"Czarna Łza. Półcień" Marta Kirin - opinia

Dzień dobry :)


Dość rzadko sięgam po powieści, których akcja dzieje się w kosmosie. Tak rzadko, że zwyczajnie o tym zapominam. I gdy usłyszałam o debiucie Marty Kirin moja pierwszą myślą było, że nie czytałam jeszcze książki, która działaby się w kosmosie. Ale to nieprawda. Za to prawdą jest, że powieść Marty jest pierwszą przeczytaną, której akcja dzieje się na stacji kosmicznej.

O tym co mam do powiedzenia przeczytacie poniżej, jeśli zaś poczujecie się zaciekawieni i zechcecie sami zapoznać się z treścią, książkę znajdziecie na stronie Marty Kirin (https://ko-fi.com/martakirin), w formie papierowej lub elektronicznej. A jeśli nie lubicie kupować kota w worku znajdziecie tam także darmowy fragment powieści. „Czarna Łza. Półcień” jest także dostępna do czytania w abonamencie Legimi.

Dość rzadko miewam automatyczne myśli, że fabuła danej książki nadaje się na serialową ekranizację. Naprawdę, z prawdziwą przyjemnością obejrzałabym choćby mini serial na podstawie tej ksiażki.

Dziękuję Marcie Kirin za okazane zaufanie. Z prawdziwą przyjemnością objęłam patronatem "Czarną Łzę".

"CZARNA ŁZA. PÓŁCIEŃ"
Marta Kirin


Seria: Uniwersum Sedny

Stron: 272
Gatunek: science-fiction
Wydawnictwo: selfpublishing

Opis: Stacja kosmiczna New Hope miała być bramą Imperium Newarskiego do eksploracji kosmosu. Stwarzać nowe możliwości. Dla uchodźców z okupowanej przez Imperium planety Czatusja okazała się jednak piekłem.

Uciekali przed wojną domową, pragnęli lepszego życia, a zmuszeni zostali do walki o swoją kulturową i religijną tożsamość. Zamknięci wśród ciasnych korytarzy niższych poziomów nie znaleźli obiecanej nadziei, a jedynie ubóstwo i niemoc. Bunt był kwestią czasu. Czatuska organizacja terrorystyczna Czarna Łza nie cofnie się przed niczym.

Czy Straż Graniczna zdoła ochronić mieszkańców stacji przed atakami?

Kto jest agresorem a kto ofiarą?

A może każdy jest jednym i drugim?

"Czarna Łza. Półcień" to połączenie klasycznej space opery z elementami cyberpunku. Pełna akcji, strzelanin, intryg i trudnych wyborów doprowadzonych do ostateczności ludzi. Przedstawia uniwersum stworzone na bazie współczesnej historii Tybetu.

*** *** **

Akcja dziejąca się na stacji kosmicznej, intrygi i trudne społeczne tematy skusiły mnie do podjęcia się patronatu nad tym tytułem. Tak w moje ręce trafiła „Czarna Łza. Półcień” i już początek pierwszego rozdziału utwierdził mnie w przekonaniu, że bardzo polubię się ze stylem tej nieznanej mi wcześniej autorki.

*

New Hope to wielka stacja kosmiczna, zarządzana przez Newarczyków. Na dolnych poziomach mieszkają uciekinierzy z podbitej przez Newarię Czatusji. Zepchnięci na margines, mieszkający w skandalicznych warunkach i traktowani jak przedstawiciele drugiej (a nawet trzeciej, bądź czwartej i jeszcze niższej) kategorii próbują przeżyć i nie zatracić swojej tożsamości narodowej.

Ogromnym atutem tej historii jest jej wielopłaszczyznowość. Pod doskonale widocznym problemem wagi, można by rzec, międzyplanetarnej kryją się mniejsze, jednostkowe, wcale nie mniej dramatyczne wątki. W opisie czytamy, że autorka tworząc opierała się na współczesnej historii Tybetu i wiedząc to, bez problemu można odnaleźć te nawiązania.

Nie brak tu także wątku romantycznego, ale uwaga! Nie spodziewajcie się, że jest bardzo rozbudowany. Wpasowuje się za to doskonale w całość, jest subtelny i niezwykle emocjonalny.

*

"Miał ochotę ją przytulić i porzucić wszelkie wątpliwości. Po prostu powiedzieć, co czuje, i być z nią. Odrzucić samotność, w którą zakopał się tak głęboki, że nie wiedział czy istnieje jeszcze z niej wyjście."

*

Nie jest łatwo przedstawić czytelnikowi wykreowany przez siebie świat, szczególnie dotyczący czegoś co jest mu obce. Marcie Kirin się to udało. Autorka przebywa w tym uniwersum już od wielu lat i doskonale się w nim czuje (co zaprezentowała spójnością stworzonej rzeczywistości, a także swobodą w poruszaniu się na poszczególnych poziomach stacji), ale co ważne potrafiła tak przedstawić całość, że nie miałam najmniejszego problemu w tym, żeby sobie wszystko wyobrazić i bez  trudu się odnaleźć.

Niesamowite wrażenie zrobili na mnie bohaterowie. Jest ich kilku, poznajemy ich w kolejnych rozdziałach, przy czym warto nadmienić, iż każda główna postać ma swój rozdział. To zdecydowanie sprawiało, że się nie pogubiłam. Tym bardziej, że stacja kosmiczna nie należy do typowych miejsc akcji czytanych przeze mnie powieści i tutaj również trochę uwagi musiałam jej poświęcić.

Bohaterowie, na czele z Cadenem, Charliem, Darenem, Jasonem czy Nathanem są doskonale wykreowani. Są charakterystyczni, spójni psychologicznie, obdarzeni przeszłością, która determinuje ich wybory i zachowanie. Choć to postaci fikcyjne, dodatkowo „żyjące” w odległej przyszłości, w nieznanej galaktyce, kierują nimi takie same pragnienia i wyznają takie same wartości jakie współcześni ludzie. Targają nimi prawdziwe emocje, a sposób w jaki opisała to Marta Kirin sprawiło, że bardzo szybko się do nich przywiązałam, choć nie do wszystkich miałam jednakowe podejście.

Moi ulubieńcy to oczywiście Jason i Charlie. Ależ ja tym chłopakom kibicowałam, sukcesywnie zżerana przez ciekawość co do ich dalszych losów, ale i przeszłości.

Marta Kirin nie podaje też niczego na tacy. Niezależnie czy to cechy osobowości, czy okruchy przeszłości. Wszelkie informacje są dawkowane w odpowiednich momentach, a kolejne wydarzenia jakich jesteśmy świadkami na New Hope obnażają coraz bardziej charaktery postaci.

*

„Daren Taraska nienawidził wilgoci i całej pieprzonej stacji New Hope. Najbardziej poziomu pięćdziesiątego piątego, który śmierdział potem i alkoholem. Mrok, obecny w każdym zakamarku stacji, tutaj gęstniał bardziej.”

*

Nie bez znaczenia jest tu styl i sposób prowadzenia narracji. Krótkie, zwięzłe i trafne opisy skutecznie budowały zarówno obraz stacji, tło wydarzeń, jak i działania poszczególnych jednostek. Dynamizm i rosnące napięcie nie pozwalało mi się oderwać. A gdy w drugiej połowie akcja zdecydowanie przyspiesza, robi się coraz bardziej niebezpiecznie, a losy poznanych Czatujczyków i Newarczyków ważą się na szali przeznaczenia nie mogłam przestać czytać, aż dotarłam do ostatniej kropki. I do tej pory, gdy wspominam tę powieść nie mogę uwierzyć w to, co przygotowała Marta. Pozostaje mi jedynie czekać na kontynuację.

Czytanie zdecydowanie przyspieszają krótkie rozdziały (bardzo lubię takie) i dialogi. Co do tych drugich to nie ma tu zbędnego gadania. Są przejrzyste i zawierają tylko ważne dla fabuły informacje.

*

„Tak nie powinni wyglądać prawdziwi Czatujczycy! Byli dumnym narodem, z długa historią, piękną sztuką i religią. Newarczycy zdegradowali ich do jęczących mięczaków, żebrzących o skrawek godności."

*

„Czarna Łza. Półcień” Marty Kirin jest bardzo dobrze przygotowanym debiutem. Dopracowanym pod względem stylistycznym i merytorycznym. Wszystkie nowe informacje przyjmowałam bez problemu i po początkowym przerażeniu ilu tych bohaterów będzie szybko się odnalazłam.

Wątki (między innymi walka o kulturową i religijną tożsamość, terroryzm, nietolerancja, walka z demonami przeszłości i pragnienie spokojnego życia) choć dotyczące zupełnie innej rasy i innego świata czynią tę powieść jeszcze przystępniejszą, a bohaterowie stają się bliżsi sercu. Bo nie walczą o coś co jest nam obce i nieznane, to o czym czytamy w książce Marty Kirin ma miejsce teraz. W naszej rzeczywistości.

Jeśli szukasz powieści, której akcja dzieje się w kosmosie, na stacji kosmicznej. Przywiązujesz się do poznanych na kartach powieści postaci, a do tego chętnie sięgasz po debiuty, w dodatku polskie. Nie skreślasz na starcie selfpublisherów, a to bardzo dobrze wydany self i chcesz przekonać się z jakimi dylematami borykają się bohaterowie „Czarnej Łzy” zachęcam do sięgnięcia po tę pozycję.

Zdecydowanie polecam! 

Moja ocena 8/10



Komentarze