Witajcie
Wiosna za pasem, dni coraz dłuższe, słoneczko coraz mocniej przyświeca i świat zaczyna się zielenić, a ja postanowiłam sobie wrócić do zimowej scenerii razem z bohaterami debiutanckiej powieści Ludki Skrzydlewskiej, pt. "Sentymentalna bzdura" :)
Zapraszam Was na profil autorski autorki, tam dowiecie się o kolejnych jej powieściach, a najbliższa już w maju!
"SENTYMENTALNA BZDURA"Ludka Skrzydlewska
Stron: 570
Gatunek: romans, literatura obyczajowaWydawnictwo Editio Red
Opis:
"Veronica, dziewczyna z niewielkiego angielskiego miasteczka, od pięciu lat mieszka w Londynie. Trenuje krav magę, pracuje w różnych firmach, zmienia korporacje jak rękawiczki. Dokładnie tak jak niektórzy ludzie zmieniają partnerów. Tyle że Veronica nie ma nikogo, kim byłaby zainteresowana. Za plecami nazywana „królową śniegu”, ma uzasadnione powody, by odczuwać niechęć do mężczyzn, szczególnie tych, którym się podoba.
Dziewczyna została zaproszona na ślub starszej siostry — i ma poważny kłopot. Wizyta w rodzinnych stronach to powrót do historii, o której od pięciu lat próbuje zapomnieć. Za smutną przeszłością Veroniki stoi konkretna osoba, niejaki Carter, drapieżca seksualny z rodu o szerokich koneksjach. Niestety, także brat pana młodego. Rodzice Veroniki marzą, by wyswatać ją z Carterem. Aby tego uniknąć, dziewczyna postanawia pojawić się na weselu w towarzystwie jakiegokolwiek mężczyzny, którego będzie mogła przedstawić jako swojego narzeczonego.
Na szczęście londyński przyjaciel Tony podsuwa jej swojego brata Henry’ego, przystojnego i sympatycznego geja, który wspaniałomyślnie zgadza się odegrać rolę przyszłego męża. Veronica jest uratowana!
Tylko że Henry wcale nie jest gejem, a jego postępowaniem kierują konkretne pobudki..."
***
"Sentymentalna
bzdura" Ludki Skrzydlewskiej nie zalicza się do gatunku, który czytam zbyt
często. W zasadzie romanse (nawet te z wątkami sensacyjnymi) czytam raz na
kilka miesięcy i wybierane są przypadkowo. "Sentymentalną bzdurę"
wybrałam celowo i z premedytacją.
Dlaczego
mnie do niej ciągnęło? Miałam przyjemność czytać wcześniej opowiadanie
autorstwa Ludki Skrzydlewskiej pt. "Huldra" zamieszczone w antologii
Grupy Literackiej Ailes "Deszczowe sny" i bardzo spodobał mi się
zarówno styl autorki, jak i jej pomysł. Drugim czynnikiem, który sprawił, że
debiutancka powieść L. Skrzydlewskiej było przeczytanie kilku przedpremierowych
rozdziałów i wówczas już WIEDZIAŁAM, że "Sentymentalna bzdura" musi
znaleźć się w moich planach czytelniczych.
Dzięki
wydawnictwu Editio Red to się udało, za co serdecznie dziękuję.
"
- Po co właściwie jestem ci tu potrzebny, co? Od początku wiedziałaś, że będę
robił za twojego ochroniarza?
Ochroniarza? Nie potrzebowałam
ochroniarza, a przynajmniej tak sobie wmawiałam.
-
Co tak naprawdę łączy cię z Carterem, Vee?"
Tym
co przede wszystkim rzuca mi się w oczy czytając teksty Ludki Skrzydlewskiej to
niesamowita lekkość pióra i bardzo dobry warsztat pisarski. Nic więc dziwnego,
że "Sentymentalna bzdura" jest tak dobrą powieścią i niczym nie
ustępuje utworom autorek już istniejących na rynku. Prócz stylu, książka jest solidnie
dopracowana pod względem redakcyjnym, czytając nie rzucały mi się w oczy
zapomniane powtórzenia, czy irytująco brzmiące zdania.
Co
nie znaczy, że niniejsza recenzja to będą same ochy i achy ;)
❤❤❤
Romanse
czytam raz na ruski rok i musi mnie coś w nich skusić. Chociaż uwiodły mnie dwa
pierwsze rozdziały, to jednak gdy zobaczyłam objętość książki (570 stron) i te
drobne literki, w pierwszej chwili się przeraziłam. Styl stylem, chęć do
poznania przyczyny, dla której Henry tak ochoczo wpakował się w udawanie
narzeczonego Vee swoją drogą, ale objętość plus małe litery stawiały pod
znakiem zapytania moje szybkie przeczytanie tego "grubaska". A może
"grubaski", bo to przecież, pieszczotliwie zwana, Bzdurka?
Rzeczywistość
pokazała, że moje obawy były nieuzasadnione. Czytało się lekko i przyjemnie, a
przy okazji zużyłam pokaźną ilość karteczek indeksujących. Kiedy już siadłam z
książką i wciągnęłam się w treść ubywało mi stron w bardzo szybkim tempie.
Krótkie rozdziały, zrównoważenie dialogów z opisami, humor, a do tego
emocjonalność części scen ( i wcale nie mam na myśli tych erotycznych, a
były... oj były...) sprawiły, że w kilka
popołudni miałam "Sentymentalną bzdurę" za sobą.
"Przypominałam sobie znajome kąty.
Wszystko było mi tak bliskie, a równocześnie tak odległe. Wywoływało to w moim
sercu jakąś dziwną tęsknotę, żal, że nie byłam tam tyle czasu. A równocześnie
strach, którego mimo upływu lat nie umiałam się pozbyć. Każdy krok w stronę
drzwi kosztował mnie wiele samozaparcia. Każda komórka mojego ciała
przekonywała mnie, że nie chcę tam być."
❤❤❤
Lektura
debiutanckiej powieści Ludki Skrzydlewskiej jest lekka podczas czytania, ale
prawie wszystkie wątki już takie nie są. Ignorancja, nadużycia fizyczne, relacje
rodzinne, przemoc, trauma to tylko niektóre z nich. I to sprawia, że
"Sentymentalna bzdura", chociaż utrzymana w romantycznej tonacji i
tego romansu jest naprawdę sporo, to skrywa w sobie treści skłaniające do refleksji
i nadają powieści poważnego brzmienia.
Na
przykładzie rodziny Vee oraz rodziny braci Valentine Ludka Skrzydlewska
pokazuje skomplikowane relacje rodzinne. Rodzina Vee, jej zachowania, a już
wymiany zdań z główną bohaterką budziły we mnie wewnętrznego potwora. Co za
wstrętna rodzina! Sama będąc matką nie wyobrażam sobie takiego zachowania w
stosunku do córki. Kompletnym przeciwieństwem rodziny Cross, są Valentine'owie.
Sympatyczna, otwarta, życzliwa rodzina, choć i oni mają swoją trudną
przeszłość.
"Potrzebowałam kogoś, choćby ten ktoś
był aroganckim, pewnym siebie gitarzystą, starszym bratem mojego przyjaciela.
Na nim przynajmniej, według słów Tony'ego, mogłam polegać. To chyba musiało mi
wystarczyć."
❤❤❤
Bohaterowie
zachwycają, wkurzają i zapadają w pamięć. Bracia Valentine: Henry i Tony budzą sympatię od samego początku. Henry, w
ogóle to mężczyzna idealny, może t zbyt
idealny, przez co odrobinę nierzeczywisty. Nie zmienia to faktu, że ogromnie
przypadł mi do gustu :). Taak, jestem zdecydowanie #teamHenry
Victoria
Cross, będąca główną bohaterką i narratorką, wzbudziła we mnie sympatię, ale i
sporą dawkę irytacji. Jej zachowanie, momentami drażniące tłumaczyłam sobie
przeżyciami i młodym wiekiem. Henry
wykazywał się iście anielską cierpliwością ;). Najbardziej jednak denerwowało
mnie to ciągłe powtarzanie przez Vee, że to tylko udawanie, jakby dwa razy nie
wystarczyły, tym bardziej, iż kilka dni wydarzeń zajmuje naprawdę sporą część
powieści. A może właśnie to było zwodnicze? Tak średnio co kilka stron miałam
ochotę solidnie potrząsnąć dziewczyną, a już gdy tak uparcie chciała trzymać
się rodziny pomimo tego jak matka i siostra ją potraktowały, to z jednocześnie
było mi jej strasznie żal, bo rozumiałam jej motywy, ale miałam też ochotę dać
jej kopniaka na opamiętanie. Ja zapewne będąc na jej miejscu przerwałabym rozmowę i
kolejnych połączeń nie odbierała.
Relacje
rodzinne to skomplikowana sprawa. Myślę, że Ludka Skrzydlewska świetnie sobie
poradziła i stworzyła solidnie dopracowanych bohaterów.
Trochę
szkoda, że wspomniany wątek sensacyjny pojawia w drugiej części książki, a pod
koniec akcja przyspiesza wręcz niebezpiecznie. Miałam wrażenie, że przez ponad
połowę powieści autorka budowała relacje między bohaterami i podwaliny pod to
co miało nastąpić pod koniec. Autorka
świetnie buduje napięcie i z przyjemnością przeczytałabym pełnokrwisty thriller
jej autorstwa, oczywiście z wątkami romantycznymi i erotycznymi, bo te Ludce
wychodzą rewelacyjnie.
A
jeśli o erotyce wspomniałam, to i takie sceny się pojawiają. I są emocjonujące,
a przy tym nie przesadzone. Jeśli chodzi o sceny zbliżeń czy pieszczot jestem
strasznie wybredna, ale autorka nie wyszła poza granice mojego dobrego smaku,
zarówno jeśli chodzi o użyte słownictwo, jak i same sceny.
Niektóre
wątki mogły zostać pominięte, bo nie wpływają na przebieg fabuły, ale za to
obrazują zacieśniające się więzi pomiędzy bohaterami, oraz relacje panujące w
rodzinie Vee. Co sprawia, że z jednej strony wydłuża to powieść, ale lepiej
poznajemy wszystkich bohaterów.
Tym
co mnie, zaskoczyło i rozczarowało zarazem, było rozwiązanie wątku Cartera.
Przepraszam, droga autorko, ale tego nie kupuję. Nie i koniec. Szast, prast i
po krzyku. Ja rozumiem, że kara straszna dla samego zainteresowanego, ale
kurcze no, tak się wywinął właściwie, w wyjaśnienie jego zachowania? Czytałam i
nie wierzyłam własnym oczom. Oczywiście wyjaśnienie jak najbardziej komponuje
się z całą treścią, ale nie kupuję tego zakończenia, przykro mi.
"Widok Jake'a był jak balsam na moją
duszę, dlatego też trudno było mi sobie tego odmówić. Jego spokojny, nieco
flegmatyczny uśmiech, ciepło w niebieskich oczach, pewność siebie widoczna we
wszystkich ruchach - to wszystko działało kojąco na moje nerwy, które ostatnio
znajdowały się w dość złym stanie."
❤❤❤
Podsumowując
"Sentymentalna bzdura" Ludki Skrzydlewskiej to bardzo udany debiut. Choć moim zdaniem rozłożenie akcji jest
nierównomierne, to jednak nie należy zapominać, iż głównie mamy do czynienia z
romansem i jako romans powieść spełnia swoje zadanie w stu procentach.
Poszukujecie
ksiażki, która Was wciągnie, rozbawi i wzbudzi w Was całą gamę emocji?
Lubicie
romanse, które nie skupiają się tylko na rodzącym się pomiędzy bohaterami
uczuciu i namiętności, ale takie, w których znajdziecie coś więcej?
Macie
tendencję do "zadurzania się" w bohaterach? Henry Vanetine skradnie
jedno serce ;)
Jeśli
tak, to "Sentymentalna bzdura" jest dla Was.
Ja
spędziłam przy niej przyjemne godziny, z pewnością będę śledziła literacką
karierę Ludki Skrzydlewskiej i zdradzę Wam, że ostrzę sobie ząbki na jej
kolejną powieść "Po godzinach", która ukaże się już w następnym
miesiącu, także nakładem wydawnictwa Editio Red.
Lubię romanse więc z chęcią zapiszę sobie ten tytuł.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
www.wspolczesnabiblioteka.blogspot.com
Życzę przyjemnej lektury i podziel się później wrażeniami :)
Usuń