Światowy Dzień Walki z Depresją

Witajcie

Dziś będzie trochę nietypowo, trochę o mnie, trochę o Światowym Dniu Walki z Depresją, trochę o książkach, bo to przecież blog książkowy.

Ci, którzy śledzą mój profil i znają mnie trochę wiedzą, że lubię sięgać po książki trudne emocjonalnie, zahaczające lub mające za główny wątek zaburzenia czy choroby psychiczne. Jestem zdania, że powinno się mówić i pisać o takich tematach jak najwięcej, jak najczęściej i jak najbardziej rzetelnie. Często osoby borykające się z problemem depresji, czy innych zaburzeń mają poczucie, że są osamotnieni w swojej walce, niejednokrotnie nie potrafią sobie wyobrazić przyszłości bez tego ciężaru, który dźwigają i który rozpanoszył się w głowie.

Niestety, depresja to nie grypa (porównanie przypadkowe), którą się wyleży, weźmie się leki i po dwóch, trzech tygodniach jest wszystko w porządku. Depresja to podstępna żmija, która potrafi idealnie się maskować i której jad skutecznie wtrąca z życia. Osoby z depresją umiejętnie potrafią udawać, mogą się uśmiechać, żartować, udzielać się towarzysko.

Depresja wymaga niekiedy kilkuletniej psychoterapii i wsparcia farmakologicznego. Każda osoba może inaczej przechodzić depresję, choć pewne cechy są wspólne. Ale żadna z nich nie chce słyszeć: weź się w garść, inni mają gorzej, jutro będzie lepiej czy inne "dobre" rady.

 Życie z osobą cierpiąca na depresję nie jest proste, łatwe i przyjemne. Jest cholernie trudne, gdy patrzysz bezradnie jak Twoja bliska osoba rozpada się na kawałki, jak nastroje zmieniają się jej kilka razy w ciągu dnia, a Ty nie wiesz co i jak masz mówić, żeby było dobrze, a może właśnie nie mówić...

Ja bywam po drugiej stronie barykady. Ja rozpadam się na kawałki i udaje, że wszystko jest w porządku, nawet kiedy nie jest. Tak, ciągle są momenty, że odczuwam oddech depresji na karku i czasem nawet pijemy wspólnie kawę i wiem, że będą. Wiem kiedy nadchodzą, bo taka jest moja obecna rzeczywistość. Ale wiecie co? Chociaż depresja zabrała mi kawałek życia, zmieniła mnie i uwiazała do tebletek, to sprawiła też, że jestem tym kim jestem obecnie i tu gdzie jestem. Może, gdyby nie ona, nigdy nie poszłabym na terapię i nie zaczęła pracy nad sobą. Nie doceniłabym tego co mam tak bardzo, gdyby nie złe myśli, które zamieszkały w mojej głowie. A już na pewno nie założyłabym bloga, ani fanpejdża, ani nie zapragnęła zrealizować marzeń o zostaniu recenzentką i pisarką.

Nie poddawajcie się! 


Komentarze