"Światła ślepego miasta" Natalia Hermansa - opinia

Ukryte w podkrakowskim lesie miasto New Blindley.

Dwie porwane dziewczyny, które muszą zaakceptować los i znaleźć swoje miejsce w świecie rządzonym przez wampiry.



Skandalicznie dawno nie czytałam żadnej powieści o wampirach. Zombie owszem, swego czasu dość często, ale wampiry? Chyba nawet zapomniałam o ich istnieniu… Tym chętniej sięgnęłam po powieść Natalii Hermansy „Światła ślepego miasta”. Co więcej, wzięłam ten tytuł pod szczególną opiekę Strefy Booki.

Jakże pięknie jest wydana ta książka. Ciemne podlewy zachwycają, fragmenty piosenek kuszą, by sprawdzić ich linię melodyczną. Nie tylko z ogromną przyjemnością można zagłębić się w historii, ale i wziąć książkę do ręki.
 

"ŚWIATŁA ŚLEPEGO MIASTA"
Natalia Hermansa

Stron: 390
Gatunek: fantastyka, horror
Wydawnictwo Nie powiem
Opis:
Wera i Ola przyjaźnią się od dzieciństwa. Na krótko przed maturą ich drogi zaczynają się rozchodzić, jednak splot wydarzeń doprowadza do tego, że obie trafiają do New Blindley – „miasta” stworzonego przez pochodzącego z Anglii Nicolasa.

To ukryte głęboko w krzeszowickim lesie miejsce stanowi przystań dla wampirów chroniących się przed ludźmi i światłem dnia w pozbawionych okien budynkach. Ola, która ulega przemianie, rozpoczyna wkrótce nowe życie u boku Nicolasa. Odporna na wampirzą hipnozę Wera, staje się natomiast jedną z pełniących funkcję służby i wystawianych do walk Nietykalnych.

Tymczasem inna Nietykalna – Gabi – ma poważny kłopot. Pomimo starań, by nie rzucać się w oczy, doświadczona przez los szesnastolatka staje się obiektem zainteresowania brata Nicolasa: Henry'ego.
Sam Henry nienawidzi swojego życia, gardzi New Blindley, a jedynej nadziei upatruje właśnie w Gabrysi.

*** *** ***


Los potrafi płatać okrutne figle. Wera pod wpływem Oli opuszcza się w nauce, wagaruje i może mieć problem ze zdaniem nadchodzącej matury. Postanawia wziąć się w garść, nadrobić zaległości i ograniczyć spotkania z (co tu dużo mówić) toksyczną przyjaciółką. Ten jeden, ostatni raz daje się wmanewrować w wypad do popularnego klubu. Potem jest mrok, przemoc, beznadzieja i nieliczne okruchy światła i dobra.

Choć czy w rzeczywistości New Blindley można mówić o dobru i nadziei?

*

Już wcześniej miałam okazję czytać teksty Natalii Hermansy i jej styl przypadł mi do gustu, wiedziałam więc czego mniej więcej się spodziewać. Wiadomo, styl ewoluuje, a i nie bez znaczenia jest sama historia. Dostałam to, czego oczekuję podczas czytania: emocji. W przypadku tej opowieści dawka była tak duża, że jeszcze długo po skończeniu we mnie buzowały.

Początek niekoniecznie wciąga. Autorka pokazuje charaktery głównych bohaterów, ich otoczenie, wzajemne relacje Wery i Oli. Zabiera nas także do tajemniczego miejsca, w którym poznajemy Gabi, Henry’ego i Nicolasa. Jednak im dalej, tym robi się coraz bardziej ciekawie i ani się obejrzałam, a za mną była połowa książki.

Oddanie głosu większej ilości bohaterów ma swoje niewątpliwe plusy. Lepiej możemy przyjrzeć się zależnościom i rzeczywistości miasta wampirów. Dostrzec wielowymiarowość postaci oraz ich motywacji. Postaci jest dużo, ale moja uwaga najbardziej skupiała się na Weronice, Gabi i Henry’m. Za każdą z pozostałych postaci stoją ich historie i przeszłość. Każda z nich jest wyjątkowa, choć mogłoby się wydawać, że mniej znacząca. Dzięki temu cała powieść nabiera głębszego znaczenia.

Moją ulubioną postacią był Henry. Chłopak, mimo swojej potwornej natury (o czym autorka nie pozwala zapomnieć), był tak bardzo ludzki. Zagubiony, wrażliwy, przytłoczony świadomością okropieństw, w których brał udział. Tak bardzo pragnący spokoju i miłości.

*

Z całą pewnością „Światła…” nie są romantyczną powieścią o błyszczących w słońcu wampirach. Znajdziemy tu wątek romantyczny poprowadzony subtelnie, przedstawiony krótkimi i nasyconymi emocjonalnie scenami, od których niejednokrotnie ściska się serce. Tak bardzo kibicowałam tym bohaterom, tak mocno trzymałam za nich kciuki, tak bardzo moja romantyczna strona natury pragnęła dla nich szczęścia… Trzeba przyznać, że autorka rozdała tym postaciom dość niekorzystne karty. Ale przecież nawet na gruzach kwitną kwiaty…

„Przez ułamek sekundy poczuł, jakby istniała dla nich szansa, jakby naprawdę dostrzegła w nim człowieka… przez jedną krótką jak mgnienie oka chwilę…”

„Światła…” przede wszystkim są o determinacji, woli przetrwania, wzajemnej pomocy i przyjaźni zrodzonej w trudnych warunkach. Tym co spotyka dziewczyny nawiązują również do tematu niewolnictwa i przedmiotowego traktowania ludzi. Zachowanie Nicolasa zaś unaocznia chorobliwe poczucie kontroli, pragnienie władzy i skrzętnie skrywane rozczarowanie oraz gorycz, które nie minęły z upływem dekad.

*

Chociaż wspomniałam o mroku i brutalności nie znajdziecie tutaj drastycznych scen. Sposób pisania autorki jest przyjemny, płynny i wciągający. Idealnie równoważą się dialogi z opisami, przez co szybko ubywa kolejnych stron.

Ja odbierałam „Światła…” emocjami. Niesamowicie do mnie przemawiały i zdecydowanie ogromny w tym udział umiejętności pisarskich Natalii Hermansy. Natomiast pełen dynamiki koniec książki nie pozwala się od oderwać i zostawia z myślami: „co tu się właśnie zadziało”.

Nieśmiało można też przypuszczać, że mogłaby pojawić się kontynuacja, ale prawdę mówiąc lubię, gdy autor/ka zostawia mnie z taką niepewnością i pozwala samej dopowiedzieć sobie ciąg dalszy.

*

Opuszczenie murów New Blindley jest praktycznie niemożliwe. Czy jednak uda się to Weronice, Oli, Gabi i Henry’emu? Koniecznie musicie się sami przekonać.

Moja ocena 8/10

„TO MIASTO BYŁO PRAWDZIWYM PIEKŁEM I OKRUTNĄ PUŁAPKĄ BEZ WYJŚCIA W JEDNYM.”

Cytaty:

„- (…) Nie wyjdę więcej na arenę.
- Jeśli chcesz żyć, wyjdziesz – odpowiedział beznamiętnym tonem. – A to, czy chcesz, jest mi akurat obojętne. Jedna w tę czy we w tę, wszystko jedno.”

„Pochylił z rezygnacją głowę. Sam nie był pewien, czy naprawdę chciał się ratować. Może to właśnie był odpowiedni moment, by poczekać na pierwsze promienie słońca i pozwolić im obrócić się w pył? Nie miał już przecież po co żyć.”

„Ta dziewczyna już byt wiele przez niego wycierpiała i należała jej się wreszcie szansa na normalne życie. Nie miał prawa znów jej tego odebrać.”

„(…) byle dalej od tego cholernego miasta. Od tego więzienia, w którym stale czuł, że tkwi w ślepym zaułku bez żadnej nadziei na lepsze jutro.”

„Matka opowiadała jemu i Nicolasowi o Bogu i raju, o życiu wiecznym innym, niż to, które mieli tu na ziemi. Wspominała jednak też o piekle, a Henry wątpił, by dla istot takich jak on było miejsce gdzieś indziej niż przy samym szatanie.”

Komentarze