Za siedmioma Żabkami, za siedmioma paczkomatami, było sobie województwo. Małe i pełne lasów. Wcale nie przystające do wagi swych wydarzeń.
Na post o naborze do bookouru z „Siedmioma czaszami” Michała J. Sobocińskiego trafiłam zupełnym przypadkiem i bardzo dziękuję Marcie z profilu @ksiazkowe_poczynania za możliwość udziału w zabawie.
Opowiadania to forma literacka, po którą bardzo lubię sięgać, a w połączeniu z odpowiednim gatunkiem, w tym przypadku horrorem sięgam tym chętniej.
„SIEDEM CZASZ”
Michał J. Sobociński
Stron: 394
Gatunek: horror
Wydawnictwo Abyssos
*** *** ***
Zaciekawiła mnie konstrukcja książki, czyli wspomniane w opisie połączenie umieszczonych w niej historii w „przerażającą całość”. Nie wiedziałam czego się spodziewać, to było też moje pierwsze spotkanie z twórczością tego autora i podchodziłam do książki bez konkretnych oczekiwań.Czytało się nieźle, powiedziałabym, że nawet całkiem szybko. Książka przyjemnie leży w dłoniach, a do tego jest bardzo ładnie wydana. Niemniej, drobny druk, mało światła na stronie, długie akapity, tworzące zbite bloki tekstu naszpikowane opisami bądź przemyśleniami mocno utrudniały mi czytanie.
*
Czy istotnie było przerażająco?
Chyba nie, nie dla mnie. Nie mogę powiedzieć, by brakowało tu grozy czy strasznych momentów. Nic z tych rzeczy. Te wszystkie elementy są, tylko nie czułam w nich niczego zaskakującego, niczego, co by mnie istotnie przeraziło.
Zamysł na tę książkę autor miał zacny. Historie łączą się poprzez nawiązania do wcześniejszych zdarzeń lub bohaterów. Na upartego nawet można by je czytać niechronologicznie, ale raczej nie polecam.
Przez krótką chwilę na początku czułam vibe Lovecrafta. Być może przez międzyrozdziały, będące artykułami traktującymi o zjawiskach paranormalnych. To był naprawdę rewelacyjny pomysł. Stwarzał aurę autentyczności i naukowego (choć rzeczywiście nieprawdziwego) poparcia dla tego, o czym czytamy.
Nie mogę nie wspomnieć o humorystycznych akcentach, które mimo że to horror to się pojawiają.
Podobało mi się też wykorzystanie w opowiadaniach wydarzeń znanych ze świata rzeczywistego, jak choćby powódź z 1997, czy rozmowa z chatem gpt i odpowiednie ich przekształcenie.
*
Ze stylem w jakim utrzymana jest całość nie miałam zbytnio po drodze. Czułam pewną ciężkość i przytłoczenie opisami. To uniemożliwiało mi pełne wciągnięcie się w czytane historie.
Z przykrością również stwierdzam, że po kilku dniach od przeczytania w mojej pamięci prócz pani doktor Felczer („Wyszczerz”) jedyną postacią, która w niej została jest przewijający się przez wszystkie opowiadania Jan Ostaszewski.
Polubiłam go od razu, intrygował mnie. Ciekawiła mnie jego rola w tym wszystkim i nie powiem, pewnym zaskoczeniem były jego działania mające na celu dotarcie do prawdy. Żałuję, że nie dane było mi poznać tej postaci bardziej dogłębnie, bo Ostaszewski za każdym razem pojawia się na chwilę, czasem krótszą, czasem dłuższą, ale ma według mnie zdecydowanie za mało miejsca w fabule.
*
Podsumowując, czytało się szybko, ale przyznaję czasem omijałam zbite bloki, bo nie miałam na tyle energii i motywacji, by się przez nie przebijać. Może nie trafiła ta książka w dobrym momencie, by poświęcić jej tyle uwagi i rozmyślań, na które zasługiwała. Bardzo możliwe.
W tyle głowy swędzi mnie myśl, że umknęło mi coś, co pozwoliłoby mi lepiej zrozumieć ten zbiór. Dlaczego? Patrz fragment wyżej.
Było to ciekawe doświadczenie, w niektórych opowiadaniach widziałam potencjał na coś więcej. Moja ulubiona historia? „Czy w ogóle nadejdzie koniec?”. O tak, to było dobre.
Oceniam: 7/10
Cytaty:
*
Ze stylem w jakim utrzymana jest całość nie miałam zbytnio po drodze. Czułam pewną ciężkość i przytłoczenie opisami. To uniemożliwiało mi pełne wciągnięcie się w czytane historie.
Z przykrością również stwierdzam, że po kilku dniach od przeczytania w mojej pamięci prócz pani doktor Felczer („Wyszczerz”) jedyną postacią, która w niej została jest przewijający się przez wszystkie opowiadania Jan Ostaszewski.
Polubiłam go od razu, intrygował mnie. Ciekawiła mnie jego rola w tym wszystkim i nie powiem, pewnym zaskoczeniem były jego działania mające na celu dotarcie do prawdy. Żałuję, że nie dane było mi poznać tej postaci bardziej dogłębnie, bo Ostaszewski za każdym razem pojawia się na chwilę, czasem krótszą, czasem dłuższą, ale ma według mnie zdecydowanie za mało miejsca w fabule.
*
Podsumowując, czytało się szybko, ale przyznaję czasem omijałam zbite bloki, bo nie miałam na tyle energii i motywacji, by się przez nie przebijać. Może nie trafiła ta książka w dobrym momencie, by poświęcić jej tyle uwagi i rozmyślań, na które zasługiwała. Bardzo możliwe.
W tyle głowy swędzi mnie myśl, że umknęło mi coś, co pozwoliłoby mi lepiej zrozumieć ten zbiór. Dlaczego? Patrz fragment wyżej.
Było to ciekawe doświadczenie, w niektórych opowiadaniach widziałam potencjał na coś więcej. Moja ulubiona historia? „Czy w ogóle nadejdzie koniec?”. O tak, to było dobre.
Oceniam: 7/10
Cytaty:
Możemy sobie wmawiać, że wszystko da się wytłumaczyć. Że każda zagadka ma swoje rozwiązanie, każda tajemnica czeka na swego odkrywcę. Ale to nieprawda. Pewnych rzeczy NIGDY nie wytłumaczymy. NIGDY nie pojmiemy. ZAWSZE będą dla nas zagadką. Może właśnie to czyni nas ludźmi – że pragniemy dosięgnąć gwiazd, choć wiemy, że nasze ręce są za krótkie. Że szukamy sensu, choć ten często ukrywa się za zasłoną, której nie da się podnieść.
- Ja nie pytam czy mnie pani śledzi. Ja pytam w jakim celu.
Komentarze
Prześlij komentarz