Opowieść malowana słowami - recenzja książki "Okruchy gorzkiej czekolady. Morze ciemności" Elżbieta Sidorowicz
Dzień dobry :)
W książce obyczajowej musi być coś co mnie w niej urzeknie, w "Okruchach gorzkiej czekolady" Elżbiety Sidorowicz jest to bez wątpienia język, sposób prowadzenia narracji oraz umiejętność żonglowania emocjami, przez co historia jest różnorodna i wciągająca.
Dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka za egzemplarz do recenzji.
"Okruchy gorzkiej czekolady. Morze ciemności"
Elżbieta Sidorowicz
Cykl: Okruchy gorzkiej czekolady
Stron: 516
Gatunek: obyczajowa, dla młodzieży
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Opis wydawcy:
"Życie nie jest słodką pralinką. Życie to czasem gorzka czekolada. Skąd wiadomo, która nam się przytrafi?
Rodzice nastoletniej Ani decydują się kupić stary, zrujnowany dworek na peryferiach miasta. Gdy rozpoczynają remont i modernizację domu, wszystko zdaje się iść ku dobremu. Jednak nic nie jest w stanie zatrzymać biegu wydarzeń...
Ania, uzdolniona uczennica liceum plastycznego, zostaje zupełnie sama w wielkim, pustym, nienadającym się do życia domu. Bez wody, gazu, telefonu. I bez kogokolwiek bliskiego. Świat malarstwa, muzyki, poezji, wszystko, co było dla niej ważne, przestaje istnieć. Jak pogodzić się ze stratą? Jak żyć?
"Okruchy gorzkiej czekolady. Morze ciemności" to słodko-gorzka opowieść o utraconym raju i o mozolnym odbudowywaniu go z drobin piasku. O dumie, godności, przyjaźni. O samotności. I o miłości, potężnej jak śmierć."
Opowieść malowana słowami: "Okruchy gorzkiej czekolady. Morze ciemności" Elżbieta Sidorowicz
Co mają w sobie "Okruchy gorzkiej czekolady. Morze ciemności", że zdecydowałam się je przeczytać?
Po pierwsze okładka. Kolorystyka i
dziewczyna na okładce sugerujące, że nie będzie to kolejna cukierkowa opowieść.
Po drugie opis: prosty, jasny przekaz wprowadzający nas w treść. Tylko tyle i
aż tyle. Coś w tym zestawie sprawiło, że serce zabiło mi szybciej, a głosik w
mojej głowie szeptał kusicielsko: przeczytaj,
nie pożałujesz, no dalej, to książka taka jak lubisz. I dałam się skusić. I
jak zwykle mój wewnętrzny głos miał rację. Ale po kolei...
Poznajcie Anię z... Nie, nie z Zielonego Wzgórza. Poznajcie Anię z dworku Millera
Główną bohaterką
"Okruchów..."jest siedemnastoletnia Ania Kielanowicz, uczennica
warszawskiego liceum plastycznego. Jej rodzice kupili zrujnowany dworek,
remontowali go nie oszczędzając na środkach, wkładając w naprawę i urządzenie
całe swoje serce, chcąc stworzyć dla swojej jedynej córki taki dom, o jakim
marzyła. Wszystko zmienia się, gdy rodzice Ani giną w wypadku samochodowym i
dziewczyna zostaje kompletnie sama: bez bliskich, bez domu, w którym można by
zamieszkać. A ponieważ jest niepełnoletnia jej los pozostaje w rękach obcych
ludzi.
Opowieść malowana słowami
Pomyślicie sobie, że to kolejna odgrzewana historia... Może i tak. Jednak
tym co mnie w niej urzekło, co mnie wciągnęło w fabułę, przywiązało do Ani i
innych bohaterów książki był niesamowity styl autorki - Elżbiety Sidorowicz. Jeśli
tak cudnie napisała swoją pierwszą książkę, to bardzo wysoko postawiła sobie
poprzeczkę i mam nadzieję, że kolejna wyjdzie równie świetnie napisana co
"Okruchy...". Język E. Sidorowicz jest niezwykle liryczny, barwny,
ale też swobodny i bardzo naturalny, co sprawia, że przez opowieść się wręcz
płynie.
Obszar związane z malarstwem, a jest on w powieści bardzo duży, nie są
autorce obce i czytając da się zauważyć, że ma ona doskonałą wiedzę w tym
temacie, a zerknięcie na biogram było tylko formalnością, by potwierdzić
przypuszczenie, że sama autorka kształciła się plastycznie.
Po brzegi wypełniona emocjami
Jej kreacja młodej dziewczyny
stojącej u progu dorosłości, której z dnia na dzień przychodzi zmierzyć się z
koszmarem, który nie jednego dorosłego zmiażdżyłby na proch, jest świetna.
Dobrze przemyślana i doskonale dopracowana. Studium żałoby i połączonej z nią
depresji to prawdziwy majstersztyk. Dzięki połączeniu stylu i dogłębnego
poznania poruszanego tematu dostałam taką dawkę emocji, że kilkakrotnie musiałam
odłożyć książkę i dać sobie czas na ochłonięcie. "Okruchy..." to
powieść, z której emocje wręcz się wylewają, są przy tym tak prawdziwe, że nie
można ją po prostu przeczytać i przestać o niej myśleć.
Chociaż świat, który obserwujemy
widziany jest oczami Ani, to jednak autorka bardzo umiejętnie pokazała też inne
postacie i nie pokazała ich tylko powierzchownie, ale ukazała ich osobowości i
skomplikowane wzajemne relacje. Poznajemy sympatyczną panią profesor Barską,
niezwykle ciepłą starszą panią oraz jej rodzinę; wredną i niesympatyczną od
pierwszego wejrzenia ciotkę Iwonę (straszna kobieta, gdybym mogła wytargałabym
ją za kudły); przyjaciela Michała i jego siostrę Beatę, nazywaną pieszczotliwie
Bemolką. Bemolka do szatan nie kobieta (no prawie, bo młoda ma ledwie
piętnaście lat), jest przy tym bardzo sympatyczną postacią.
Nigdy dość emocji
Oprócz radzenia sobie z ogromną
tragedią, depresją, żałobą, ważne są też relacje między młodymi, trudne relacje
rodzinne. Nie myślcie sobie, że przez poruszaną tematykę książka jest spowita
aurą smutku. Smutek tu znajdziecie nawet w sporych ilościach, ale i odrobinę
humoru, i ciepło wynikające z życzliwości innych ludzi, i codzienne zmagania z
nową rzeczywistością i pozornie trywialnymi zajęciami - nawet sobie nie wyobrażacie
jak ja dobrze rozumiałam Anię, gdy uczyła się palić w piecu.
Ania usiłuje pogodzić się ze śmiercią
rodziców, jakoś oswoić tę nową sytuację, na którą nikt jej nie przygotował.
Prowadzi rozmowy z nieżyjącymi rodzicami, które są bardzo wzruszające.
"Mamo, poprowadź mnie przez tę
samotność. Chociaż nie, jak mogę niepokoić ją, niech najpierw odpocznie. Po
całym życiu, po wszystkich trudach, po śmierci. (...)Nie będę jej niczym
martwić. Mamusiu, bądź szczęśliwa. Gdziekolwiek jesteś. Bądź szczęśliwy, tato.
Dam sobie radę. Tak długo, jak długo będę umiała."
A na deser tajemnica
Pod koniec, gdy wydawać by się mogło,
że wszystko już wiemy autorka serwuje nam pewien zwrot akcji: zaledwie kilka
scen, parę niedopowiedzeń, nie zadanych pytań wystarczy by pozwolić
czytelnikowi zwietrzyć jakiś sekret.
Podsumowanie
Sięgając po "Okruchy gorzkiej
czekolady. Morze ciemności" dostajemy do ręki niebanalną i pięknie
napisaną historię walki młodziutkiej Ani. Walki o siebie, swój dom, swoje
miejsce w życiu. Ponosi porażki, upada, ale podnosi się i idzie dalej. Z
pewnością nie dałaby rady, gdyby nie jej wewnętrzna siła, którą w sobie
odnalazła dzięki życzliwości osób z jej otoczenia i nowych, których poznała. To
piękna historia, która pokazuje, że są dobrzy ludzie na tym świecie, którzy nie
widzą tylko końca swojego nosa, ale wrażliwi są na krzywdę i potrzeby innych. Mamy
i pierwszą miłość w kilku odsłonach, bo pomimo dramatu, życie toczy się jak
dawniej. I w pewnym momencie jest tak słodko-gorzko, ale bardzo prawdziwie i
szczerze.
Nie lubię przesłodzonych historii,
lubię historie bolesne, serwujące solidną dawkę emocji. I taka właśnie jest
powieść Elżbiety Sidorowicz. Będę ją polecać każdemu koneserowi dobrej
literatury, bo z pewnością do takowej zalicza się debiut E. Sidorowicz. I
czekam niecierpliwie na drugi tom "Okruchów..."
"Teraz minął prawie rok. Jaka jestem po tym roku? Czy kiedykolwiek
się z tym wszystkim pogodzę? Czy moje poranione serce jeszcze się kiedyś
podniesie? Serce ze zgubioną sprężynką, z wylatującym kółkiem zębatym, mały,
popsuty aparacik, wciąż ustający, kulawy.
Miałam
dumne, zuchwałe serce. Co się z nim stało?"
Moja ocena 9/10.
Komentarze
Prześlij komentarz