Skusiłam się na antologię „Panna Marple. 12 nowych opowiadań” z kilku powodów:
- od bardzo dawna nie miałam do czynienia z tą przemiłą staruszką o ostrym jak brzytwa umyśle;
- lubię czytać opowiadania i poznawać nowe autorki;
- twórczość autorek, które stworzyły nowe perypetie panny Marple jest mi kompletnie nieznana. Może poza Bardugo, której dylogia Szóstki wron od lat jest w mojej biblioteczce, ale kojarzę tylko nazwisko, nie zaś sposób snucia opowieści i kreacji bohaterów.
Ciekawa byłam jak podejdę do czytanych historii.
"PANNA MARPLE. 12 NOWYCH HISOTORII"
Praca zbiorowa
Stron: 384
Gatunek: kryminał
Wydawnictwo Wydawnictwo Dolnośląskie
*** *** ***
Zbiór zawiera dwanaście opowiadań:
1. „Zło na prowincji” Lucy Foley
2. „Drugie morderstwo na plebanii” Val McDermid
3. „Panna Marple zdobywa Manhattan” Alyssa Cole
4. „Rozplątanie” Natalie Haynes
5. „Boże Narodzenie panny Marple” Ruth Ware
6. „Otwarty umysł” Naomi Alderman
7. „Jadeitowa cesarzowa” Jean Kwok
8. „Śmierć na weselu” Dreda Say Mitchell
9. „Morderstwo w Villam Rosa” Elly Griffiths
10. „Morderczy typ” Karen M. McManus
11. „Tajemnica kwaśnej ziemi” Kate Mosse
12. „Zniknięcie” Leigh Bardugo
W przypadku tej publikacji skusiła mnie forma audio. Słuchałam przy drobnych pracach domowych i gotowaniu. Czy znalazły się w tym zbiorze opowiadania, od których nie mogłam się oderwać? Ano nie. Słuchało się przyjemnie. Historie były w miarę krótkie, większość dość mocno mi się podobała, ale gdybym nie zapisywała na bieżąco ocen i kilku słów wrażeń miałabym ogromny problem z przypomnieniem sobie o czym było trzy czwarte z nich.
*
Dawno nie czytałam powieści Agathy Christie i myślę sobie, że dobrze, iż tak się stało. Nie porównywałam tych opowiadań do oryginalnej twórczości. Trudno mi więc powiedzieć, czy wskrzeszenie panny Marple się powiodło, czy też autorki stworzyły swoistego potwora Frankesteina. Bardziej więc oceniałam je, na zasadzie: fajna była ta zagadka/niekoniecznie mi się podobało.
Jeśli jednak miałabym być szczera to w większości tych historii można by zastąpić Jane Marple jakąkolwiek inną postacią, amatorsko zajmującą się rozwiazywaniem zagadek kryminalnych. Trzeba jednak przyznać, że styl wszystkich opowiadań pozostał bardzo wyrównany, choć same zagadki i ich poprowadzenie już niekoniecznie.
*
Najmniej podobał mi się „Otwarty umysł” Naomi Alderman. Zupełnie nie wiedziałam co w tym gronie robi leciwa starsza pani, a początek solidnie mnie wynudził. Możliwe że właśnie na początku autorka zawarła informacje o roli panny Marple, ale mój mózg bardzo szybko się wyłączył.
Niekoniecznie przemówiło też do mnie „Panna Marple zdobywa Manhattan” Allysy Cole. Jakby wiecie… W porządku, jeśli autorka postanowiła pozwolić pozwiedzać Jane trochę świata, ale już gdy przeczytałam tytuł pomyślałam: okeeej, tylko co miałaby tam robić? Jak się okazało nic aż tak godnego uwagi. Ale! Tym co mocno zapadło mi w pamięci z tej historii, to piękne przedstawienie starości bohaterki.
O „Drugim morderstwie na plebanii” Val McDermid po takim czasie nawet nie jestem w stanie sobie przypomnieć. W sensie, nie pamiętam o co w nim chodziło i tylko moje notatki podpowiadają mi, że za mało autorka pokazała czytelnikowi, a za dużą wiedzą (pochodzącą nie wiadomo z jakiego źródła) obdarzyła pannę Marple.
„Morderstwo w Villa Rosa” Elly Grifiths po pierwszych zdaniach zapowiadało coś rewelacyjnego, ale bardzo szybko stało się do bólu przewidywalne i mało kryminalne, zaś panna Marple wystąpiła w nim jedynie gościnnie.
*
Za to Kate Mosse, Leigh Bardugo, Natalie Haynes i Dreda Say Mitchell podarowały mi ciekawe i wciągające historie. I zapewne nie będzie wielkim zaskoczeniem, że o opowiadaniach, które mniej mi się podobały potrafię powiedzieć o wiele więcej niż tych, które bardziej przypadły mi do gustu.
„Śmierć na weselu” jest przewrotne i wciągające. W tym przypadku z zaintrygowaniem śledziłam przebieg wydarzeń, a przy tym mogłam dowiedzieć się czegoś nowego.
„Rozplątanie” pobudziło moją wyobraźnię, dotykało bowiem mocno emocjonalnej sfery przedstawionych w historii postaci, a panna Marple zdawała się być w swoim żywiole. No i mamy małe, angielskie miasteczko, w którym wszyscy o wszystkich wiedzą.
O „Tajemnicy kwaśnej ziemi” oraz „Zniknięciu” potrafię na ten moment powiedzieć tylko tyle, że mnie zaciekawiły, a rozwiązanie zagadki satysfakcjonowało. Akcja obu działa się na prowincji, w dość zamkniętej społeczności, co mocno mnie do nich przekonało.
*
„Panna Marple. 12 nowych historii” zadowoli osoby, lubiące kryminalne zagadki. Myślę jednak, że dla czytelników mocno osadzonych w klimacie Agathy Christie i doskonale znających jej styl może być to rozczarowująca lektura. Szczególnie, jeśli oczekiwali stylu podobnego znanego z twórczości Królowej Kryminału.
Lektura nie była zła, zdecydowanie na plus wyrównany poziom językowy i część opowiadań naprawdę mnie wciągnęła. Nie nastawiałam się na wybitną literaturę, a jedynie na uprzyjemnienie rutynowych czynności i dostałam to, czego oczekiwałam. Niestety, po czasie ogrom treści wyleciał mi z głowy i gdyby nie luźne notatki miałabym problem z przypomnieniem sobie o czym były poszczególne opowiadania.
W dużym skrócie:
12 opowiadań, których główną bohaterką powinna być panna Marple - powinna, bo niekoniecznie w każdej historii jest.
Podobno bardzo znane autorki - cóż, nie zaprzeczę, choć ja kojarzę tylko Leigh Bardugo, której „Szóstka wron” i „Królestwo kanciarzy” od lat proszą się o przeczytanie.
Wyrównany poziom językowy - tak naprawdę, gdyby nie nazwiska kolejnych autorek, śmiało mogłabym powiedzieć, że napisała je jedna osoba.
Panna Marple zwiedza świat - ja tam zdecydowanie wolę, gdy miejscem akcji jest klimatyczna, angielska prowincja.
Ogólna ocena 6/10
Komentarze
Prześlij komentarz