WYWIAD z autorką "Mroku" czyli ALICJĄ WLAZŁO

Dzień dobry

Oto kolejny wywiad z cyklu Kobieca twarz polskiej fantastyki. :) Tak, na przyjemne rozpoczęcie poniedziałku.

Alicja Wlazło to dla mnie jedna z tych autorek, która ma już swój, rozpoznawalny styl, a ponad to potrafi rewelacyjnie opisać dramatyczne sceny.




Jak wyglądała Twoja pisarska droga? Mam na myślę, tę drogę od pisania do szuflady (o ile miało coś takiego miejsce w Twoim przypadku) do wydania swojego pierwszego dzieła?

Pisanie do szuflady w moim przypadku miało miejsce głównie w przypadku pierwszych wierszy oraz pierwszej powieści (kryminalnej, nawiasem mówiąc ;)), do której tworzenia zabrałam się w wieku dwunastu lat. Jak to dziecko, nie byłam wtedy zbyt odporna na krytykę i przy pierwszym z nią zetknięciu odpuściłam dalsze próby pisarskie. Jednak nie na długo – później przyszedł czas pisania piosenek. Lecz one nigdy nie wystarczały. Nie na dłuższą metę.

Pewnie dlatego po wielu przeczytanych powieściach, głównie fantastycznych czy z wątkiem romantycznym, zapragnęłam stworzyć swój własny magiczny świat. I dlatego właśnie w głowie zaczął mi się rodzić pomysł na napisanie „Mroku”. Miesiąc zajęło mi spisanie planu powieści, choć teraz sądzę, że specjalnie się z tym ociągałam, ze strachu. Obawiałam się, że porywam się z motyką na słońce i że nikomu nie spodobają się moje historie. A jednak, dzięki wsparciu męża, który powiedział: jeśli nie spróbujesz, nigdy się nie przekonasz, napisałam pierwszy szkic „Mroku” w około osiem miesięcy. Później wzięłam udział w kursach kreatywnego pisania, gdzie zaznajomiłam się z prawdziwą konstruktywną krytyką i poznałam, jak cenna potrafi być. Po pierwszych ocenach od nauczycieli, a zarazem krytyków literackich, zapragnęłam rzucić powieść w kąt. Bo co z tego, że fabuła się spodobała, skoro wykonanie kulało? I to mocno.

Ale tego nie zrobiłam, a zamiast tego przepisałam „Mrok” od nowa. I jeszcze raz. I kolejny. I dopiero wtedy wysłałam powieść do wydawnictw. Poszczęściło mi się, gdyż bardzo szybko spotkałam się z pozytywną odpowiedzią, dzięki której jestem tu, gdzie jestem. I nigdzie się nie wybieram.

Czym prócz pisania się zajmujesz?

Och, trochę się tego uzbiera! (śmiech) Przede wszystkim jestem matką dwóch wspaniałych urwisów, starszy synek w tym roku poszedł do pierwszej klasy, drugi cieszy się jeszcze z ostatnich miesięcy w zerówce. Opieka nad nimi często wymaga wiele czasu, lecz nigdy nie zamieniłabym czasu z nimi spędzonego na cokolwiek innego. Poza tym jestem szczęśliwą żoną wspaniałego mężczyzny, który kocha mnie nawet ze wszystkimi moimi wadami, a tych kilka by się znalazło. ;)

Co więcej kocham śpiewać i tworzyć – nie tylko powieści. Niedawno wróciłam do tworzenia piosenek, a także próbuję swoich sił w rysunku. Kocham również czytać i poprawiać teksty, nie tylko swoje, lecz również znajomych po piórze. Ponadto pracuję na pełen etat. Czasem zastanawiam się, skąd znajduję na to wszystko czas.

Jak zrodził się pomysł na serię o Zaprzysiężonych? Ta pierwsza myśl, zalążek, iskierka, która zmieniła się w ogień, a pierwsza myśl w historię, którą teraz możemy przeczytać?

Ciężko mi podać jedną konkretną rzecz. Od zawsze musiałam mieć cel, coś mojego, coś, co wymaga wysiłku do osiągnięcia. Również zawsze wolałam sprawować rolę twórczą niż odtwórczą. Z pewnością jednak mogę powiedzieć, że duży wpływ miały na mnie powieści Terry’ego Pratchetta, Cassandry Clare czy Trudi Canavan. Co więcej chyba akurat wtedy nadszedł ten czas. Podczas studiów spotkałam niezwykłą wykładowczynię Historii Literatury Anglojęzycznej, która swoją pasją zaraziła i mnie. I wtedy właśnie pomyślałam, że chcę wymyślić coś równie wspaniałego. Coś, co ludzie będą czytać długo po mojej śmierci.

Dodam również, że do powstania „Mroku” przyczyniły się moje dzieci, czy też raczej strach, który odczuwa każda matka. Strach, że coś złego mogłoby je spotkać.

To była historia pisana spontanicznie, czy miałaś najpierw opracowany plan, rozpisane sceny, zrobione charakterystyki bohaterów itp?

Zawsze byłam kiepska w planowaniu, ale przy pierwszym szkicu „Mroku” rzeczywiście rozplanowałam sobie całą strukturę powieści. Co prawda później okazało się, że jestem typem pisarza, który pozwala bohaterom się prowadzić i zmieniać niektóre fragmenty fabuły. Chyba nigdy nie zdarzyło mi się opracowywać całych charakterystyk bohaterów. Rzeczywiście mam plik z postaciami z Zaprzysiężonych, lecz bardziej na potrzeby promocji czy też znalezienia odpowiedniej okładki, niż dla mnie. Ja bardziej czuję moich bohaterów, jednak nieważne, jak długo już są ze mną, chyba nigdy nie uda mi się ich w pełni poznać.

Teraz moje planowanie wygląda zupełnie inaczej. Znam co prawda początek i zakończenie cyklu (jeszcze nie zdarzyło mi się napisać powieści jednotomowej), jednak to co w środku ciągle się zmienia. Jestem zwolennikiem planowania kilku, kilkunastu scen do przodu z zachowaniem najważniejszych, że tak powiem check pointów, aniżeli ścisłe trzymanie się wcześniej opracowanej fabuły.

Wtedy jest o wiele ciekawiej.

Niedługo (mam nadzieję) będziemy mogli przeczytać drugi tom o Laureen i Sigarze pt. "Iskra". Ile czasu zajęło Ci pisanie pierwszej i drugiej części?

Również mam ogromną nadzieję, że szybko doczekamy się kontynuacji przygód Lori i Sigarra! Natomiast co do pytania, ciężko mi to określić, ponieważ sam akt pisania pierwszych wersji trwa u mnie zazwyczaj kilka miesięcy na jeden tom. Jednak na tym nigdy nie kończy się moja praca nad książką. Zazwyczaj jeszcze zanim wyślę wydawcy tekst, wysyłam go do moich zaufanych bet, które czytają go i wskazują błędy, zarówno te logiczne jak i językowe. Później dopiero wprowadzam poprawki i wysyłam – ale zawsze po analogowym poprawianiu błędów. Wtedy widzi się najwięcej.

Z „Iskrą” sytuacja wyglądała jeszcze inaczej, gdyż w pierwszej wersji… była prawie dwa razy dłuższa niż obecnie, a i teraz do najchudszych nie należy. Zdecydowaliśmy z wydawcą, że najprawdopodobniej nie zmieszczę się w trzech tomach, dlatego rozbiliśmy tom drugi na dwa.

Na ile części masz przewidzianą serię o Zaprzysiężonych?
Z powodu rozbicia „Iskry” na dwa tomy miałam dwie możliwości: albo spróbować zmieścić się w czterech częściach, albo postawić na pięcioksiąg. Wtedy właśnie nadszedł czas, by poważnie zastanowić się nad strukturą całej powieści. A także nad zakończeniem każdego tomu – bardzo ważne są dla mnie cliffhangery [dop. zabieg fabularny, polegający na nagłym zawieszeniu akcji w sytuacji pełnej napięcia], które umieszczam na końcu każdej książki.

I dlatego stanęło na pięciu księgach.

 A skoro już przy nich jestem, to na czym wzorowałaś się tworząc tę grupę oraz ich przeciwników Potępionych?

Chyba od zawsze fascynowała mnie walka sił dobra z siłami zła. Anioły i demony. Dobrzy i źli. Zaprzysiężeni sprawiedliwości i potępieni przez żyjących. Uwielbiam dualizm, a także, gdy bohaterowie przepełnieni są wieloma odcieniami szarości. Raczej nie znajdziecie u mnie postaci stricte dobrych, czy złych. Bo złymi się stajemy z jakiegoś powodu. A nasza własna historia ma w tym spory udział.

Każdy z głównych bohaterów jest bardzo indywidualny i charakterystyczny. Skąd czerpałaś na nich pomysły?

Oni do mnie przychodzą. Dlatego tak właśnie lubię pisanie spontaniczne. Nie wymyślam na siłę jakiejś postaci, po prostu piszę kolejną scenę, zastanawiając się, kto ciekawy dzisiaj do mnie przyjdzie. Czuję moment, kiedy powinnam kogoś wprowadzić na scenę i zazwyczaj chwilę po nim pojawia się odpowiednia osoba. Zazwyczaj na początku niedopracowana, ale w miarę pisania poznaję ją coraz lepiej, aż znam zarówno jej słabe, jak i mocne strony.

Ale na pewno te wszystkie pomysły gdzieś tam we mnie tkwiły po przeczytaniu wspaniałych książek, czy wciągających filmów – musiały tylko dojrzeć, bym mogła przedstawić je światu.

Dlaczego zdecydowałaś się wydać ponownie "Mrok"? Nie byłaś zadowolona z poprzedniej wersji? Chociaż akurat jeśli o mnie chodzi to świetnie się złożyło, bo dzięki temu mogłam poznać "Mrok" i się w nim zakochać :)

Tak naprawdę to nie była wyłącznie moja decyzja. Wraz z wydawcą przegadaliśmy wszystkie za i przeciw, i stwierdziliśmy, że w siostrzanym wydawnictwie Inanna „Mrok”, jak i cali „Zaprzysiężeni” powinni się lepiej odnaleźć. Lepiej dobrany target, lepszy marketing i te sprawy. Z początku w tekście nie miało być żadnych zmian, jednak gdy dostałam tekst do poprawy… Nie umiałam niczego nie zmienić. Zapytałam wydawcy, czy mam zmieniać tylko „przecinki”, czy wszystko co uważam za słuszne. Stanęło na tym drugim, a gdy pisarz siada po tak długim czasie do swojego tekstu ma ochotę wszystko pozmieniać. Może i zmiany nie były tak drastyczne, ale jednak znaczące i dzięki nim nowy „Mrok” jest znacznie lepszy od pierwszej wersji.

No i gdyby nie ponownie wydanie, wielu nie poznałoby „Mroku” i nie mogłoby się w nim zakochać. J

Kiedy czytelnicy będą mogli sięgnąć po "Iskrę"?

Pomimo licznych przesunięć mam nadzieję, że już na początku roku. Ale obiecuję wam, że warto czekać.

Tworzysz tylko fantastykę, czy sięgasz również po inne gatunki? Wiem, że w antologii "Siła jej piękna" można znaleźć opowiadanie Twojego autorstwa. Lubimy Czytać pokazało mi jeszcze jedną antologię, w której można znaleźć Twoje opowiadanie - "Oblicza śmierci", opowiesz o nim coś więcej?

Kiedyś sądziłam, że potrafię tworzyć wyłącznie fabuły fantastyczne, jednak zdecydowałam się spróbować swoich sił również w innych gatunkach. Choć nie powiem, było ciężej. Z początku nie potrafiłam znaleźć odpowiedniej historii, gdyż każda wydawała mi się mało ciekawa i już dawno opowiedziana. Jednak w końcu zrozumiałam – nawet powieści romantyczne w moim wykonaniu dalekie są od prostych i – mam nadzieję – schematycznych.

W „Sile jej piękna” możecie zapoznać się z moją bardziej obyczajową stroną. Tak samo jak w „Obliczach śmierci”, gdzie oprócz mojego opowiadania znajdziecie również moje wiersze. „Oblicza śmierci” to antologia charytatywna, w której miałam zaszczyt wziąć udział. Mam nadzieję, że w przyszłości jeszcze nieraz będę mogła pomagać dzięki swojemu pisaniu.

Jak zmieniło się Twoje życie po wydaniu książki i staniu się rozpoznawalną autorką?

Nie jestem pewna czy stałam się rozpoznawalną autorką, choć rzeczywiście ogromnie miłe jest otrzymywanie wiadomości od blogerów czy też fanów, którym „Mrok” się spodobał. To właśnie w takich chwilach wiem, że nie piszę na marne, bo jednak moje historie do kogoś docierają. I właśnie takie wiadomości motywują do dalszego tworzenia bardziej niż jakiekolwiek wyniki sprzedażowe.
Moje życie nie zmieniło się drastycznie. Nadal piszę – choć więcej i, mam nadzieję, lepiej. Nadal wyskakuję z lodówki – cóż poradzić, lubię to. ;) Nadal jestem optymistką, która wierzy, że nie ma rzeczy niemożliwych, a ciężką pracą można osiągnąć wszystko.

Chociaż jednocześnie ogromnie zmieniła się moja świadomość jako pisarza. Samo pisanie jest zupełnie inne i mam wrażenie, że pełniejsze. Wiem, co chcę przekazać i mam nadzieję, że przynajmniej garstka czytelników zobaczy w moich powieściach to, co sama w nich widzę.

Co po cyklu Zaprzysiężeni? Jakiś nowy projekt?

Och, projektów mam całkiem sporo! Na pierwszy ogień idzie pierwszy tom romansu sensacyjnego „Nim nadejdzie świt”, więc jak sami widzicie daleko mu do fantastyki. Ale nie odchodzę od niej daleko, gdyż ciągle pracuję nad kilkoma dwoma cyklami fantastycznymi YA, a także jednym ogromnym projektem high fantasy.

Nie lubię siedzieć bezczynnie – i chyba nie umiem. ;)

Jakie masz plany wydawnicze (i nie tylko) na rok 2020?

Na chwilę obecną w 2020 roku pojawić się powinna „Iskra” oraz romans sensacyjny „Nim nadejdzie świt” o parze skrzypków. Co dalej? Nie jestem w stanie powiedzieć w jakiej kolejności, ale mam nadzieję, że każda z moich książek doczeka się wydania, prędzej czy później. Mowa tu o „Kronikach Słów: Szeptaczka” (urban fantasy YA), „Patesco Anima: Dusza Ostatniej Szansy” (fantasy YA), „Obleczonych w Czerń” (high fantasy), a także moim najnowszym projekcie „Monarchy”, o którym na razie powiem tylko tyle, że tak jak daleko mu do fantastyki, tak przepełnia go magia.

Dlatego miejcie oczy i uszy szeroko otwarte, gdyż z pewnością jeszcze nie raz o mnie usłyszycie. ;)

Dziękuję Ci za wszystkie odpowiedzi, czas poświęcony na ich udzielenie i życzę sukcesywnie powiększającego się grona czytelników.




Komentarze