"Toxyczne dziewczyny" Rory Power - opinia

Najpierw zmieniała się przyroda na Raxter, potem przyszedł czas na zwierzęta. Gdy Tox zaatakował uczennice i nauczycielki już nic nie było takie samo.

„Toxyczne dziewczyny” Rory Power kilka lat temu skusiły mnie intrygującym opisem. Miało być ciekawie, mrocznie, miałam się nie oderwać od lektury. Wyszło niezupełnie zgodnie z oczekiwaniami, ale też nie uważam czas spędzony z tą książką za stracony.

"TOXYCZNE DZIEWCZYNY"

Rory Power


Stron: 315
Gatunek: fantastyka, science-fiction
Wydawnictwo Niezwykłe

*** *** ***

Oryginalna narracja początkowo średnio przypadła mi do gustu. Trochę utrudniała mi skupienie się i wymagała wysupływania z wypowiedzi bohaterów istotnych informacji. Przede wszystkim wyczekiwałam odpowiedzi na pytania:

- czym jest Tox?

- jak znalazł się na wyspie?

- dlaczego działa w ten konkretny sposób?

- czy Tox dotyczy tylko wyspy, czy może również kontynentu?

- dlaczego Raxter jest takie wyjątkowe (a to, że takie jest można wysnuć z opisu)?

Po pewnym czasie przywykłam do specyficznego stylu, jednak dalej miałam problem, żeby w pełni wciągnąć się w fabułę i przywiązać do dziewczyn. Odkładałam książkę i nie czułam wielkiego przymusu, żeby do niej wrócić.

*

Uczciwie przyznaję, że w powieści sporo się dzieje. 
Poprzez akcję i obserwację bohaterek poznajemy wyspę, a przede wszystkim różnorodność mutacyjną Toxa. Opisy natomiast są krótkie, treściwe i niekiedy rodem z horroru. 
Fabuła skupia się głównie na życiu na wyspie (o tym co dzieje się poza nią praktycznie nic nie wiadomo), strukturze przetrwania (wszak dziewczęta musiały na nowo zorganizować sobie życie i zawalczyć o swoje bezpieczeństwo), tajemniczej infekcji (tutaj wydaje mi się, że dość szybko i bezproblemowo zaakceptowały fakt zainfekowania i nauczyły się z tym żyć) oraz dość osobliwej pomocy zarażonym obwarowanym restrykcyjnymi zasadami.

*

„Toxyczne dziewczyny” to opowieść o woli przetrwania, dostosowaniu się i przyjaźni. Otrzymałam odpowiedzi na niemal wszystkie pytania. Sam pomysł bardzo przypadł mi do gustu, zaś styl stanowił coś odmiennego i na swój sposób odświeżającego. Jednakże jak lubię otwarte zakończenia, tak w tym przypadku jest ono wręcz ucięte i mocno niedopowiedziane. Można by przypuszczać, że jest to bardzo szeroko otwarta furtka do kontynuacji, która z tego co udało mi się sprawdzić, jak dotąd się nie ukazała.

Ogólnie lektura całkiem ciekawa. 
Czy polecam? Może niekoniecznie trzeba się nastawiać na efekt wow, ale też nudno nie jest.

Moja ocena 7/10

Komentarze