- Wszystko ma swoją cenę (…). I każda cena musi zostać zapłacona.
Kiedy przeczytałam mail z Zysku z zapowiedzią „Czarownictwa dla zbłąkanych dziewcząt” Hendrixa pomyślałam, że nie mogę sobie odmówić tej przyjemności. Potem wczytałam się w opis i przyznaję ogarnęło mnie trochę zwątpienie, ponieważ nie do końca mi po drodze z kowenami, czarownicami i magią. Swoją drogą bardzo, bardzo dawno nie czytałam nic z podobnym motywem, więc moje obawy mogły wynikać po prostu z tego.
Zapisałam się, doczekałam egzemplarza, zabrałam za czytanie i skłamałabym, gdybym powiedziała, że przepadłam bez reszty. To była specyficzna i niezwykła powieść.
Współpraca barterowa z Wydawnictwem.
„CZAROWNICTWO DLA ZBŁĄKANYCH DZIEWCZĄT”
Stron: 466
Gatunek: horror
Wydawnictwo Zysk i S-ka
Piętnastoletnia Neva popadła w poważne kłopoty – zaszła w ciążę. Jednym z rozwiązań stosowanych w ówczesnych Stanach jest wywiezienie dziewczyny daleko od domu, do miejsca, w którym urodzi dziecko i odda je do adopcji. W ten sposób Neva trafia do ponurego, prowadzonego twardą ręką ośrodka Wellwood House, przytułku dla „upadłych” dziewcząt.
Osamotniona, z narzuconym tymczasowym imieniem, poznaje tam inne nastolatki w kłopocie. Między Nevą, Rose, Holly i Zinnią nawiązuje się nić sympatii. A gdy w ręce Nevy trafia księga czarownic ich przyjaźń wchodzi w zupełnie inny wymiar.
*
Skusiły mnie te lata 70-te, a że doskonale wiedziałam jak świetnie z przedstawianiem emocji i relacji potrafi sobie radzić Grady Hendrix czułam pod skórą, że pod tym względem może być bardzo dobrze. I nie pomyliłam się.
W „Czarownictwie…” na pierwszy plan wysuwają się zarówno tło społeczne szczególnie to w odniesieniu do niezamężnych, młodych ciężarnych nastolatek, jak i więzi jakie tworzą się między czterema głównymi bohaterkami.
To właśnie tło, budowanie relacji i poznawanie realiów Wellwood House dominowały przez pierwszą połowę książki. Odrobinę czułam rozczarowanie i niecierpliwie wyczekiwałam grozy. Później uświadomiłam sobie, że takie usilne oczekiwanie horroru było niepotrzebne i krzywdzące dla tej historii. Dopiero gdy odrzuciłam je od siebie, skupiłam się na przekazie i bardziej zżyłam z dziewczynami ta powieść jeszcze mocniej zaczęła na mnie oddziaływać.
To była niesamowicie emocjonalna podróż. Niejednokrotnie w oczach miałam łzy, pod koniec nawet się trochę popłakałam, a epilog czytałam z gardłem boleśnie ściśniętym wzruszeniem. Nawet teraz, gdy o nim myślę szklą mi się oczy.
*
Chciałam grozy, strasznych wydarzeń i napięcia. Dostałam grozę i straszne wydarzenia, choć nie takie jakie w pierwszej chwili przyszły mi do głowy. To, co dostałam było tym straszniejsze, że prawdziwe. Hendrix garściami czerpie z historii, gdy w Stanach istniały takie domy, w jakich przebywała Fern i jej przyjaciółki. Miały ukrywać (domy nie przyjaciółki) hańbę młodych kobiet i zarabiać na sprzedaży (bo inaczej tego nie można nazwać) dzieci do adopcji.
Straszne w „Czarownictwie…” było traktowanie tych dziewcząt jako inkubatorów. Liczyło się tylko dziecko, a nie one same w sobie. Nie były ważne (one jako jednostki) ani dla swoich rodzin, ani dla opiekunów w domu. Dla nikogo nie liczyła się ich przeszłość i okoliczności zajścia w ciążę (a niektóre były dramatyczne). To było tak okrutnie przykre…
Dlatego więzi, jakie zaczynają łączyć początkowo obce sobie i samotne nastolatki doskonale wybrzmiewają.
*
Bardzo długo poznajemy środowisko i okoliczności, zaś główna akcja zawiązuje się dość powoli, a na pierwszy plan wysuwają się relacje (co akurat autorowi rewelacyjnie wyszło). Może to nieco znużyć, mnie się trochę przez to dłużyło czytanie. W drugiej połowie książki wydarzenia nabierają tempa, a końcówka jest turbo dynamiczna.
“Czarownictwo… “ opiera na motywie ciąży, obudowanym nie tylko relacjami, lecz i cielesnością związaną z ciążą i porodem. Niekoniecznie są to “moje” motywy, ale całość bardzo mi się podobała. Warto zaznaczyć, że Hendrix podszedł do tematu z dbałością i emocjonalnością.
Myślę jednak, że jeśli ktoś sięga po ten tytuł i spodziewa się grozy podobnej do tej choćby w “Jak sprzedać nawiedzony dom” czy “Horrorstor” może czuć się zawiedziony.
Moja ocena 8/10
Cytaty:
Nie chciała tego dziecka. Nie chciała być samotną matką. Chciała znowu być normalną dziewczyną. Chciała, żeby ludzie przestali ją nienawidzić.
Fern poddała się przytułkowi. Była to machina, która zasysała zbłąkane dziewczęta i wypluwała z siebie niemowlęta do adopcji, a działała według jednej zasady: rygorystyczny harmonogram dyscyplinuje leniwe umysły.
Powtarzano im w kółko, że mogą tylko zniszczyć swoim dzieciom życie. Ale tego długiego, gorącego, bezczynnego popołudnia poczuły, jak by to było zobaczyć swoje dzieci, przytulić je, poczuć ich zapach – to było tak realne i prawdziwe, że na chwilę poczuły się ty, kim były: matkami (…).
Nikt nie mówił im tego, co musiały wiedzieć. Nikt nie dbał o to, co się z nimi stanie. Miały tylko siebie nawzajem. I swoje dzieci. I kiedy będzie po wszystkim, już nigdy nie zobaczą ani innych dziewczyn, ani swoich dzieci.
- (…) Nikogo nie obchodzi, co którakolwiek z was by wolała, na co ma nadzieję, o co się modli. Mówicie, płaczecie, krzyczycie, błagacie i co z tego macie? Schowali was tutaj jak kompromitujące zdjęcia w jakiejś szufladzie, zamknęli na klucz za zrobienie najnaturalniejszej rzeczy pod słońcem.
- Wszystko ma swoją cenę (…). I każda cena musi zostać zapłacona.
Fern (…) zobaczyła to dziecko (…) i wiedziała, że cała magia, jaką kiedykolwiek zrobiły czarownice, była bladą imitacją tego, co wydarzyło się tutaj dzisiejszej nocy. Była to Wielka Tajemnica, która leżała u podstaw wszystkiego.
Zapisałam się, doczekałam egzemplarza, zabrałam za czytanie i skłamałabym, gdybym powiedziała, że przepadłam bez reszty. To była specyficzna i niezwykła powieść.
Współpraca barterowa z Wydawnictwem.
„CZAROWNICTWO DLA ZBŁĄKANYCH DZIEWCZĄT”
Grady Hendrix
Stron: 466 Gatunek: horror
Wydawnictwo Zysk i S-ka
*** *** ***
Stany Zjednoczone, upalne lato 1970 roku.Piętnastoletnia Neva popadła w poważne kłopoty – zaszła w ciążę. Jednym z rozwiązań stosowanych w ówczesnych Stanach jest wywiezienie dziewczyny daleko od domu, do miejsca, w którym urodzi dziecko i odda je do adopcji. W ten sposób Neva trafia do ponurego, prowadzonego twardą ręką ośrodka Wellwood House, przytułku dla „upadłych” dziewcząt.
Osamotniona, z narzuconym tymczasowym imieniem, poznaje tam inne nastolatki w kłopocie. Między Nevą, Rose, Holly i Zinnią nawiązuje się nić sympatii. A gdy w ręce Nevy trafia księga czarownic ich przyjaźń wchodzi w zupełnie inny wymiar.
*
Skusiły mnie te lata 70-te, a że doskonale wiedziałam jak świetnie z przedstawianiem emocji i relacji potrafi sobie radzić Grady Hendrix czułam pod skórą, że pod tym względem może być bardzo dobrze. I nie pomyliłam się.
W „Czarownictwie…” na pierwszy plan wysuwają się zarówno tło społeczne szczególnie to w odniesieniu do niezamężnych, młodych ciężarnych nastolatek, jak i więzi jakie tworzą się między czterema głównymi bohaterkami.
To właśnie tło, budowanie relacji i poznawanie realiów Wellwood House dominowały przez pierwszą połowę książki. Odrobinę czułam rozczarowanie i niecierpliwie wyczekiwałam grozy. Później uświadomiłam sobie, że takie usilne oczekiwanie horroru było niepotrzebne i krzywdzące dla tej historii. Dopiero gdy odrzuciłam je od siebie, skupiłam się na przekazie i bardziej zżyłam z dziewczynami ta powieść jeszcze mocniej zaczęła na mnie oddziaływać.
To była niesamowicie emocjonalna podróż. Niejednokrotnie w oczach miałam łzy, pod koniec nawet się trochę popłakałam, a epilog czytałam z gardłem boleśnie ściśniętym wzruszeniem. Nawet teraz, gdy o nim myślę szklą mi się oczy.
*
Chciałam grozy, strasznych wydarzeń i napięcia. Dostałam grozę i straszne wydarzenia, choć nie takie jakie w pierwszej chwili przyszły mi do głowy. To, co dostałam było tym straszniejsze, że prawdziwe. Hendrix garściami czerpie z historii, gdy w Stanach istniały takie domy, w jakich przebywała Fern i jej przyjaciółki. Miały ukrywać (domy nie przyjaciółki) hańbę młodych kobiet i zarabiać na sprzedaży (bo inaczej tego nie można nazwać) dzieci do adopcji.
Straszne w „Czarownictwie…” było traktowanie tych dziewcząt jako inkubatorów. Liczyło się tylko dziecko, a nie one same w sobie. Nie były ważne (one jako jednostki) ani dla swoich rodzin, ani dla opiekunów w domu. Dla nikogo nie liczyła się ich przeszłość i okoliczności zajścia w ciążę (a niektóre były dramatyczne). To było tak okrutnie przykre…
Dlatego więzi, jakie zaczynają łączyć początkowo obce sobie i samotne nastolatki doskonale wybrzmiewają.
*
Bardzo długo poznajemy środowisko i okoliczności, zaś główna akcja zawiązuje się dość powoli, a na pierwszy plan wysuwają się relacje (co akurat autorowi rewelacyjnie wyszło). Może to nieco znużyć, mnie się trochę przez to dłużyło czytanie. W drugiej połowie książki wydarzenia nabierają tempa, a końcówka jest turbo dynamiczna.
“Czarownictwo… “ opiera na motywie ciąży, obudowanym nie tylko relacjami, lecz i cielesnością związaną z ciążą i porodem. Niekoniecznie są to “moje” motywy, ale całość bardzo mi się podobała. Warto zaznaczyć, że Hendrix podszedł do tematu z dbałością i emocjonalnością.
Myślę jednak, że jeśli ktoś sięga po ten tytuł i spodziewa się grozy podobnej do tej choćby w “Jak sprzedać nawiedzony dom” czy “Horrorstor” może czuć się zawiedziony.
Moja ocena 8/10
Cytaty:
Nie chciała tego dziecka. Nie chciała być samotną matką. Chciała znowu być normalną dziewczyną. Chciała, żeby ludzie przestali ją nienawidzić.
Fern poddała się przytułkowi. Była to machina, która zasysała zbłąkane dziewczęta i wypluwała z siebie niemowlęta do adopcji, a działała według jednej zasady: rygorystyczny harmonogram dyscyplinuje leniwe umysły.
Powtarzano im w kółko, że mogą tylko zniszczyć swoim dzieciom życie. Ale tego długiego, gorącego, bezczynnego popołudnia poczuły, jak by to było zobaczyć swoje dzieci, przytulić je, poczuć ich zapach – to było tak realne i prawdziwe, że na chwilę poczuły się ty, kim były: matkami (…).
Nikt nie mówił im tego, co musiały wiedzieć. Nikt nie dbał o to, co się z nimi stanie. Miały tylko siebie nawzajem. I swoje dzieci. I kiedy będzie po wszystkim, już nigdy nie zobaczą ani innych dziewczyn, ani swoich dzieci.
- (…) Nikogo nie obchodzi, co którakolwiek z was by wolała, na co ma nadzieję, o co się modli. Mówicie, płaczecie, krzyczycie, błagacie i co z tego macie? Schowali was tutaj jak kompromitujące zdjęcia w jakiejś szufladzie, zamknęli na klucz za zrobienie najnaturalniejszej rzeczy pod słońcem.
- Wszystko ma swoją cenę (…). I każda cena musi zostać zapłacona.
Fern (…) zobaczyła to dziecko (…) i wiedziała, że cała magia, jaką kiedykolwiek zrobiły czarownice, była bladą imitacją tego, co wydarzyło się tutaj dzisiejszej nocy. Była to Wielka Tajemnica, która leżała u podstaw wszystkiego.
Komentarze
Prześlij komentarz