"Miasto dziewcząt" Elizabeth Gilbert - opinia

Witajcie,

"Miasto dziewcząt" Elizabeth Gilbert to powieść cudowna i wyjątkowa. Dawno nie czytałam historii, która wzbudziłaby we mnie taką mieszankę emocji.

Wydawnictwu Rebis dziękuję za egzemplarz do recenzji.


"Miasto dziewcząt"
ELizabeth Gilbert


Stron: 528
Gatunek: obyczajowa
Wydawnictwo Rebis

Opis wydawcy:

Wcale nie trzeba być grzeczną dziewczynką, by stać się dobrym człowiekiem czyli opowieść o seksie i urokach życia w Nowym Jorku.


W 1940 roku, 19-letnia Vivian Morris zostaje wyrzucona z prestiżowego Vassar College z powodu miernych osiągnięć na pierwszym roku. Zamożni rodzice wysyłają ją do Nowego Jorku, gdzie ma zamieszkać u ciotki Peg, właścicielki podupadłego teatru rewiowego. Vivian poznaje tylko liczne grono barwnych, charyzmatycznych postaci: frywolne tancerki, seksownych amantów, artystki szekspirowskich scen, autorów tandetnych dramatów kryminalnych, inspicjentów i reżyserów. Gdy jednak popełnia błąd, w wyniku którego wybucha skandal w środowisku, cały jej nowy świat staje na głowie, ale choć nie od razu pojmie w pełni, co się stało, to jednak dzięki temu doświadczeniu zrozumie, czego pragnie i jak to osiągnąć. I przede wszystkim znajdzie miłość swojego życia. Vivian wspomina te wydarzenia, które doprowadziły do wielkiego przełomu w jej życiu z perspektywy przeżytych 89 lat. Miasto dziewcząt to romans niepodobnych do innych, oparty na głębokiej wiedzy o tym, czym są namiętności i na czym polegają więzi między kobietą i mężczyzną.

"Miasto dziewcząt" -  historia pełna emocji

Tym co mnie skłoniło do sięgnięcia po lekturę "Miasta dziewcząt" był atrakcyjny opis, obiecujący umiejscowioną w innym niż żyję czasie akcję i poruszenie tematów kobiecości, seksualności, a także pozwala odkryć meandry prawdziwej miłości.
Książka pisana jest w formie monologu, który przybiera postać listu głównej bohaterki, będącej już kobietą dość posuniętą w latach, do kobiety o wiele młodszej, z którą łączy ją postać jej ojca. Początkowo nie wiemy kim on jest, ani co tak naprawdę łączyło go z Vivian. I tak naprawdę to właśnie tajemnicza postać ojca Angeli w dziwnie hipnotyzujący sposób przyciągała mnie do tej książki.

Zaczynałam czytać pełna najszczerszych chęci by wciągnąć się w tę historię, ale gdy tylko odkładałam lekturę trudno było mi do niej ponownie wrócić. Dlatego "Miasto dziewcząt" jest jedną z tych pozycji, które czytałam naprawdę bardzo długo. Gdyby styl autorki, jakby nie było kompletnie mi nieznanej, był nużący, nieciekawy czy niedopracowany miałabym należyte usprawiedliwienie. Jednakże jedynym powodem, dla którego czytanie zajęło mi tyle czasu był gatunek. Powieści obyczajowe mają to do siebie, że w większości niewiele się dzieje, a przynajmniej takie były te, które ja czytałam do tej pory. A ja lubię dynamikę i akcję w powieściach. Kiedy jednak brałam wieczorami "Miasto dziewcząt" do ręki niemal natychmiast dałam się ponosić wdzięcznemu stylowi autorki i niejednokrotnie chichotałam pod nosem.

"Vivian - napisała Angela - moja matka umarła, więc chyba możesz mi teraz bez skrępowania wyjawić, kim byłaś dla mojego ojca". Vivian postanawia odpisać Angeli i odpowiedzieć jej na pytanie nie kim była dla jej ojca, lecz kim on był dla niej. W tak nietypowy sposób rozpoczyna się list będący odpowiedzią i spowiedzią starszej pani, która raz jeszcze cofa się do Nowego Jorku szalonych lat        40 -tych XX wieku. Tak poznajemy główną bohaterkę powieści i towarzyszymy jej, aż do ostatniej strony.

Gdy poznajemy Vivian Morris jest nieopierzoną młodą kobietą, która niewiele wie o świecie, życiu, a o relacjach damsko-męskich i erotyce już kompletnie nic. Nowy Jork daje jej bardzo wiele, ale jeszcze więcej odbiera. Vivian przechodzi szkołę życia, a wszystko to opisane jest z lekkością piórka, humorem i doskonałym wczuciem się w opisywaną epokę. Co ciekawe, nie poznajemy świata celebrytów, bogaczy i śmietanki towarzyskiej. O nie! Świat poznawany przez Vivian to świat klasy robotniczej, podupadającego showbiznesu dla ludzi prostych i raczej biednych. Razem z Vivian przeżywamy jej młodość. Młodość jest tylko jedna i mówią nam, że nie należy jej zmarnować. Ale kiedy nie będąc młodym można czerpać z życia garściami, popełniać błędy i ucząc się na nich? Zdaniem wujka Billy'ego młodość jest po to, aby ją zmarnować i ja się z tym stwierdzeniem zgadzam. Być może dlatego, że ja swojej nie zmarnowałam, albo raczej... zmarnowałam, ale nie na szaleństwa, czego do tej pory nie mogę odżałować.

"W młodości, Angelo, zdarza nam się padać ofiarą błędnego przekonania, że czas uleczy wszystkie rany i że ostatecznie wszystko sie naprostuje. A jednak im jesteśmy starsi, tym dogłębniej poznajemy smutną prawdę: niektórych rzeczy nie da się naprawić. Popełnionych błędów nie jest w stanie zlikwidować - ani upływ czasu, ani nasze najbardziej żarliwe życzenia."

Pisząc o Vivian, której imię wyjątkowo często pojawia się w tej opinii, książka obfituje w innych, doskonale zbudowanych bohaterów. Jednych można polubić od pierwszego wejrzenia, atuty innych i sympatia do nich rodzi się w miarę czytania. Co do jednej postaci poczułam się zaskoczona i wręcz zbulwersowana i prawdę mówiąc brakowało mi dokładniejszego przedstawienia dalszych relacji Edny z Vivian. Mogę jedynie snuć przypuszczenia co do prawdziwej natury tej postaci. To nie są papierowe postaci, które posiadają jedną czy dwie charakterystyczne cechy. Postacie E. Gilbert są wielowymiarowe, posiadające zarówno wady, jak i zalety i cudownie było ich poznawać.

"Miasto dziewcząt" Elizabeth Gilbert to cudna i rewelacyjnie napisana historia o dojrzewaniu, nabieraniu doświadczenia, uczenia się ponoszenia konsekwencji swoich czynów. To również, jeśli nie przede wszystkim opowieść o seksualności, odkrywaniu jej w sobie, także tłumieniu i wzbudzaniu na nowo. To też historia o miłości, nie tej cielesnej, ale bliskości z drugim człowiekiem. Czytając o relacji Vivian z ojcem Angeli jednocześnie jej współczułam i zazdrościłam takiej bliskości, poczucia zrozumienia, wzajemnego szacunku i akceptowania swoich słabości i wad. Celowo nie powiem Wam kim jest ojciec kobiety, do której przemawia główna bohaterka. Czytajcie, poznawajcie historię Vivian, bawcie się wraz z nią, cierpcie wraz z nią, odkrywajcie wraz z nią. Ta książka zabierze Was do Nowego Jorku w przededniu przystąpienia Stanów Zjednoczonych do drugiej wojny światowej, a potem do Nowego Jorku podczas trwania wojny. Metamorfoza jaką przechodzi to kultowe miasto jest współmierne do zmiany jaka zachodzi w Vivian.

"Przede wszystkim umarła beztroska wesołość - wyjąwszy może wesołość użyteczną i patriotyczną, jak tańce z żołnierzami i marynarzami w kantynie o wdzięcznej nazwie Za Kulisami. Miasto przygniotła powaga."

Czy polecam "Miasto dziewcząt". Naturalnie, że tak. To doskonała powieść obyczajowa, wielowątkowa, z doskonale scharakteryzowanymi bohaterami, pełna humoru, ale i dramatyzmu. Ta książka przysporzy Wam wszelakich emocji, będziecie się śmiać, cierpieć, odradzać i płakać. Polecam każdemu, kto lubi naprawdę dobrą literaturę.

"Świat nie jest czarno biały. Ludzie mają swój charakter i tak to się toczy. I każdemu zdarzają się różne rzeczy, takie, nad którymi nie  mamy kontroli. Tobie przydarzyła się wojna,. A nie nadawałeś się do walki. No i co z tego? To wszystko nic a nic nie znaczy."

Komentarze