekać: "Cholerna książka" (2020), "Życie zaczyna się jutro" (2021), a teraz "Majaki", ale zapewniam, że warto sięgnąć po każdą ze wspomnianych powieści.

Uważam też, że zdecydowanie na okładce powinno znaleźć się stosowne ostrzeżenie przed scenami mogącymi budzić dyskomfort i negatywnie wpłynąć na stan emocjonalny.

Moja ocena 9/10 (jestem totalnie nieobiektywna, bo kocham styl i historie tworzone przez Magdalenę Czmochowską)

Cytaty, które nie załapały się do tekstu z opinią, ale są warte uwagi:

- (…) Wiesz, czym jest nieudana emocjonalna skrobanka? To taki stan, kiedy dłubiesz w sobie wieszakiem w sercu, ale po chwili dochodzisz do wniosku, że kochasz to, co cię zabija.

Cezary wytoczył grill z garażu; potężną maszynę, na której można byłoby chyba upiec hipopotama w całości. Aż chciało się krzyknąć do pieczystego: „Idź w stronę światła!”. Magdalenie na samo wyobrażenie drgnęły kąciki ust.

- (…) Z wchodzeniem w relację z kimś świeżo poznanym jest jak z wchodzeniem do jeziora. Albo rzeki. Z jednej strony cieszy cię myśl o kojącym chłodzie, z drugiej zastanawiasz się, na co nadepniesz.

- Czego się boisz, Magda?
- Kiedyś myślałam, że niczego. Potem, że wszystkiego. Teraz boję się już tylko siebie.
- A kim jesteś?
- Wszystkim i niczym.

Magdalena tysiące razy gadała z nimi na Messengerze, ale dopiero teraz, czując ich szczupłe dłonie oplątane wokół siebie i zapach morelowego szamponu ożeniony z olejkiem do opalania, poczuła, że naprawdę jest z nimi związana. Nie były już kupką kolorowych pikseli, piegowatymi buźkami i chaosem przekrzykiwanych wzajemnie opowieści; były żywe, namacalne, pachnące, ciepłe. Dzieci jej siostry.

- (…) Miłość to zaledwie mały ogień, który wciąż trzeba karmić, żeby nie zgasł. Żeby trwał i płonął bez końca, niczym znicz olimpijski. Bo prawdziwa miłość nie niszczy, tylko buduje szczęście z maleńkich cegiełek. To mrówcza, mozolna robota, ale cholernie opłacalna.

Komentarze