"Epidemia uczuć" Agnieszka Kaźmierczyk - opinia

Dzień dobry


Dziś będzie o książce, do której chciałam zostać recenzentką, a ku mojej radości Wydawca zaproponował mi patronat. Zgodziłam się chętnie, tym bardziej, że już poprzednia powieść Agnieszki Kaźmierczyk wzbudziła moje zaciekawienie.

Co sugerowała mi najnowsza powieść pani Agnieszki? Z pewnością powieść o miłości, emocjach i tajemnicy sprzed lat. Nie ukrywam szczególnie ta tajemnica i tajemnicza zaraza oraz grupka młodych ludzi mieszkająca w lesie wzbudzały moja ciekawość. Nie miałam także wcześniej styczności z tą autorka, nie wiedziałam też czy styl, w jakim poprowadzi swoją historię, przypadnie mi do gustu.

Nietrudno się domyślić, że książka przypadła mi do gustu. A dlaczego, dowiecie się z poniższej opinii. Zapraszam do czytania.



"EPIDEMIA UCZUĆ"
Agnieszka Kaźmierczyk


Stron: 320
Gatunek: obyczajowa, romans podszyta fantastyką (wiem, że nie ma takiego gatunku, ale taki opis chyba najlepiej oddaje to co znajdziecie w środku - moim zdaniem, oczywiście)
Wydawnictwo WasPos

Opis:

W życiu Magdy, dwudziestolatki, która wkrótce ma rozpocząć studia medyczne na prestiżowej uczelni, nie ma miejsca na spontaniczność i porywy uczuć. Matka dziewczyny jedną decyzją burzy cały jej poukładany świat – wyjazd do małej miejscowości na drugim końcu Polski i zajęcie się rękodziełem zakrawa na szaleństwo nie tylko w oczach córki, ale i męża. Choć nie padają słowa o rozwodzie, Magda obawia się, że rozłąka prędzej czy później doszczętnie zniszczy jej rodzinę. Wbrew rozsądkowi postanawia dołączyć do matki, a następnie sprowadzić w nowe miejsce również ojca. Nie ma pojęcia, że ta decyzja całkowicie przewartościuje jej priorytety. Kiedy dziewczyna poznaje Daniela, nastolatka mieszkającego z paczką znajomych w domu pośrodku lasu, doświadcza całej palety intensywnych uczuć, które do tej pory były jej obce. Niestety przeszłość chłopaka, owiana tajemnicą, może przekreślić szczęście zakochanych. Kim są młodzi ludzie zamieszkujący leśne osiedle? Jaki mroczny sekret skrywają? Czy tragiczne wydarzenia sprzed wielu lat ponownie zbiorą krwawe żniwo?

*** *** ***


"Dziewczyna czuła się kochana, rozumiana. Nie wiedziała, co to znaczy niebezpieczeństwo i zło. Tak było przez dwadzieścia wspólnie spędzonych lat. Aż do dnia, w którym matka postanowiła nie budzić się już koło nich..."

***

Akcja dzieje się w niewielkiej miejscowości, wiosce właściwie, o nazwie Miłoszyn. To właśnie w jego lasach, od niemal dwóch dekad mieszkają młodzi ludzie nazywający siebie "wataha". Nikt nie docieka dlaczego mieszkają z dala od ludzi, ani w jakich okolicznościach pojawili się w tym miejscu. Ich obecność budzi konsternację i lek. A ci którzy zadają zbyt dużo niewygodnych pytań opuszczają miejscowość lub znikają w niewyjaśnionych okolicznościach. Autorka subtelnie oddała atmosferę tego miejsca. Bez trudu jednak da się wyczuć zmowę milczenia, która pojawia się gdy tylko mowa o tajemniczych młodych ludziach z lasu.

***

Szybko polubiłam się z głównymi bohaterami. Próżno tu szukać typowo negatywnych postaci, antagonistą jest raczej zaraza sprzed lat, która nie pozwala o sobie zapomnieć i faktycznie (jak to wspomniano w opisie) zbiera krwawe żniwo nawet po tak długim czasie. Co prawda moja wyobraźnia podpowiadała inne "krwawe żniwo", ale to które zaserwowała mi autorka doskonale wpisało się w opowieść.

Już na wstępie "Epidemia uczuć" kupiła mnie wątkami psychologicznymi skupionymi wokół realizowania siebie, swoich pasji, gdy dorosłe dziecko zaczyna oddzielne życie. Trochę szkoda, że potem wszystko w tym motywie potoczyło się bardzo gładko i jakby został on zapomniany, ale fakt faktem nie na nim miała się skupiać historia, a na perypetiach Magdy i Daniela. Pochłonęły mnie one tak bardzo, że właściwie wspomniany wątek zszedł na drugi plan.

***

"Miłość to współodczuwanie, doznawanie kogoś. Troska i potrzeba bycia razem. Odpowiedzialność."

***

Cieszyło mnie, że na akcję nie musiałam zbyt długo czekać i właściwie już pierwsze zdania zwiastują nadchodzące zmiany w życiu głównej bohaterki. Męski główny bohater także pojawia się bardzo szybko i od pierwszego spotkania nie tylko intryguje, ale także wzbudza pewien niepokój. Przyznam, że było mi go trochę trudno rozgryźć. Miałam jakieś tam swoje wyobrażenia, które nijak nie pokryły się z tym co przygotowała dla mnie autorka. Co nie zmienia faktu, że sama historia niesamowicie mnie "wzięła" i w pewnym momencie nie potrafiłam jej odłożyć, musiałam doczytać do samego końca.

***

Agnieszka Kaźmierczyk świetnie łączy ze sobą wątki obyczajowy, romantyczny i tajemnice mającą swoje źródło w czasie epidemii ospy prawdziwej. A skoro o romantycznym mowa, to bardzo podobało mi się jak został on poprowadzony. Niby w przewidywalny sposób, ale jednocześnie bardzo delikatnie i żadne z zachowań bohaterów nie było ani wymuszone, ani sztuczne i czytając miałam poczucie, że tak się właśnie relacje pomiędzy Magda a Danielem powinny rozwijać.

W pewnym momencie akcja zaczyna przyspieszać, robi się naprawdę emocjonująco i właśnie wówczas nie potrafiłam oderwać się od książki. Musiałam wiedzieć jak się to skończy, bo przecież autorka nie mogła... Ostatnie strony sprawiły, że zaszkliły mi się oczy od łez, a serce biło niespokojnie. Zakończenie jakie przygotowała autorka jest właśnie takie jakie lubię najbardziej. I chociaż mogłabym powiedzieć, że ta historia, aż prosi się o lepsze rozwinięcie pewnych wątków to całość bardzo mnie usatysfakcjonowała.

Dostałam tajemnice, świetnie poprowadzony motyw uczuciowy, wątki rodzinne, dałam się porwać opowieści i chcę więcej. Z pewnością sięgnę po inne powieści autorki. Na oku mam "Klątwę sióstr" i czekam cierpliwie kiedy będzie dostępna na Legimi. Chociaż nie uwodzi mnie okładka "Topielicy ze Świtezi" to jednak opis bardzo zachęca i na pewno przeczytam.

***

"Zawsze wydawało się jej, że dobre życie to takie, w którym przewodnikiem jest właśnie wiedza. Ale kiedy nie ma miłości... Wtedy ta wiedza na nic się nie przydaje."

***

Podsumowując, "Epidemia uczuć" pozwoliła mi poznać kolejną, przesiąkniętą emocjami opowieść niosącą ze sobą pewne przesłania. Na przykładzie bohaterów widzimy, że miłość rodzi się nieoczekiwanie i wbrew zdrowemu rozsądkowi. Autorka pokazuje także, że niekiedy coś musi się rozpaść, by mogło powstać coś pięknego i wartościowego. Nie wciska czytelnikom cukrowanej historii o miłości (to dla mnie ogromny plus, bo nie lubię takich), serwuje swoim bohaterom niełatwą przeszłość i teraźniejszość, ale i wizje na brak przyszłości. Łamie im serca i miażdży duszę, by potem poskładać je od nowa. Takie powieści najgłębiej zapadają mi w pamięć, niezależnie z jakiego wywodzą się gatunku.

Dla mnie, najnowsza powieść Agnieszki Kaźmierczyk jest przede wszystkim o walce o swoje szczęście i postępowanie zgodnie z tym co podpowiada nam serce, nawet jeśli wiąże się to z trudem, łzami i zwątpieniem.

Czy polecam? Zdecydowanie tak.

Moja ocena 8/10.

Komentarze