Witajcie
Są książki ponadczasowe i uniwersalne. Jedną z nich jest "Cieplarnia" Briana Aldissa. W jej przypadku urzekła mnie okładka, obiecując powieść z gatunku jaki czytuję ostatnio najczęściej, i który bardzo lubię.
Jakie mam po niej wrażenia? Zapraszam na recenzję.
"Cieplarnia"Brian Aldiss
Seria Wehikuł czasu
Stron: 312
Gatunek: klasyka science fiction
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy Rebis
Opis wydawcy:
"Ponura, lecz hipnotyzująca wizja przyszłości naszej planety – jedna z najlepszych w całej fantastyce!
Ziemię, tkwiącą nieruchomo pod palącym światłem umierającego powoli Słońca, pokrywa nieprzebyta dżungla rozrośniętego do planetarnych rozmiarów figowca. Bezlitosną walkę z bogactwem agresywnych, zmutowanych roślinnych form życia przeżyły tylko nieliczne zwierzęta i zdegenerowany, coraz rzadziej występujący człowiek. Czy związek z myślącym grzybem pozwoli mu przetrwać?"
***
Na ogół czytam powieści, które
powstały dość niedawno. Nie robię tego celowo, po prostu takie wpadają mi w
ręce. Ostatnio jednak mój wzrok wyłapał okładkę książki autora, którego nie
znałam wcześniej i o którym nie słyszałam choćby wzmianki, a tym autorem był Brian Aldiss, książką zaś
jego „Cieplarnia”, za którą otrzymał nagrodę Hugo.
***
To jedna z pozycji, którą
wybrałam totalnie w ciemno, urzeczona okładką i dziwną, podobną do ludzkiej
kobiecą, postacią sugerującą utwór fantastyczny. A przeczytawszy przedmowę
napisaną przez Neila Gaimana zdałam sobie sprawę, że powiedziane zostało już
wszystko, a mnie pozostaje tylko przytaknąć. Jeśli sięgnięcie po „Cieplarnię”
nie omijajcie proszę przedmowy, czy też przed przeczytaniem, czy już po. To
doskonała analiza tego utworu i w jasny, przejrzysty i literacki sposób ujawni
Wam naturę tego utworu.
„Ponura, lecz hipnotyzująca
wizja przyszłości naszej planety (…).” Tak czytamy w opisie, a po
przeczytaniu całej powieści zgadzam się z tym określeniem w każdym calu. Autor stworzył
niepowtarzalny i jedyny w swoim rodzaju świat przyszłości, a nowa rzeczywistość
to nowe gatunki, nowe nazwy, nowe prawa rządzące ową rzeczywistością. Ziemia
zamarła w bezruchu, zdominowana przez rozrosłego to planetarnych rozmiarów
drzewa figowego i połączona jest, podobną do pajęczej, siecią trawerserów z
Księżycem, również nieruchomym, choć nie martwym. Słońce zaś znajdujące się
niemal u kresu swego istnienia. Gatunek ludzki podzielił się, zmienił,
ewolucyjnie nie postąpił na przód, ale cofnął się, zmniejszył, całkowicie
poddał się żądzy instynktowi przetrwania.
Zaskoczył mnie bezmiar
kreatywności Aldissa. To co stworzył w „Cieplarni” jest nieporównywalne do
niczego co znałam wcześniej. Nie będę ukrywać, że nazwy gatunków przyprawiały
mnie o zgrzytanie zębami. Nie wiem, czy to kwestia tłumaczenia, czy powód jest
inny, ale nazewnictwo szczególnie zwierząt było nie do przeskoczenia.
Sam język utworu jest
uniwersalny, próżno by doszukiwać się w nim jakiejś specyfikacji mogącej go
wtłoczyć w określone ramy czasowe. To sprawia, że „Cieplarnia” jest ponad
zmianami i ewolucjami języka literackiego.
***
Oryginalny i jeszcze przeze mnie
nie spotkany wcześniej jest sposób prowadzenia fabuły. Przywykliśmy, że skupia
się ona na bohaterach. „Cieplarnia” zaś czyni bohaterów swego rodzaju pionkami,
nieświadomymi przewodnikami po obcym i niebezpiecznym świecie Ziemi stworzonej
przez Aldisa. Chociaż za głównych bohaterów można by uznać Lily-yo i Grena, to
jednak najważniejsza jest tu przyroda, prawa rządzące tym światem. Postaci zaś
dają nam, czytelnikom, odpowiedzi jak do tego wszystkiego doszło i dokąd
zmierza. Bohaterowie przeżywają swoje przygody, autor opisuje ich realia, ale
to do czytelnika należy cały proces analityczny. Gren i reszta zajęci są swoją
walką o przetrwanie.
Tam gdzie walka o przetrwanie,
tam i brutalność. Nie brak jej w tej powieści, ale nie jest ona szczególnie
eksponowana i opisana z detalami, nie o to bowiem chodzi. Jest efektem walki o
życie, o zachowanie gatunku. Trudno było mi przejść do porządku dziennego nad
grupą dzieciaków, z których najstarsze miało raptem dwanaście lat, pozostawione
samym sobie, zdolne jednak do zatroszczenia się o swoje bezpieczeństwo i
pożywienie, nie mniej brutalne niż dorośli, kierujący się instynktem, który
takim młodzikom nakazywał bezwzględną walkę, a także przedłużenie gatunku. Wchłonięta
przez mroczny świat autora zepchnęłam gdzieś w tył głowy te obrazy, tłumacząc
sobie, że to inny świat, inne prawa, inny gatunek rządzący się odmiennym cyklem
życiowym.
***
Postać Grena traktowałam jako
głównego bohatera, gdyż to dzięki jego wyprawie mamy okazję poznać jasną stronę
Ziemi, a także i fragment tej, która już niemal łączy się z ciemnością.
Niepokorny, lubiący postawić na swoim, mający swoje zdanie jest idealnym
bohaterem. Bywały jednak momenty w powieści, że niezbyt go lubiłam. Mam na
myśli tę część, w której był nosicielem grzyba. Trzeba jednak przyznać
Aldissowi, że genialnie wymyślił rolę tego pasożyta, nie tylko w świecie, który
jest nam dany obserwować dzięki Grenowi, ale i tysiąclecia wcześniejsze. To
przerażająca wizja. A sam Gren zaś, czy stałby się tym kim się stał, gdyby nie
grzyb?
Śledząc losy tego chłopaka widać
jaką drogę przechodzi i jakie zmiany w nim samym zachodzą. Poznajemy Grena
dzieciaka, samowolnego i hardego, żegnamy Grena mężczyznę.
***
Uczciwie powiem, że była to
również jedna z najdziwniejszych książek jaka trafiła w moje ręce, choć
mogłabym stwierdzić, że trafiła w nie przypadkowo, to nic co nas spotyka nie
dzieje się przez przypadek. Z pewnością „Cieplarnia” jest godna polecenia i
szerzenia jej popularności, jednak nie każdemu jej specyficzna forma może
przypaść do gustu.
***
Sięgając po „Cieplarnię” Briana
Aldissa nie spodziewałam się tak doskonałej lektury. Dziwaczne, czasem trudne
do wymówienia nazwy, ustępowały miejsca bogactwu wyobraźni przedstawionego
świata i ponurej, pesymistycznej, ale jakże fascynującej wizji przyszłości
zdominowanej przez florę.
Komentarze
Prześlij komentarz