"Tragedia na Przełęczy Diatłowa. Historia bez końca" Alice Lugen - opinia

Dzień dobry :)


Przyznaję szczerze, że od bardzo dawna nie czerpałam takiej frajdy z czytania, a raczej ze świadomości, że nie kołysze się obok stos tytułów, które muszę przeczytać.

Dziesiątka młodych ludzi wyruszyło zdobywać ośnieżony szczyt góry Otorten. Byli doświadczeni w pokonywaniu trudnych tras górskich i warunki jakie napotkali podczas tej wyprawy nie były im straszne. Mimo to doszło do tragedii, a śmierć dziewięciorga studentów na przełęczy przez wiele dziesiątek lat owiane było tajemnicą. Do tej pory przeraża oraz pobudza wyobraźnię.

Zapraszam na kilka słów opinii o "Tragedii na Przełęczy Diatłowa. Historia bez końca", autorstwa Alice Lugen. A jeśli tej publikacji Wam mało, zachęcam do zapoznania się z innym tytułem poruszającym ten temat - "Przełęcz Diatłowa. Tajemnica dziewięciorga", którą napisała Anna Matwiejewa.



"TRAGEDIA NA PRZEŁĘCZY DIATŁOWA. HISTORIA BEZ KOŃCA"  

Alice Lugen


Stron: 280
Gatunek: reportaż
Wydawnictwo Czarne

Opis:

Pod koniec stycznia 1959 roku grupa turystów, głównie studentów i absolwentów Politechniki Uralskiej, postanowiła uczcić kolejny zjazd KPZR zdobyciem góry Otorten w Uralu Północnym. Wyprawa zakończyła się tragicznie i w wyjątkowo zdumiewających okolicznościach. Obozujący na zboczu turyści rozcięli swój namiot, wybiegli w uralską noc, rozpalili ognisko. Nikt nie przeżył nocy – niektórzy zmarli z powodu hipotermii, u innych znaleziono liczne urazy, ślady krwotoku z nosa, sporych rozmiarów sińce na twarzy, złamania. Do dziś nikt nie wyjaśnił tej sprawy, a samo śledztwo z 1959 roku było równie zagadkowe, jak tragedia. Prokurator zamknął je nagle, a w sprawozdaniu napisał, że przyczyną śmierci turystów była „potężna siła”.
Dziś w Rosji badaniem tej sprawy zajmuje się kilkanaście tysięcy osób, w tym Fundacja Pamięci Grupy Diatłowa. Napisano na ten temat kilkanaście książek, nakręcono filmy dokumentalne, opublikowano tysiące artykułów. Co roku w rocznicę wydarzenia na Uniwersytecie Uralskim odbywa się konferencja poświęcona pamięci ofiar.

Tajemnicza śmierć dziewięciorga turystów i niespodziewanie zakończone dochodzenie to idealny punkt wyjścia do snucia teorii spiskowych. Ale Alice Lugen poszła w zupełnie inną stronę. Historia wyprawy służy jej do opowiedzenia o biurokratycznym chaosie, zimnowojennej histerii i zakulisowych politycznych rozgrywkach. Zamiast horroru z paranormalnym tłem dostajemy biurokratyczny thriller, który nie przypadkiem przywołuje na myśl głośny serial o tragedii w Czarnobylu.

*** *** ***


Na książkę "Tragedia na Przełęczy Diatłowa. Historia bez końca" Alice Lugen trafiłam przypadkiem, buszując po polskim bookstagramie. Chociaż jestem przekonana, że już wcześniej ta okładka mignęła mi przed oczami. Temat w niej poruszony nie jest mi obcy. O tragedii na przełęczy usłyszałam dość dawno temu, a blisko dwa lata temu przeczytałam pierwszą książkę poświęconą temu tematowi. Była to "Przełęcz Diatłowa. Tajemnica dziewięciorga". Miała swoje zalety, ale jakość narracji była dość słaba.

W przypadku publikacji, o której chcę Wam opowiedzieć rzecz miała się zupełnie inaczej. Znałam temat lepiej, więc tajemnica nie była tym, co przyciągała uwagę, wciągnął mnie za to styl i sposób przedstawienia tej historii. Nie mamy do czynienia z powieścią beletrystyczną, raczej z literaturą faktu, jednak czytałam z nie mniejszą fascynacją. Prawdę mówiąc ta książka przyssała mnie do siebie i choć minął już jakiś czas od jej skończenia, myśli ciągle do niej powracają.

***

Autorka bardzo dobrze nakreśliła tło społeczne i polityczne tamtego okresu, co sprawiło, że śmierć dziewięciorga studentów i toczące się później śledztwo zyskały dla mnie jeszcze bardziej przerażające znamiona. Dzięki poświęceniu uwagi sylwetkom ekipy Igora Diatłowa sprawiły, że ich postacie nabrały realności. Tym bardziej iż autorka przedstawia wszystko chronologicznie. Zdjęcia młodych ludzi i świadomość, że gdy do nich pozowali przez myśl im nie przeszło, że nigdy już nie wrócą żywi do domów tym bardziej była straszniejsza.

Cieszy mnie, że autorka pochyliła się również nad rodzinami zmarłych studentów, ukazując ich bezradność (także wobec systemu), rozpaczliwe pragnienie poznanie prawdy o przyczynie dramatu jaki rozegrał się na nieopodal góry Otorten.

Swoje miejsce w publikacji także znalazł dziesiąty uczestnik wyprawy, który w pewnym momencie, z powodów zdrowotnych zmuszony był zrezygnować i który tylko dzięki temu uniknął śmierci. Jurij Judin, bo o nim mowa, całe swoje życie poświęcił próbom dowiedzenia się co tak naprawdę miało miejsce w pierwszych dniach lutego 1959 roku.

***

Mówiąc o tragedii na Przełęczy Diatłowa nie sposób nie wspomnieć o przeróżnych teoriach, które pojawiały się w trakcie śledztwa. Je również autorka porusza, nie spisuje niczym listę, lecz przedstawia jako rezultat kolejnych etapów śledztwa. Wieloletni brak jednoznacznej odpowiedzi na pytanie: co stało się na przełęczy? oraz utajnienie tej sprawy podsycały ciekawość i stanowiły doskonałą pożywkę dla wyobraźni wielu osób. Czy nadejdzie czas, że bohaterowie tych wydarzeń będą mogli w końcu spocząć w spokoju?

***

Czyta się niczym najlepszą powieść kryminalną, pomimo znajomości zakończenia. Dużym plusem jest płynność stylu, sprawiająca, że niemal płynie się przez treść. Przyjemnym dodatkiem są zdjęcia, nie tylko te podczas wyprawy, lecz wcześniejsze, prawdopodobnie pochodzące z jakichś dokumentów lub zbiorów rodzinnych. Nie ma ich zbyt wiele, ale pozwalają sobie zwizualizować postacie zmarłych studentów.

To doskonała lektura zarówno dla osób, które znają temat, jak i tych, które usłyszały o niej dopiero po raz pierwszy.

Zdecydowanie polecam!

Publikacja jest również dostępna w abonamencie Legimi.

Komentarze

  1. Mam ją w planach, to jest bardzo tajemnicza historia, chętnie przeczytam.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz