"Żywe trupy" George A. Romero, Daniel Kraus - opinia

Może koniec świata to czas, kiedy to, co minione, staje się naprawdę minione, wiesz?

Napiszę coś, co już pisałam wielokrotnie i co wydaje mi się już wyświechtanym frazesem, ale nic innego bardziej tu nie pasuje niż słowa: kiedy zobaczyłam ten tytuł w zapowiedziach wydawnictwa wiedziałam, że MUSZĘ go przeczytać. 

Zapisałam się na egzemplarz recenzencki, ale tak bardzo nie mogłam się doczekać przesyłki, że zaczęłam czytać ebook ledwo tylko pojawił się na Legimi, a że książka przyszła dość szybko dokończyłam ją w wydaniu papierowym. 

Och, co to była za uczta! Czytelnicza, oczywiście ;)

[współpraca barterowa]


"ŻYWE TRUPY"
George A. Romero, Daniel Kraus


Stron: 840
Gatunek: horror
Wydawnictwo Zysk i S-ka


*** *** ***


Najlepsza książka o zombie jaką czytałam!

Napisane z iście filmowym rozmachem epickie (w moim mniemaniu oczywiście) dzieło George’a A. Romero i Daniela Krausa zapadło mi w pamięci. Zakopało się w niej i zakorzeniło.

Nie spodziewałam się, że ta książka spodoba mi się tak bardzo. Oczekiwałam ciekawej fabuły, krwistych scen (w końcu mowa o żywych trupach) oraz dynamicznie postępującej akcji i finalnie rzeczywiście to dostałam. Niemniej, początek z tą powieścią miałam trudny i zdarzył się taki moment, że ogarnęło mnie lekkie przerażenie na myśl o ilości stron, jaką mam do pokonania.

*

Towarzyszymy kilku kluczowym bohaterom, pochodzącym z różnych, niekiedy skrajnie odmiennych środowisk. Obserwujemy parę lekarzy patologów przy pracy, trafiamy też do studia telewizyjnego, na lotniskowiec, na osiedle przyczep mieszkalnych oraz budynku rządowego w Waszyngtonie.

To właśnie ta szczegółowość życiorysów głównych postaci w pierwszych rozdziałach obudziła myśl: a co, jeśli to będzie tak mocno przegadane przez resztę książki? Druga natomiast dotyczyła konstrukcji i kazała mi wierzyć, że taki właśnie był zamysł autora i z pewnością będzie to miało znaczenie. I w tym przypadku moje przypuszczenia okazały się słuszne.

W kilku miejscach wchodzimy również do głowy zombie, co bardzo mnie zadowoliło. Czy to bezrozumne istoty, które tylko napędza nienasycony głód? Czy myślą? Czy zachowały szczątkową pamięć o tym kim byli nim umarł i ożyli? Czy mają świadomość kim/czym się stali?

*

Nie przez przypadek użyłam słów: z filmowym rozmachem. Zapewne część z was kojarzy nazwisko Romero. Stworzył takie filmy jak „Noc żywych trupów” (1968), „Świt żywych trupów” (1978) czy „Dzień żywych trupów” (1985). Jeśli o mnie chodzi, kojarzę te tytuły, ale raczej preferuję bardziej współczesne kino.

„Żywe trupy” mają właśnie filmowy rozmach. Napisane stylem, który odmalowuje przed oczami czytelnika wszystkie sceny, w tym również te krwawe i brutalne (a jest ich niemało) stały się dla mnie specyficznym mini serialem wyświetlanym na ekranie wyobraźni. A im bliżej końca tym bardziej chciałam opóźnić dotarcie do ostatniej strony, mimo że sporo z finalnych wydarzeń złamało mi serce. Autorzy mistrzowsko zagrali na strunach moich emocji.

*

Nie przeszkadzało mi przenoszenie się pomiędzy lokacjami i towarzyszenie kolejnej postaci, podczas gdy ledwo zdążyłam się przyzwyczaić do tej pierwszej. Choć tak samo przyszło im walczyć z żywymi trupami, to każda z nich miała mi coś innego do zaoferowania. A ich różnorodność charakterologiczna i okoliczności, w jakich zastała ich apokalipsa nie pozwalały się nudzić.

Niesamowicie przywiązałam się do bohaterów. Każdy z nich przeszedł długą i bolesną drogę ku finałowi, nie każdemu dopisało jednakowe szczęście, ale los żadnego z nich nie pozostał dla mnie obojętny.

To dlatego ta książka tak bardzo we mnie zapadła. To nie jest nastawiona na rzucanie w czytelnika flakami i oderwanymi głowami historia; to opowieść o ludziach, ich naturze, walce o przetrwanie i drugich szansach. Czy dobrze wykorzystanych? Tego dowiecie się czytając powieść. Romero i Kraus obnażają kruchość ludzkiej stabilności i każą się zastanowić czy rzeczywiście jesteśmy tak cywilizowani jak się nam wydaje.

*

Za każdym razem, czy to czytając powieści tego rodzaju, czy oglądając filmy ciekawi mnie jak twórca podszedł do tematu genezy takiej apokalipsy. Co sprawiło, że nagle pojawił się pacjent zero? Kto nim był? Dlaczego on? Co tym razem popsuli ludzie żądni [tu wstaw dowolne słowo]?

Nie inaczej było w przypadku „Żywych trupów” i powiem wam… Powiem wam, że wyjaśnienie mnie zaskoczyło. Czy usatysfakcjonowało? Nie do końca. Jak najbardziej kupuję pomysł genezy, ale nie ukrywam, że chciałabym wiedzieć więcej, bo mam wrażenie, że coś nie zostało dopowiedziane, nie poznaliśmy pełni prawdy. Pozostawia to ogromne pole do snucia własnych przypuszczeń i tworzenia swoich historii, dźga tymi niewiadomymi i nie pozwala tak szybko o sobie zapomnieć.

*

„Żywe trupy” George’a A. Romero i Daniela Krausa to nie tylko powieść o upadku świata jaki znamy, pełna brutalnych scen i plastycznych opisów. To powieść o ludziach i ludzkiej naturze. I to właśnie oni są najważniejsi w tej opowieści, niosąc przesłanie obok, którego nie można przejść obojętnie.

Polecam miłośnikom gatunku oraz zombie. Niech was nie zrazi bogaty background głównych postaci, bo ma on swoje znaczenie.

Moja ocena 9/10, bo dostałam więcej niż oczekiwałam.


Cytaty:

„Obecnie w komorze chłodniczej znajdowała się ponad setka zwłok, w różnych stadiach rozkładu. Sądząc po odgłosach, właśnie zaczęli się budzić”.

„Żywi i umarli brzmieli niemal identycznie, o ile tylko nie przysłuchiwałeś się im zbyt uważnie”.

„Wiesz, że umarłeś. Wiesz, że odczuwasz głód, który musisz zaspokoić. Uczysz się chodzić. A następnie rozpoczynasz polowanie”.

„Może koniec świata to czas, kiedy to, co minione, staje się naprawdę minione, wiesz”?

„Ludzie zwykli mówić, że rodzisz się sam i umierasz sam. Być może największym darem zombie było zdyskredytowanie tego drugiego”.

Komentarze