Nieoczekiwany spadek, wyjazd w nieznane i tajemnice nieznanego krewnego...
Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam w aplikacji przesyłkę wygenerowaną przez Wydawnictwo Dragon. Z ciekawością oczekiwałam książki. Okazały się nią być „Tajemnice Malinowego Wzgórza” Iwony Mejzy. Przyznam, że początkowo struchlałam…
Wcześniejsze spotkanie z twórczością pani Iwony wypadło bardzo średnio, żeby nie powiedzieć słabo. Nie przewidywałam w najbliższej przyszłości żadnej lektury tej autorki, lecz po raz kolejny okazało się, że moje plany swoje i los swoje.
Skoro książka już do mnie trafiła postanowiłam dać jej szansę, z nadzieją, że może akurat w jakiś sposób odczaruje ten pierwszy raz. Jej czas nadszedł letniego popołudnia, gdy poszukiwałam czegoś lekkiego do czytania.
"TAJEMNICE MALINOWEGO WZGÓRZA"
Iwona Mejza
Stron: 318
Gatunek: obyczajowa
Wydawnictwo Dragon
*** *** ***
Pomysł na fabułę przypadł mi do gustu. I to bardzo. Kto by nie chciał odziedziczyć majątku i starego, choć podupadłego dworu? Gosia i jej rodzina (mąż, rodzice oraz babcia) dostąpili tego zaszczytu. Zupełnie niespodziewanie okazało się, że brat babci zostawił im w spadku masę pieniędzy oraz Malinowe Wzgórze. Postawił jednak przed rodziną pewien warunek: aby uzyskać pełny dostęp do spadku muszą wszyscy mieszkać w posiadłości przez rok oraz należycie dbać o dom i obejście.
*
Oczekujecie rodzinnych scysji, nieporozumień, komedii pomyłek? Osobiście na to liczyłam, ale okazało się, że nie trafiłam do bramki. Czyta się lekko, to fakt i jest to duży plus. Akcja jednak toczy się bardzo spokojnie, momentami aż za bardzo, przez co, między innymi brakowało mi motywacji, żeby sięgnąć po książkę, gdy robiłam przerwę w czytaniu.
Mamy tu intrygę oraz niejasne motywacje kilku kluczowych postaci i jak dla mnie zapowiadało się to naprawdę fajnie. Zapowiadało… Dość szybko moje początkowe zaciekawienie mocno zmalało, ale do samego końca tliła się we mnie iskierka nadziei na ciekawy finał.
Z tajemnicami to ja mam tak, że mnie przyciągają i skupiają uwagę przy fabule, ale gdy są trzymane niemalże do finału, to w pewnym momencie przestają mnie obchodzić. Tak było w tym przypadku. Pewnych ważnych informacji dowiadujemy się praktycznie pod sam koniec i w tamtym momencie już kompletnie nie interesowało mnie kto, z kim i dlaczego. Chciałam tylko dobrnąć do ostatniej kropki, bo jednak głupio było porzucać książkę, skoro zostało mi do końca tak niewiele.
Autorka co jakiś czas rzucała przynętę i już, już oczekiwałam zwrotu akcji, ujawnienia jakichś ważnych wiadomości, a przynajmniej ich części, ale dostawałam więcej niewiadomych. Finał wydaje się urwany, niedokończony i sugeruje ciąg dalszy. Czy gdy pojawi się kontynuacja (o ile? Bo to tylko moje przypuszczenia i kto wie, może to finał finałów i tak właśnie miało być) przeczytam? Być może.
*
„Tajemnice Malinowego Wzgórza” Iwony Mejzy to lekka lektura do wypełnienia paru godzin, ze świetnym pomysłem na fabułę i sympatycznymi bohaterami. Mnie zabrakło w niej dynamiki, akcja niby jakaś jest, coś się dzieje, czasem nawet jest intrygująco, ale moje odczuwanie emocji i napięcia tych scen było bardzo niskie.
Ale żeby nie było, że tylko się czepiam…
Na plus zapisuję spis postaci - to zawsze mi się podoba, pozwala zawczasu nieco poznać istotnych bohaterów, choć akurat w tym przypadku część z nich niekoniecznie musiała znajdować się na tej liście.
Kolejnym drobnym plusem są tytuły rozdziałów, a raczej mini streszczenia co w nich dostaniemy. Czasem miałam wrażenie, że niekoniecznie dostaję w rozdziale to, o czym zostałam poinformowana, więc tak gdzieś od połowy książki już ich nie czytałam i od razu przechodziłam do treści rozdziału. Zamysł uważam jednak za trafiony, bo dodatkowo może wzbudzać zainteresowanie.
Bohaterowie byli fajni. Sympatyczni. Dawali się lubić. Nie wszyscy oczywiście, ale nawet ci wredni czy mniej fajni całkiem charakterystycznie zostali przedstawieni i na przykład takiego konserwatora Łącznego to mogłoby być zdecydowanie więcej.
*
Podsumowując, nie porwała mnie ta książka. Miała potencjał na coś fajnego, może nawet zabawnego i tajemniczego, który nie został według mnie wykorzystany. Była jednak lekka i czytała się migiem, jeśli już się za nią zabrałam. Dobra do poczytania w letnie, leniwe, gorące popołudnie.
Fanką autorki nie zostanę, choć miałam dobre chęci, niemniej „Tajemnice Malinowego Wzgórza” spełniły swoje zadanie i podobały mi się bardziej niż „Sprawy rodzinne”.
Moja ocena 6/10
Komentarze
Prześlij komentarz