[PATRONAT] "Gilbert" Kinga Fukushima - opinia

Moja przygoda z "Gilbertem" zaczęła się dawno temu, kiedy odkryłam kanał YouTube @dajmishibe prowadzony przez Kingę Fukushimę. Kinga w rewelacyjny sposób opowiada o swoim pisaniu i potrafi świetnie zmotywować. Nic więc dziwnego, że bardzo się ucieszyłam, gdy okazało się, że jej ukochana powieść zostanie wydana.

Dzięki uprzejmości autorki dostałam do przeczytania kilkanaście pierwszych rozdziałów, a potem naturalnym było, że nie tylko zechcę przeczytać pozostałe, lecz również zostać ambasadorką tego tytułu. Finalnie okazało się, że moje logo znajdzie się na okładce „Gilberta” jako jednej z patronek, za co ogromnie dziękuję Kindze oraz Wydawnictwu Dlaczemu.

[Współpraca barterowa]

"GILBERT"
Kinga Fukushima


Stron: 458
Gatunek: obyczajowa, romans
Wydawnictwo Dlaczemu

*** *** ***


„Nie było tutaj mowy o przypadku, nic nie dzieje się bez powodu. To musiało być przeznaczenie, los przyciągał ich ku sobie coraz bliżej i bliżej”.


Wiecie, jeśli chodzi o pisanie to bardzo łatwo podłapuję czyjąś ekscytację i zapał. Kinga tak przekonująco opowiadała o swojej drugiej napisanej książce, tak bardzo kochała Gilberta, że i mnie się to udzieliło. Wiadomo, miałam swoje obawy - jak zawsze, w przypadku debiutu i stylu pisania, którego nie znam - ale „Gilbert” dał mi to, czego oczekuję od lektury: emocji, zrównoważonego dynamizmu, odrobiny humoru, niezapomnianego klimatu i bohaterów, o których myślę po przeczytaniu ostatniej strony.

*

Co mnie urzekło w „Gilbercie”?

Na samym wstępie klimat, czyli Chicago lata 30 XX wieku - czasy Wielkiego Kryzysu, prohibicji, nielegalnej dystrybucji alkoholu, starć rodzin mafijnych, jazzu słuchanego w zadymionych barach. 
Kinga Fukushima poświęciła masę czasu na dokładny research, nie tylko jeśli chodzi o stroje, ale też lokalizację, nazwy ulic, czy nawet potrawy. To wszystko sprawiło, że tak dobrze wczułam się w klimat.

Mafia w staroświeckiej odsłonie - tak prawdę mówiąc mafie mnie nie kręcą. To znaczy współczesne mafie, ale na te z pierwszej połowy ubiegłego wieku, jak widać, patrzę łaskawym okiem. W „Gilbercie” motyw mafii jest silny, bo to z nią związana jest motywacja tytułowego bohatera i to na przykładzie relacji Gilberta z głową z jednej z rodzin doświadczamy brutalnych zasad jakimi rządziły się te struktury. Autorka doskonale jednak zrównoważyła wyżej wymieniony motyw, splatając go z innym, o bardziej emocjonalnym wydźwięku, czyli przeznaczeniu i miłości.

Najbardziej przemówiły do mnie emocje. Ja to jednak jestem w głębi duszy romantyczką, nic więc dziwnego, że kupił mnie motyw przeznaczenia i miłości, która trafia się w zupełnie nieoczekiwanym momencie. Na uwagę zasługuje również motyw męskiej przyjaźni. Obserwowanie jak Gilbert dogadywał się z Garym, jak wzajemnie się wspierali i motywowali to było coś pięknego.

Urzekł mnie też sam Gilbert - w relacjach z kobietami nieśmiały i delikatny, w głębi duszy romantyk. Przyznaję, że w mojej wyobraźni Gilbert pojawił się jako spokojny, trochę nie potrafiący się odnaleźć w swojej rzeczywistości mężczyzna. I bardzo rozczulało mnie jego podejście do płci pięknej. Ale niech was to nie zwiedzie, bo demony Gilberta są bardzo mroczne.

*

Autorka zaskoczyła mnie trzykrotnie.

„W uchylonych drzwiach zamajaczyła twarz pokryta starymi bliznami, które mogłyby opowiedzieć niejedną historię.
- Panowie, można odwiedzić chorego - zakpił mężczyzna z triumfującym uśmieszkiem. - Proszę jednak mieć na uwadze, że jest wycieńczony”.

O matko, jaka to była dobra scena, której kwintesencją jest powyższy cytat. Jak niewiele Kinga Fukushima potrzebowała, żeby odmalować w niej okrucieństwo, a przy tym oszczędzić czytelnikowi czytania drastycznych opisów.

Drugi raz - w garażu Gary’ego, gdy pojawiły się czerwone buciki. Najpierw wstrzymywałam oddech, aby potem oniemiała wpatrywać się tekst. Ależ to było świetne zagranie! Najchętniej zdradziłabym wam o co dokładnie chodziło, ale wiecie.... spojlerom, mówimy stop!

Trzecim takim momentem był epilog. No, ja was proszę, moi drodzy, takiego zwrotu i zawieszenia akcji to ja się w życiu nie spodziewałam. I aż chciałoby się wykrzyknąć: tak się nie godzi! Bo to było takie nieoczekiwane i zrodziło w mojej głowie tyle pytań, domysłów i przypuszczeń, że nie mogę przestać o tym myśleć.

*

Zdecydowanie lepiej czytało mi się dialogi niż opisy. Niemniej Kinga Fukushima świetnie umie w akcję i gdy pojawiają się sceny tego rodzaju, nic ich nie rozprasza, jest tak jak być powinno: krótkie, pełne treści zdania nastawione na dynamikę. I dopiero gdy po walce opada kurz nadchodzi czas na zastanowienie się nad emocjami.

Skoro jest i wątek romantyczny to i pojawiają się sceny bliskości. Są one jednak delikatne jak muśnięcie skrzydeł motyla, wyważone, a najwięcej dzieje się między wierszami.

*

Podsumowując, w „Gilbercie” zdecydowanie nie będziecie się nudzić. Kinga Fukushima umiejętnie utrzymuje uwagę czytelnika. Znajdziecie tu świetnie oddany klimat, motyw nieoczekiwanej miłości, przyjaźni, zemsty, starcie rodzin mafijnych, a co najważniejsze niestereotypowego męskiego bohatera, który skradnie wasze serca.

Moja ocena 8/10

Cytaty (natrafiłam na naprawdę wiele cytatów, ale tradycyjnie ograniczę się do kilku):

„- Nie było mowy o dyskusji czy targowaniu. - Swanson wzruszył ramionami. - Po prostu przyszli, rozstrzelali i poszli”.

„- Oboje się czegoś nauczyliśmy, nie?

Favaro pokiwał głową, bo wiedział co przyjaciel miał na myśli. Nauczyli się kochać i dać się kochać”.

„Jak to w barach, w powietrzu unosiły się chmury dymu nikotynowego, co sprawiało, że w pomieszczeniu było potwornie siwo. Gilbert powoli zdawał sobie sprawę z tego, że jego gardło jest suchsze od Sahary i z miłą chęcią napiłby się lodowatego bee’s knees”.

„- Jesteś niebywale naiwny.
- Wolę stwierdzenie pełen nadziei”.

„Ta dziewczyna na nowo otworzyła w nim kalejdoskop uczuć”.

„Kim ona była i dlaczego tak na niego działała? Patrzyła na niego z lekką rezerwą i pobłażliwością, lecz miał wrażenie, że to była tylko skorupa, przez którą należało się przebić.

To była jego misja, znaleźć kluczyk do stalowej skrzynki, która wypełniona byłą bogactwem o wiele cenniejszym niż złoto”.

„Zestresowany wyciągnął zza swoich pleców bukiet białych peonii, które nareszcie wywołały jakąś emocję na jej twarzy. Nie mógł stwierdzić czy było to zaskoczenie, czy może cień uciechy”.

Komentarze