"Imperium kolibra" Żaneta Siemsia-Pindur - kilka zdań o wrażeniach

Alternatywne rzeczywistości nie zaliczają się może do czołówki moich ulubionych motywów, ale bez wątpienia są intrygujące. W świecie wykreowanym przez autorkę akcja dzieje się w skolonizowanym przez Azteków Londynie. Zestawienie tych dwóch rzeczywistości: europejskiej oraz azteckiej kusiło i przyciągało mnie do siebie, co zaowocowało zapisaniem się u @mozak_in_bookland na booktour z tą książką.

Poniższe wrażenia oparte są po przeczytaniu około ¾ powieści ponieważ odesłałam ją niedoczytaną do końca.

„IMPERIUM KOLIBRA”
Żaneta Siemsia-Pindur


Stron: 430
Gatunek: fantastyka
Wydawnictwo Spisek Pisarzy

*** *** ***

Niedokończona lektura „Imperium kolibra” wcale nie wynikała z tego, że mi się nie podobało. Na plus przyjemny styl autorki, pomysł na fabułę oraz kultura aztecka. Co prawda szło sobie połamać język na nazwach oraz imionach i najczęściej kończyło się na tym, że prześlizgiwaniem się wzrokiem po tych trudnych wyrazach.

Dla zainteresowanych umieszczono na końcu słowniczek – choć akurat mnie bardziej odpowiadają przypisy. Przechodzenie do słowniczka na ostatnich stronach zawsze mnie skutecznie wybija z rytmu czytania i najczęściej korzystam z niego dopiero po lekturze (albo wcale).

*

Etzli oraz Toltecatl są przyjaciółmi od dziecka. Pochodzą z różnych środowisk, posiadają odmienne statusy materialne. Ich życiem różne motywacje, ale niezależnie od sytuacji jeden stara się wspierać drugiego. Wychodzi różnie. Szczególnie, że autorka przygotowała dla bohaterów naprawdę trudny bieg z przeszkodami, przewidywalny co prawda, ale interesujący.

Polubiłam tych bohaterów. Kibicowałam obojgu. Niezależnie od mojej sympatii do chłopaków przerwanie czytania i nieznajomość dalszych ich losów nie wywoływała dyskomfortu.

Czułam spore zagubienie w stworzonym świecie, przytłoczona swoją rzeczywistością z pewnym trudem wyłapywałam o nim informacje. Chciałam rzucenia mi prosto w twarz wyjaśnień jak działa. Bardziej skupiałam się na relacjach głównych bohaterów oraz pewnym istotnym (co okazało się dopiero później) wydarzeniu z dzieciństwa chłopaków.

Czytanie szło mi całkiem płynnie. W samym momencie czytania czułam się wciągnięta w fabułę, jednak nie na tyle, by bez żalu odkładać książkę na rzecz innych zobowiązań.

Problemem natomiast okazywał się potem powrót do książki oraz ogólne czytelnicze rozmemłanie – w tamtym momencie potrzebowałam czegoś z większą ilością plot twistów, pędzącego na łeb na szyję, prostego i mało skomplikowanego. W przypadku „Imperium kolibra” akcja toczy się dość spokojnie, trzymających w napięciu momentów właściwie tam dla mnie nie było i może tutaj leżał główny problem.

*

Czy doczytam kiedyś do końca „Imperium kolibra”? Chciałabym, ale będzie jak będzie. Sam pomysł uważam za świetny, no i fajnie byłoby wiedzieć o co tam tak naprawdę chodzi. Nie nakładam jednak na siebie presji. Autorce natomiast życzę wszystkiego dobrego na pisarskiej drodze.

Jeśli miałabym ją oceniać po tym, co przeczytałam byłaby to ocena 7/10.


Cytaty:

- (…)To nie jest już świat, który zastali nasi przodkowie, kiedy wylądowali u brzegu Europy. Ośmiu Kapłanów nie jeździło koleją, nie budowało fabryk i nie czytało gazet. Wszystko się zmieniło. Wszystko poza religią.

Dla Etzlego wszystkie dzieci Europejczyków wydawały się identyczne – zawsze ubrane zbyt lekko, ubrudzone, jasnoskóre. Kojarzyły mu się ze szczurami. Podobnie jak one przepełniały każdą z dzielnic Londynu – poza Centrum – nie przynosiły żadnej korzyści i najpewniej roznosiły choroby.

Duchy wojowników zamieniają się w kolibry.

Komentarze