"Czas zaślepionych" Marcin Halski - opinia

Dzień dobry


Opis, który nie zdradza zbyt wiele. Zachwycająca okładka, z krwiożerczym potworem na froncie sugerująca, że będziemy mieć do czynienia z nie lada grozą. Nic dziwnego, że nie mogłam sobie odmówić tej powieści. Przy okazji było to pierwsze moje spotkanie z twórczością Marcina Halskiego.

I cóż mogę powiedzieć…

"CZAS ZAŚLEPIONYCH"
Marcin Halski


Stron: 334
Gatunek: fantasy, science-fiction

Wydawnictwo Hm...

Opis:

W świecie, w którym po przekroczeniu pewnego wieku wszyscy podlegają dziwnej klątwie zwanej zaślepieniem, każdy dzień życia jest na wagę złota.
Dzięki zbiegowi okoliczności splatają się losy grupy osób. Pewnego dnia młody Heni, który wychował się na ulicy, poznaje tajemniczego uciekiniera. Mężczyzna wydaje się odporny na zaślepienie. Wkrótce nieznajomy zabiera Heniego w długą podróż, mającą na celu zdobycie lekarstwa na klątwę. Na swojej drodze spotykają także młodą dziewczynę, która może być kluczem do sukcesu ich misji.
Czy znalezienie antidotum, okupione wieloma ofiarami, przyczyni się do ocalenia całej populacji? Jak daleko można się posunąć, ile reguł złamać i jak wiele trzeba wybaczyć, by ocalić ludzkość? A co, jeśli to my jesteśmy potworami, a zaślepienie jest słuszną karą za nasze przeszłe czyny?

*** *** ***


Zombie!!!

Takie właśnie było moje pierwsze skojarzenie, gdy ujrzałam stwora z okładki. I aż zaświeciły mi się oczy z zachwytu. Ostatnio mam straszną fazę na zombiaki i dziejącą się właśnie w takim postapokaliptycznym świecie akcję. I nie będę nikomu ściemniać, że nie liczyłam po cichu, iż Marcin Halski zaspokoi tę potrzebę.

Jak to zwykle bywa: oczekiwania sobie, a rzeczywistość sobie i chociaż nie dostałam typowych zombie w prezencie, pomysł autora przypadł mi do gustu. Z zaślepionymi nie ma żartów i lepiej nie wchodzić im w drogę. Chociaż w powieści sporo jest brutalnych scen, to autor nie opisuje ich z detalami, pozwalając działać wyobraźni. A każdy kto oglądał choć jeden film o żywych trupach bez najmniejszego problemu sobie te sceny odmaluje. Sceny walki wypadły dynamicznie, a trup ściele się gęsto.

I co ja mam z wami zrobić?

Właściwie od samego początku miałam problem z bohaterami. Nie chodzi o to, że było ich dużo. Nie. Ilość była w sam raz, a różnorodne pochodzenie pozwalało na przyjrzenie się przedstawionemu światu z kilku perspektyw. Problem leżał w tym, że nie umiałam się do żadnego z nich przywiązać. Niby Nieznajomy intrygował najbardziej, ale jakoś tak nie umiałam się przywiązać do niego na tyle, żeby mu kibicować i tylko sobie grzecznie i bez emocji obserwowałam jego poczynania. Niby Skalp wnerwiał niemiłosiernie tym pałaniem żądzą zemsty, a w sumie to trochę słabo przeszkoleni byli i ja się wcale nie dziwię, że wyszło wszystko jak wyszło. (A jak, to zachęcam do sięgnięcia po książkę.)

Niemniej nie potrafiłam nawiązać z postaciami więzi i ich losy nieszczególnie mnie obchodziły. Także pod koniec, gdy dzieje się naprawdę sporo, a całość nabiera ostrości i wyjaśniają się niektóre kwestie nie obgryzałam paznokci z obawy by nic im się nie stało, a robi się naprawdę bardzo, ale to bardzo nieciekawie.

Trochę tego i owego

Przez ogromną część powieści miałam przeświadczenie, że świat, w jakim się obracamy jest podobny do średniowiecznego, a już na pewno typowo fantastycznego, choć poza dziwną klątwą żadnych więcej przesłanek ku temu nie widziałam. A potem Autor pokazał mi coś, co odwróciło wszystko o sto osiemdziesiąt stopni. I z jednej strony miałam takie brzydkie wtf, a z drugiej, po zastanowieniu, zyskało to swój sens.

Ogólnie, stylistycznie jest poprawnie, a konstrukcja postaci nie jest zła. Co prawda niespecjalnie widziałam przemianę, jaką powinni przejść, ale powiedzmy, że to początek (dylogii? Trylogii? Serii?) i wszystko przed nami (tzn. przed nimi 😉).

Miałam z tą powieścią jeszcze dwa zgrzyty: bohaterom los wyjątkowo sprzyjał, zgrabnie popychając fabułę do przodu, to raz. A dwa: nie lubię, gdy autorzy nie pozwalają mi przeżywać przygód z postaciami, których losy śledzę. Nie pokazują mi tego, tylko opowiadają. Dla mnie najważniejsze są emocje i przeżywanie ich wespół z tworami autorów. Tutaj mi tego boleśnie zabrakło.

Podsumowanie, bo się troszkę rozpisałam

„Czas zaślepionych” Marcina Halskiego potrafi skutecznie skusić szatą graficzną oraz opisem. Autor miał świetny pomysł na tę historię, niestety jak dla mnie wykonanie trochę się nie powiodło. Brak więzi z bohaterami sprawił, że żadnemu z nich nie kibicowałam i ich losy tak naprawdę były mi obojętne. Drażniły mnie wygodne dla fabuły przypadki, które bardzo wszystko ułatwiały, lecz lekkość z jaką autor prowadzi narrację, sprawiła, że czytanie szło bardzo sprawnie.

Powieść skupiona na podróży, odkrywaniu prawdy i teoretycznie szukaniu leku na klątwę zaślepienia. Gatunkowo fantastyka z elementami grozy, ale do dark fantasy jeszcze ma spory kawałek. Książka kończy się tak, że można spodziewać się kontynuacji. Informacja na końcu wszak mówi sama na siebie i troszkę poczułam się rozczarowana, że nie wiedziałam wcześniej. Zdarza mi się przegapić to i owo, więc może ta wiadomość umknęła mojej uwadze podczas promocji.

Szukasz czegoś niewymagającego, osadzonego w świecie pełnym zagrożeń i pozbawionego wątku romantycznego (kolejny plusik)? Chcesz dać się uwieść okładce? Może najnowsza powieść Marcina Halskiego dostarczy ci tego, czego szukasz.

Moja ocena 6/10

Komentarze