Dzień dobry,
Wiedzieliście, że za obco brzmiącym nazwiskiem Camille Gale kryje się nasza rodzima autorka? Ja nie, dowiedziałam się przy okazji :). Jeśli lubicie romans osadzony w gatunku fantasy nie możecie przejść obok tej książki obojętnie.
Zapraszam na recenzję. Autorce serdecznie dziękuję za udostępnienie mi e-booka do recenzji.
"Indygo"Camille Gale
Odpowiedni moment
Często dzieje tak, że książki, które
wybieram do czytania najpierw kilkakrotnie, a niekiedy wielokrotnie, rzucają mi
się w oczy okładką, bądź opisem. To drugie zdecydowanie rzadziej, bo jestem
wzrokowcem i jednak to okładka w pierwszej kolejności ma znaczenie. A czasem
dzieje się tak, że choć początkowo nie zakładałam przeczytania danej książki, a
przynajmniej nie w najbliższej przyszłości, to jednak po nią sięgam... Z
"Indygo" Camille Gale tak właśnie było.
Czy to była dobra decyzja? Czy branie w swoje
czytelnicze łapki romansu paranormalnego, podczas, gdy nawet zwykłe romanse
ciężko mi zdzierżyć było dobrym pomysłem? Czy zrobiłam tym krzywdę nie tylko
sobie, ale i książce nie potrafiąc docenić jej walorów (jeśli takowe posiadała)
decydując się na utwór z gatunku, który omijam szerokim łukiem?
Może nie przyznaję się do tego wprost i
zaraz przy pierwszej rozmowie, ale w głębi duszy jestem romantyczką ;), a w
dodatku do fantastyki mi najbliżej.
Pierwsze wrażenie
Już po pierwszych zdaniach przekonałam
się, że autorka ma bardzo dobry styl pisania. Naturalny i lekki, a ponad to
widać było, że historia nie jest pisana na siłę, tylko wypływa z duszy twórczyni. Zaczynałam czytać
"Indygo" siedząc w poczekalni ośrodka zdrowia i w mało komfortowych
warunkach dałam się wciągnąć w tę opowieść na tyle, że w ciągu kolejnych dwóch
przedpołudni skończyłam czytać całą książkę.
Wrzuć do kotła dwa dorodne wilkołaki, rudowłosego wampira, kobietę z odzysku, zamieszaj, patrz i baw się dobrze ;)
Nie da się ukryć, że pomysł na fabułę jest
mocno oklepany, ale w sumie jak się tak zastanowić to wszystko już było, od autora
i jego wyobraźni zależy tylko co z czego uszczknie i z czym wymiesza, a do tego
doprawi swoim talentem. W "Indygo" w rolach głównych mamy więc
wilkołaki. Nie jednego, ale całą watahę. Pięciu dorodnych chłopów,
umięśnionych, zwierzęco przystojnych, o nieokiełznanej naturze, ale skupiamy
się tylko na dwóch wilkach dominujących, czyli Danielu i Tristanie.
Mamy
też wampiry. Jest ich więcej, ale uwaga skupia się tylko na jednym. Za to
jakim. Dante - uroczy, skryty, wrażliwy, delikatny, zmysłowy, a do tego
rudowłosy. Nie dość, że imię ma rewelacyjne, to jeszcze kolor włosów... No
dobra, przyznaję się, mam do niego słabość.
No
i Skye Evans. Narratorka tejże historii. Drobniutka blondynka, około
trzydziestki, krótko po rozwodzie, prowadząca własne biuro nieruchomości.
Kobieta samodzielna, zaradna i samotna, która w pewnym momencie zmienia się w
kobietę w tarapatach, którą wszyscy chcą się opiekować i chronić. A do tego ma moc/umiejętność/cechę , o której,
gdyby nie poznanie nieludzi i wkroczenie do ich świata nigdy by się nie
dowiedziała.
Jak
łatwo się domyślić pomiędzy Skye, Danielem, Tristanem i Dante coś jest...
właśnie, coś, tylko co? Ogromnie, ale to naprawdę ogromnie podobało mi się jak
autorka budowała napięcie i tworzyła emocjonalne zawirowania dla tej czwórki. I
chociaż to jest docelowo romans, to przede wszystkim budowany relacjami,
emocjami, czymś kruchym i ulotnym, tym co towarzyszy czasem starciom osób, które na
siebie wzajemnie oddziałują.
Może
i rola kobiety w opałach jest mało ciekawa i sztampowa, to jednak do Skye
pasuje mi bardziej osobowość, którą pokazuje kilkakrotnie w książce, gdy jest
zadziorna, pewna siebie, taka trochę "hej do przodu". Jednakże to
pierwszy tom, nie wiem co wymyśliła dla swoich bohaterów Camilla Gale. A
ponieważ dobrze wypełnionym zadaniem każdego bohatera jest ewoluować mam
nadzieję na zmianę Skye.
Świat niby tak sam, a jednak inny
Miejscem akcji "Indygo" jest
niewielkie miasteczko Rykersville położone niedaleko Los Angeles. Brakowało mi
większego oddania charakteru tego miejsca, klimatu, czegoś co pozwoliłoby mi
bardziej się wczuć w to miejsce. Wiem, że nie na tym skupiona jest fabuła, ale
byłoby to ciekawe dopełnienie. Być
może bliskość Los Angeles tłumaczy też fakt, że wszyscy wspomniani w książce
bohaterowie są piękni i przystojni, co
raczej jest mało realne. Ale jakby nie
było "Indygo" to fikcja i fantazja, więc dlaczego nie?
O
wiele łatwiej jest mi się odnaleźć w rzeczywistości stworzonej przez autora,
gdy realia książkowe nie odbiegają zbytnio od tych fantastycznych. W utworze C.
Gale świat jest prawie taki jaki znamy. Oprócz zwykłych ludzi zamieszkują go
również osobniki nazywane nieludźmi, czyli wszelakiej maści wilkołaki, wampiry,
wiedźmy, mary itp. I nie ma tak, że normalni, zwyczajni, nudni ludzie
bezkrytycznie przyjmują istnienie tych istot. Są zatwardziali przeciwnicy, są
protesty, są sprzeciwy, a nieludzie pozostają w mniejszości i wolą unikać
rozgłosu.
Z
tematyką ludzi indygo spotkałam się przy okazji książki, z zupełnie innego
gatunku, więc pojawienie się go w tej książce nie było dla mnie nowością, co nie zmienia faktu, że tytuł mnie
zaintrygował i ciekawa byłam co się za nim kryje.
Relacje, emocje, napięcie, subtelność, romans
Ogromnym plusem jest brak wyuzdanych scen
erotycznych z udziałem całej czwórki ;). Kochani, to nie taka literatura. W
zasadzie jeśli chodzi o sceny erotyczne jest aż jedna, ale za to pięknie, spokojnie i dość
krótko opisana. Jak widać nie trzeba rozpisywać się na nie wiadomo ile stron,
żeby przedstawić zbliżenie. Nie znajdziecie tu żadnego zdzierania z siebie
ubrań, żadnych gorących pocałunków czy namiętnych deklaracji. Skye choć
zdezorientowana i nie do końca potrafiąca sprecyzować i uporządkować emocje,
które odczuwa w stosunku to tych trzech chłopaków, nie jest jakąś głupią
trzpiotką, która nie wie, którego
nieludzia "skosztować". Gubi się w swoich odczuciach, to prawda, ale
czy można ją za to winić?
Chociaż
autorka rewelacyjnie wykreowała i zbudowała napięcie emocjonalne pomiędzy
postaciami, to jednak czuję pewien niedosyt w pokazaniu bezpośrednich i
codziennych relacji członków watahy. Przydałoby się kilka zabawnych scen
pomiędzy chłopakami, jakieś głupie docinki, żarty, typowe zachowania w zgranej
i zaprzyjaźnionej grupie. Bo chociaż wzajemne więzi były dla mnie wyczuwalne i
czytelne, to jednak zabrakło mi tych paru scenek. I jak dla mnie Alfa w pewnym
momencie zrobił się trochę zbyt miękki... Domyślam się, że miało to na celu
pokazanie jego ludzkiego oblicza oraz tego, że on również ma uczucia. W ogóle
podobało mi się, pokazanie hierarchii watahy i tego jak ogromne znaczenie ma
ona dla członków stada.
Koniec gadania, czas na podsumowanie:
"Indygo" Camille Gale
skierowana jest do nieco innej grupy docelowej niż ja się zaliczam, to
spędziłam przy tej książce kilka przyjemnych godzin. Sprawił to zdecydowanie
styl autorki i jej umiejętność grania na emocjach. Poza tym C. Gale swoim dziełem
poruszyła we mnie ukrytą głęboko i sporadycznie uaktywnianą cząstkę
romantyczną. Uwielbiam wszelakie istoty nadnaturalne, a także skomplikowane i
nieoczywiste relacje i emocje. To było bardzo dobre połączenie, na które
trafiłam w odpowiednim czasie.
Moja
ocena to 8/10.
Komentarze
Prześlij komentarz