WYWIAD z Katarzyną Gacek

Dzień dobry, Kochani :)


Dzisiaj mam dla Was do poczytania wywiad z Katarzyną Gacek, autorką nie tylko książek, ale także scenariuszy. Nie wiem jak Was, ale mnie scenariusze, i to w jaki sposób się je pisze, swego czasu bardzo interesowało, ale nigdy nie odważyłam się, żeby choćby spróbować.

Wywiad przeprowadziłam dzięki Wydawnictwu Oficynka. Znajdziecie tam także kryminały Pani Katarzyny: "W jak morderstwo", "Zemsta ze skutkiem śmiertelnym" oraz tom opowiadań kryminalnych "Mogliby w końcu kogoś zabić", a wśród nich tekst mojej dzisiejszej bohaterki.

PRZEDSTAWIAM PAŃSTWU... 

KATARZYNA GACEK 


Ma Pani już całkiem pokaźny dorobek literacki, w którym mieszczą się zarówno powieści dla młodzieży jak i starszego czytelnika. Gatunki, w jakich się Pani porusza są różnorodne. W jakim czuje się Pani najlepiej? 


W tym, którego aktualnie nie piszę J Każda książka to dla mnie pot i łzy, dziesiątki wątpliwości, niewiara, że uda się ją dociągnąć do końca. Książka, która się staje, powoduje mnóstwo bólu, dlatego lubię sobie wtedy myśleć o tej kolejnej. Siadając do książki dla młodzieży wyobrażam sobie, jak to by było fantastycznie pisać teraz kryminał, przecież kryminały tak mi dobrze wychodzą. A kiedy tylko kończę kolejny tom Supercepcji i zaczynam pisać kryminał, tęsknię za prostszą, dziecinną narracją. I naprawdę zawsze uważam, że jestem lepsza w tym, czego nie robię, niż w tym, czym się właśnie zajmuję. 

Kiedy zaczęła się Pani przygoda z pisaniem i o czym była pierwsza spisana przez Panią historia? 

Pierwsza świadomie spisana historia nosiła tytuł „Bransoleta dusiciel” i popełniłam ją w wieku pewnie jakichś dziesięciu lat. Podczas wakacji z nudów założyłyśmy z koleżanką zeszyty, które wypełniałyśmy opowiadaniami grozy, a na ostatniej stronie mojego znalazł się elegancko rozrysowany plan cmentarza, na którym chowałam swoje ofiary. Natomiast jeśli chodzi o pisanie serio, to pierwszymi moimi drukowanymi tekstami były felietony pt. „Babski kącik”, które pojawiały się w lokalnej gazecie, wydawanej przez mojego ojca. Z założenia te teksty miały traktować o modzie i urodzie, ale bardzo szybko się okazało, że akurat na te tematy wypowiadać się nie potrafię, za to bardzo zabawnie mi wychodzi opisywanie mojego przeciętnego życia kury domowej. Felietony okazały się na tyle fajne, że udało mi się z nimi dostać do „Pani domu”, co uważałam wtedy za ogromny sukces. 

W jaki sposób psychologiczne wykształcenie wpływa na Pani twórczość? Pomaga budować realistyczne postaci, czy może jeszcze w inny, bardziej niekonwencjonalny sposób? 

Mam wrażenie, że gdyby nie studia, nie dałabym rady nic napisać. Jestem wyjątkowym tumankiem, jeśli chodzi o psychologię. Dla pisarza to bardzo ograniczające, dlatego, nie mogąc na sobie polegać, przy budowaniu postaci mniej wykorzystuję intuicję, bardziej natomiast wiedzę. I tak, pomaga mi to w bardzo istotny sposób. Tworząc bohatera, najpierw buduję go trochę stereotypowo, żeby potem w nim grzebać, nadawać mu jakiś indywidualny, nieoczywisty rys. 


Od czego rozpoczyna się u Pani proces tworzenia konkretnej historii? Pomysł sam przychodzi, czy może jest wynikiem celowych poszukiwań? 


Mój umysł musi się zawsze o coś zaczepić. O jakiś drobiazg, rekwizyt lub zdarzenie… Czasami pomysły pojawiają się, kiedy czytam prasę, czasami, kiedy oglądam telewizję. Coś klika i zostaje w głowie. Zaczynam potem to zgłębiać, analizować, pogrubiać o dodatkowe fakty… W ten sposób pojawiła się na przykład „Supercpecja”. Siedziałam w kuchni u znajomych i zastanawiałam się, czy pod drzewem leżą już świeże papierówki. I że gdybym miała idealny słuch, to słyszałabym jabłko upadające z drzewa na ziemię, ba, wiedziałabym również, czy to jabłko jest dojrzałe i miękkie, bo wtedy uderzając o ziemię wydałoby inny odgłos niż jabłko niedojrzałe i twarde. 

Tworzy Pani szczegółowy konspekt, czy raczej pozwala swoim bohaterom (i sobie ;)) na pewien rodzaj swobody, ograniczony jakimś ogólnym zarysem? 

Bez konspektu nie ujechałabym nawet pięciu stron. Każdą historię rozpisuję na sceny, tworząc tak zwaną drabinkę. Robię to bardzo szczegółowo, nie da się odejść choćby na pół kroku od tej drabinki, bo inaczej wszystko, cała misterna konstrukcja legnie w gruzach. 

Jak się pisze dla młodzieży? 

Właściwie podobnie jak dla dorosłych. Traktuję moich młodych czytelników bardzo serio, jedyne, co czasami upraszczam, to język, bywa też, że pewne pojęcia tłumaczę opisowo. Ale poza tym staram się, żeby mieli taką samą frajdę z książki jak dorośli, którzy czytają moje kryminały. Jedyna różnica, jaką widzę, to to, że przy tworzeniu historii dla dzieci czuję się odrobinę bardziej bezkarna, dlatego bardziej komplikuję życie bohaterom i fantastycznie się przy tym bawię. 

Czym jest dla Pani wena i czy wg Pani ona w ogóle istnieje? 

Według mnie wena to legenda, zupełnie jak Yeti. Oczywiście bywają dni, kiedy pisze mi się łatwiej, kiedy wyrabiam zaplanowaną normę przed czasem i historia sama się układa. Ale to się nie zdarza często. Większa część mojej pracy, jak już zresztą wspomniałam, upływa w pocie i znoju, który z weną nie ma nic wspólnego. Tak jak maszynista wsiadając do lokomotywy nie zastanawia się, czy ma dziś natchnienie, żeby ją prowadzić. To jest po prostu praca, dlatego pracuję również wtedy, kiedy nie mam na to kompletnie ochoty. Zresztą, co przedziwne, wiele razy zauważyłam, że fragmenty tekstu napisane pod wpływem „weny” są dużo gorsze niż te, wymęczone i przepchnięte pod prąd, przeciw wszystkiemu. 





Jak się pisze w duecie? Komu Pani poleca taką formę pisarskiej kooperacji? 

No cóż, pisanie w duecie to duże wyzwanie. Na dwóch płaszczyznach – literackiej, co oczywiste, ale też – relacyjnej. Każdy pisarz ma swój sposób opowiadania historii, swoje doświadczenia, przez które ją filtruje, swój styl i pisarskie nawyki. Trzeba się jakoś dostroić, zunifikować, czyli przede wszystkim - umieć odpuścić, bo wspólne pisanie to jeden wielki kompromis. Trzeba się też po ludzku lubić. Ja swoją przygodę z pisaniem zaczynałam w duecie z Agnieszką Szczepańską. Przy pierwszej książce naprawdę świetnie się bawiłyśmy, ale po jakimś czasie przyszło zmęczenie tym ciągłym uzgadnianiem wszystkiego, dogadywaniem się i każda z nas zaczęła szukać swojej indywidualnej drogi. Znam jeden duet, który funkcjonuje wręcz idealnie, no i przede wszystkim bardzo długo, napisali wspólnie co najmniej 10 książek, to Maria Ulatowska i Jacek Skowroński, ale to raczej wyjątek potwierdzający regułę. Natomiast w moim przypadku duet sprawdza się przy pisaniu scenariuszy. Z Magdą Nieć napisałyśmy wspólnie już cztery filmy, z czego dwa zostały zrealizowane. Współpracuje się nam idealnie, ale materia scenariuszowa jest zupełnie inna. Tutaj kwestie słowne, literackie nie odgrywają takiego znaczenia, chodzi raczej o sens i strukturę, zarówno całego tekstu, jak każdej sceny. I na tej płaszczyźnie nie tylko dużo łatwiej jest się porozumieć, ale też każda z osób wnosi coś od siebie, w efekcie historia staje się bogatsza i bardziej uniwersalna. 

Czym zajmuje się Pani kiedy nie pisze książek i scenariuszy?

Taka sytuacja nie istnieje. Praktycznie nie odchodzę od komputera J A jak już czasami odejdę, to po to, żeby zmontować obiad, pójść z psem na spacer albo wstawić pranie. Albo nakarmić koty, pięć wiecznie głodnych kotów. Niestety nie mam żadnych spektakularnych zainteresowań. Za każdym razem, kiedy kończę jakąś większą robotę obiecuję sobie, że przez tydzień będę czytać książki i oglądać seriale, i zawsze kończy się tak, że ten wymarzony tydzień kurczy się do jednego dnia, który przesypiam, i zaczynam kolejną fuchę. Bardzo monotonne to moje życie, niestety. 

Nad czym obecnie Pani pracuje? Tak w ogólnym skrócie, oczywiście. 

Mam na warsztacie jednocześnie dwie książki i scenariusz. Z Magdą Nieć, o której już wspominałam, piszemy świąteczną komedię romantyczną, na którą dostałyśmy stypendium z PISF. Codziennie rano siadamy do pracy na skypie, kończymy koło pierwszej, drugiej, potem chwila na różne domowe działania, i przesiadam się do piątej części Supercepcji. To jest niesamowite, jak dzieciaki na to czekają, dlatego wydawnictwo Znak Emotikon bardzo pilnuje terminów i teraz znowu czuję oddech na karku, muszę skończyć piątkę do stycznia. A w kolejce czeka jeszcze kryminał, trzecia część przygód Magdy, już bardzo zaawansowany, myślę, że ukaże się wiosną. Akcję tym razem umieściłam na Zanzibarze. Natomiast niewątpliwie największym wydarzeniem przyszłego roku będzie dla mnie premiera filmu „W jak morderstwo”, który został nakręcony według mojej książki. 

Czy napisanie kryminału jest trudne? Jak wyglądało Pani przygotowanie do napisania pierwszej książki z tego gatunku i co było czynnikiem, który sprawił, że pojawiła się myśl o stworzeniu takiej powieści? 

Kryminał ma pewne wymagania. Czytelnik, oprócz warstwy obyczajowej musi dostać ciekawą, wiarygodną intrygę. I ułożenie jej rzeczywiście nie jest łatwe. Nie chodzi tylko o sprytne zakamuflowanie mordercy, ale przede wszystkim o umiejętną grę, którą prowadzi się z czytelnikami. Podrzucanie tropów i odkrywanie kart to chyba największa sztuka. Nie można zbyt szybko ujawnić, kto jest sprawcą, a wyciąganie go z kapelusza na samym końcu też nie jest dobrym rozwiązaniem. Dlatego tak, uważam, że pisanie kryminałów wymaga całkiem sporych umiejętności. 

Pierwszym moim kryminałem był „Zabójczy spadek uczuć”, napisany w duecie z Agnieszką. Zaczęłyśmy go jako powieść obyczajową, i ktoś nam poradził, żeby jakoś ją urozmaicić i ożywić, a my stwierdziłyśmy, że nic tak nie ożywia historii jak trup. I właściwie tak to się zaczęło, nie wyobrażam sobie dzisiaj pisania w jakimkolwiek innym gatunku. Nawet moje książki dla młodzieży mają w sobie zagadki kryminalne. 

W jakim gatunku nigdy nie napisałaby Pani książki? 

Nie napisałabym romansu. Jestem pewna. Może dlatego, że nie lubię ich czytać. Nudzą mnie śmiertelnie. Pisanie romansu byłoby czymś w rodzaju masochizmu. 

Co pisze się Pani lepiej: opisy czy dialogi? 

Dialogi. To szkoła scenariuszowa. Dialog nie może być zwykłym paplaniem, tylko do czegoś prowadzić. Dlatego lubię dialogi bardzo, i co ciekawe, nigdy nie wiem do końca, jak się potoczą. Na przykład rozmowy między Magdą a Sikorą w obu częściach kryminału po prostu uwielbiałam, oni tak strasznie fajnie ze sobą gadali, że ja musiałam tylko nadążyć z zapisywaniem. 

"Zemsta ze skutkiem śmiertelnym" to Pani najnowsza powieść, a zarazem kolejna z cyklu. Jak pojawił się zalążek pomysłu na tę historię? 

Och, to trochę śmieszne, ale od psa. Ja mam trochę hysia na punkcie zwierząt, całkiem nieźle znam się na rasach psów, oglądam zdjęcia z wystaw i tak dalej… I gdzieś urodził mi się w głowie pomysł, że osoba zamieszana w przestępstwo mogłaby ukrywać swoją tożsamość, ale ktoś skojarzy ją z hodowlą rzadkiej rasy psów. W ten sposób będzie ją można namierzyć. Od tego punktu zaczęłam rozwijać całą historię w taką stronę, żeby połączyć ją z motywem porwania, który też chodził mi po głowie. Efekt końcowy mogą Państwo zobaczyć w „Zemście”. 

Najpierw było pisanie scenariuszy a potem książek, czy odwrotnie? I czy pisanie scenariuszy to taka sama frajda jak pisanie książek? 

Najpierw było pisanie felietonów. Potem przez zupełny przypadek napisałyśmy z Agnieszką kryminał i przez kolejny przypadek zaproszono nas do pisania scenariuszy do serialu dla telewizji Polsat. Nie miałyśmy pojęcia, jak to się robi, ale dostałyśmy wzór i jakoś poszło. Okazało się, że mam dużą łatwość myślenia scenami, zaczęłam dostawać propozycje scenariuszowe i na ładnych kilka lat w to wsiąkłam. Zwłaszcza że pojawiły się sukcesy: dofinansowania z PISFU, o które naprawdę nie jest łatwo, plus zrealizowane filmy kinowe. Ale gdzieś mnie ciągnęło do książek… Nieoczekiwanie impulsem do zmiany stał się Marek Kamiński. Spotkaliśmy się kilka lat temu, Marek miał pomysł na książkę dla dzieci, szukał kogoś, kto by mu ją napisał. W ten sposób wróciłam do literatury. I poczułam wiatr w skrzydłach, bo książka „Marek i czaszka jaguara” wyszła fantastycznie. Zaraz po niej usiadłam więc do „W jak morderstwo” dla wydawnictwa Oficynka, które zamówiło u mnie tę książkę… osiem lat wcześniej. Tyle czasu potrzebowałam żeby uwierzyć, że dam radę coś napisać. 

Czy pisanie scenariuszy to taka sama frajda jak pisanie książek? 

Dużo większa. Dla mnie pisanie książek to ciągle ogromne wyzwanie i wielki stres. Natomiast scenariusze to trochę twórczość, a trochę zabawa. Bo świetnie się z Magdą przy nich bawimy, a jednocześnie dają nam mnóstwo satysfakcji. 

Gdzie szuka Pani inspiracji? 

Po pierwsze filtruję swoje życie, swoje spostrzeżenia, historie, czerpię garściami z otoczenia, od mojej rodziny, przyjaciół, sąsiadów, znajomych. Mam w sobie całe złogi obejrzanych filmów i przeczytanych książek, i co jakiś czas grzebię w tym i wydobywam coś na powierzchnię. Mam też przyjaciółkę, z którą wymieniamy dziennie po kilkadziesiąt wiadomości na messengerze, i połowa tych wiadomości dotyczy różnych strasznych i krwawych historii, w których obie się lubujemy. Do tego dochodzą książki reportażowe czy kryminalne podcasty. Kitłosi się to wszystko w człowieku i potem w jakiś sposób przepływa na kartki. 



Lista książek autorstwa Katarzyny Gacek:

Cykl Supercepcja:
1. Początek
2. Podwójny spisek
3. Sekret ulicy Ciemnej
4. Porwanie

"Zemsta ze skutkiem śmiertelnym"
"W jak morderstwo"

Powieści napisane wspólnie z Agnieszką Szczepańską:
"Moc i Cesarzowa"
"Wisielec i Księżyc"
"Mag i Diabeł"
"Dogrywka"
"Zabójczy spadek uczuć"
"Zielony trabant"

Komentarze

  1. Nie znam twórczości tej autorki, a widzę, że to bardzo płodna pisarka. Ciekawy wywiad, taki pozytywny. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, to prawda, ale też i tworzy już bardzo długo. Dziękuję, a właściwie, dziękuję w imieniu autorki, bo moją rolą było tylko przygotowanie pytań. Muszę przyznać, że wywiad z Panią Kasią sprawił mi mnóstwo frajdy. To bardzo pozytywna i życzliwa osoba.

      Usuń

Prześlij komentarz