"Bezgwiezdne Morze" Erin Morgerstern - opinia

Witajcie, Kochani!

Dziś mam dla Was opinię o książce, o której mogłabym piać peany, przy czym słowa jakich najczęściej bym użyła to: łał, jakie to było, cudowna książka, koniecznie musicie przeczytać.

O jakiej książce mowa? O "Bezgwiezdnym Morzu" Erin Morgerstern.

Dziękuję, po tysiąckroć dziękuję Wydawnictwu Świat Książki za możliwość zrecenzowania tej pozycji, a tym samym poznaniu przepięknej, kunsztownie napisanej powieści fantastycznej.

Bardzo chciałam uraczyć Was kilkoma cytatami z książki, ale wszystkie wydawały mi się spojlerami, więc postanowiłam umieścić tylko jeden na samym początku opinii. Zapraszam do czytania.




"BEZGWIEZDNE MORZE"
Erin Morgerstern

Stron: 660
Gatunek: fantastyka
Wydawnictwo Świat Książki


*** *** ***

"Myślę, że najlepsze historie sprawiają wrażenie, jakby toczyły się nadal, gdzieś indziej, poza przestrzenią opowieści."

Zdarza się Wam czasem tak, że gdy tylko ujrzycie jakąś książkę wiecie, że czeka Was czytelnicza uczta? Miewam tak czasem, ale  w przypadku "Bezgwiezdnego Morza" Erin Morgernstern moje oczekiwania nijak się miały do rzeczywistości.

Książkę mogłam przeczytać dzięki Wydawnictwu Świat Książki , a nie doszłoby do tego, gdybym się nie dostała do grona recenzentów, gdy ogłoszono nabór na portalu Lubimy Czytać. Niezmiernie się ucieszyłam, a po przeczytaniu dochodzę do wniosku, że poznanie pewnych książek jest nam po prostu przeznaczone.

 Ale do rzeczy...

To nie jest tak, że sięgnęłam po nową powieść Erin Morgerstern w ciemno. Zapoznałam się z opisem, dałam oczarować dość oszczędnej, lecz jakże wymownej, okładce. Na tylnej stronie okładki czytamy rekomendację magazynu Publishers Weekly: "Ten list miłosny do bibliofilów jest jak niezwykły sen, przepojony silnymi emocjami, porusza do głębi". I wiecie co? Ja się pod tym podpisuję i nie znalazłabym słów by w jednym zdaniu podsumować czym jest "Bezgwiezdne Morze".

***

Czytając opis na skrzydełku okładki (jest o wiele bardziej rozwinięty niż enigmatyczny opis na portalu LC) przeszył mnie ten przyjemny dreszcz, który zwiastuje coś wyjątkowego.

Ponieważ moje słowa nijak nie oddadzą piękna wspomnianego opisu pozwalam sobie umieścić tutaj niewielki fragment: "Zachary Ezra Rawlins szuka swoich drzwi, choć o tym nie wie. Podąża za syrenim śpiewem, niesiony niewytłumaczalną pewnością, że pisany jest mu inny świat. Po odkryciu na półkach uczelnianej biblioteki tajemniczej książki pogrąża się w lekturze i daje porwać opowieściom o zakochanych na zabój więźniach, zaginionych miastach, bezimiennych akolitach. Na jednej ze stron Zachary niespodziewanie trafia na zdarzenie z własnego dzieciństwa, w niewiarygodny sposób spisane w książce starszej od niego. Widniejące na owym tomie pszczoła, miecz i klucz doprowadzą Zachary' ego do dwóch postaci, które odmienią jego życie: zadziornej, różowowłosej malarki Mirabel i bosego przystojniaka i lawiranta Doriana."

***

Już po pierwszych stronach, gdy pierwszym co przyszło mi do głowy było: okeeej... zaczyna się dziwnie i dziwnym stylem, zobaczymy co będzie dalej, dałam się oczarować. Pokochałam Zachary' ego miłością wielką i szczerą, ale nie taką jaką zazwyczaj zdarza mi się obdarowywać wykreowane postaci. Tym razem to było coś innego, mistycznego niemal, kompletnie nowego, lecz zarazem adekwatnego do historii, którą otrzymałam.

Kiedy odkładałam tom, bo wzywały mnie obowiązki domowe i zawodowe, myślami byłam przy "Bezgwiezdnym Morzu", przy jego bohaterach, przy kluczach, drzwiach, pszczołach i opowiadanych historiach.  Jak zazwyczaj czytam kilka książek naraz, w przypadku tej powieści poświęciłam jej maksimum swojej uwagi. I to wcale nie dlatego, że traktowała o książkach, ukrytym pod powierzchnią świata pełnego historii i tajemniczych zakamarków, swoistej Mekki bibliofila i kotach, które uwielbiam nie mniej niż książki. Ta opowieść całkowicie i niezaprzeczalnie mną zawładnęła.

Jeszcze kiedy czytałam miałam wrażenie, że "Bezgwiezdne Morze" jest jak układanie puzzli bez obrazka, którym możemy się posiłkować przy układaniu. Gdy zaczynamy, to jak rozsypać układankę i odsłaniać różne, pozornie nie pasujące do siebie części. Jednak im dalej jesteśmy, im więcej historii poznajemy obrazek nabiera klarowności, widzimy większe fragmenty, a w pewnym momencie wiemy jak mniej więcej będzie wyglądała całość. Później zaś wszystko wskakuje na swoje miejsce i zachwyca nas kunszt i drobiazgowość obrazu.

"Bezgwiezdne Morze" jest jak szkatułka z mnóstwem schowków, a w każdym z nich ukryta jest część historii. Dopiero gdy otworzymy wszystkie odkryjemy prawdziwy sens opowieści.

***

Ze stylem szybko się oswoiłam i pokochałam. Aczkolwiek początek lekko mnie przeraził (bo wiecie, książka liczy 600 stron i jak pomyślałam, że jeśli całość jest tak napisana - czyli krótkie zdania, krótkie akapity i wtrącenia, to zrobiło mi się troszkę słabo), ale kiedy akcja przeszła do głównej postaci wszystko uległo diametralnej zmianie. Łącznie ze stylem, którym snuta była opowieść. Doceniam, gdy w powieści różnorodność stylu jest uzależniona od określonego fragmentu, czy postaci. Tutaj miałam do czynienia z takim zabiegiem, a później, gdy docierałam do momentów będących fragmentami baśni styl, nie tylko mi już nie przeszkadzał, ale i wydał się odpowiednio dobrany.

Myślę, że należy także złożyć ukłony dla tłumacza - Patryka Gołębiewskiego.

***

Akcja powieści zgrabnie posuwała się do przodu, okraszana kolejnymi fragmentami opowieści, kolejnymi sekretami i tajemniczymi miejscami. Intrygowała i kusiła, nie pozwalając o sobie zapomnieć. Elementy baśniowe przeplatały się z realizmem, miejscami stawały się surrealistyczne, jakbym znalazła się w wyjątkowo pokręconym śnie. Razem z Zacharym odkrywamy miejsca teoretycznie znane, lecz ukazane w nowy sposób, jak np. krypta. Cóż to było za miejsce! Przerażające i fascynujące zarazem.

Tym co mnie zaskoczyło (bardzo przyjemnie) to była symbolika. Nienachalna, intuicyjnie wyczuwalna doskonale wpasowująca się w treść. A może to właśnie owa treść tworzona była wokół tej symboliki? Jeśli was to zaintryguje, to nawet koty nie są w "Bezgwiezdnym Morzu" przypadkowe ;)

***

Lektura najnowszej powieści Erin Morgerstern to była prawdziwa językowa uczta, niezwykle piękny, poetycki styl i charakterystyczna budowa zdań. Uwielbiam taki styl. Ponadczasowe wątki opowiedziane w zupełnie inny, (dla mnie) wyjątkowy sposób, porywające wyobraźnię, opętujące myśli, zadomawiające się w duszy. Pszczoły i sowy zyskują nowe znaczenie. Każde zamknięte drzwi skrywają jeszcze większą tajemnicę.

Zachary Ezra Rawlins szukający swojego miejsca w świecie, Mirabel malująca drzwi, bo ktoś inny je niszczy, Czas zakochany w Fortunie, Dorian, podejmujący życiową decyzję i mierzący się z jej konsekwencjami, Kat najwierniejsza z wiernych przyjaciółek, Kustosz od czasu do czasu podnoszący głowę znad swoich zapisków, pewna mała dziewczynka, która wyrywa z książek strony, które się jej nie podobają i składająca z nich gwiazdy. Wszystkie te postaci ciągle żyją w mojej wyobraźni. Bo wiecie... Zostawiłam swoje serce na Przystani nad Bezgwiezdnym Morzem.

***

Szukasz wyjątkowej powieści o miłości, o poszukiwaniu swojego miejsca i celu, dla którego jesteś na świecie, o rozpaczliwym pragnieniu ocaleniu tego co się kocha, o zmianach, które choć straszne, niekoniecznie oznaczają coś złego to zdecydowanie "Bezgwiezdne Morze" jest dla Ciebie.

Czy polecam? Tak! Tak! Tak!

Moja ocena 10/10


Komentarze