Kochani,
Dość dawno mnie tu nie było. Drugie zmiany skutecznie utrudniają mi spokojne pisanie recenzji, ale sprzyjają czytaniu, więc nie ma tego złego...
Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją książeczki dość nietypowej, skierowanej do młodszego czytelnika. Jest nią "Apokalipka, czyli Julka Dziwadełko i przygody z potworami" Łukasza Izarowskiego.
Julka Dziwadełko
i przygody z potworami
Kreskówkowa, kolorowa i może
odrobinkę straszna okładka zainteresowała mnie na tyle, że zdecydowałam się po
nią sięgnąć. Innym, ważniejszym powodem było to, iż lubię poczytać od czasu do
czasu książki dla dzieci :). Tak, tak. "Apokalipka" skierowana jest
do młodego czytelnika i nadaje się do zarówno do wspólnego czytania, jak i
samodzielnego przez dziecko.
"Apokalipka" to
niesamowita opowieść o zaradnej siedmiolatce chcącej uratować świat od
potworów, które pewnego dnia po prostu go opanowały. Złe domy, zombiaki,
wampirzyska, baba jaga, zginozaury, to tylko niektóre istoty, które spotyka na
drodze Julka.
Dzieci posiadają niesamowitą
fantazję i jeśli pozwolić im ją rozwijać i wykorzystać mogą powstać właśnie
takie książki jak ta. Bardzo lubię dowiadywać się jak powstała dana historia,
wszelakie informacje na temat genezy utworu zaspokajają moją ciekawość,
niekiedy skłaniając nawet do zadawania takich pytań autorom osobiście :) W
przypadku "Apokalipki" pan Izarowski uniknął odpowiadania na moje wścibskie
pytania. Wstęp książki przybliży Wam również postacie autorów: Anastazji i
Łukasza Izarowskich (córki i jej taty).
Od pierwszych stron wskakujemy w
akcję, przy okazji poznając rodzinę Dziwadełko: Julkę, jej starszego brata
Roberta oraz rodziców. Julka może i jest najmłodsza, ale jest też uparta,
zadziorna, pełna odwagi i determinacji. Nie może pozwolić by apokalipka
zniweczyła jej pójście do pierwszej klasy. Julka jest przekonana, że wszystko
da się odkręcić, trzeba tylko (i aż) ruszyć się z bezpiecznego domu i odnaleźć
inny Dobry Dom. Rodzina Dziwadełko, wspierana przez lalkę Zuzię oraz iście
lipnego potwora jakim jest Zombik rusza w podróż, która zmieni ich życie.
Książka ma niewiele ponad 240 stron
i czyta się ją szybko. Jak na historię dla dzieci przystało, napisana jest
przystępnym językiem, stylizowanym na opowieść siedmioletniej narratorki. Nie
znajdziecie tu nudnych i rozwlekłych opisów, ten aspekt jest ograniczony
właściwie do minimum, za to jest sporo dialogów, a dodatkowego uroku dodają
czarno białe ilustracje. Chociaż to opowieść o zombie, wampirach, strasznych
dinozaurach, groźnych magach i innych okropieństwach nie ma tu nic naprawdę
przerażającego.
Przeczytałam "Apokalipkę"
z ogromną ciekawością, i chociaż w pewnych momentach czułam przesyt dziwności i
niesamowitości to w głowie miałam myśl, że to przecież książka dla dzieci, w
ogromnej większości stworzona przez dziecko.
To
pełna przygód opowieść nie tylko o sposobie cofnięcia czegoś co już się stało,
to także opowieść o rodzinie, wzajemnym wsparciu, różnorakich relacji ze
starszym, niejednokrotnie strasznym bratem. To opowieść o tym, że potwory wcale
nie są takie straszne, jeśli je dobrze poznać i się do nich przyzwyczaić.
Jednakże
najbardziej zapadło mi w pamięć i serce to co przeczytałam pod koniec, zaledwie
kilka linijek monologu Złego Czarodzieja. Boleśnie prawdziwe i wzruszające. Uważam,
że to świetny punkt wyjściowy do rozmowy z dzieckiem jak żałoba i smutek po
śmierci kogoś bliskiego może zrujnować świat.
Styl pana Izarowskiego zaciekawił
mnie na tyle, że z przyjemnością sięgnę po inne jego książki. A Was gorąco
zachęcam do sięgnięcia i zapoznania się z Julką Dziwadełko i jej przygodami z
potworami.
Komentarze
Prześlij komentarz