Dzień dobry,
Dziękuję Wydawnictwu WasPos za egzemplarz do recenzji.
"Mój drugi brzeg"
Janusz Muzyczyszyn
Stron: 225
Gatunek: obyczajowa
Wydawnictwo WasPos
Nie będę ukrywać, że napisanie poniższej recenzji zajęło mi troszkę czasu. Dawno nie pisałam tak długo opinii, ale to nie znaczy wcale, że książka była zła, a ja nie wiedziałam co mam o niej napisać. "Mój drugi brzeg" wzrusza i porusza, nie daje o sobie zapomnieć nawet po odłożeniu książki na półkę. Ciekawi jesteście co mam na ten temat do powiedzenia? Zapraszam na recenzję.
"Mój drugi brzeg"
Janusz Muzyczyszyn
Stron: 225
Gatunek: obyczajowa
Wydawnictwo WasPos
Przeglądając stronę Wydawnictwa WasPos
trafiłam na post o mającej ukazać książce się Janusza Muzyczyszyna. Nazwisko
było mi nieznane, ale patrząc na stonowaną, pozbawioną mocnych akcentów
kolorystycznych okładkę czułam jej magnetyczne przyciąganie. "Mój drugi
brzeg" to tytuł, który mnie zaintrygował.
Głównym bohaterem jest
osiemdziesięcioletni Jan Marczak. Poznajemy go w momencie, gdy budzi się ze
śpiączki spowodowanej nieszczęśliwym wypadkiem. Miejsce, w którym odzyskuje
przytomność jest dla niego zupełnie obce i może trochę przerażające. Nie
rozpoznaje go (bo jest nim dom opieki, a nie jego mieszkanie), podobnie jak
głosu, który do niego przemawia. Rzeczywistość, w której nagle przychodzi mu
się odnaleźć jest początkowo obca, niezrozumiała, a sam bohater ma trudności z
porozumiewaniem się, bowiem w wyniku urazu utracił zdolność mowy i musi uczyć
się jej od nowa. Jednym zdaniem Jan Marczak nie ma lekko. Ma wręcz cholernie
trudno, na szczęście Autor obdarzył go twardym charakterem.
Bieżące
wydarzenia, czyli pobyt Jana w domu opieki, przeplatane są retrospekcjami z
jego życia, to głównie relacje z kobietami, oraz tajemnicze rozmowy, które
początkowo wprowadzają nutkę tajemniczości, by w miarę czytania objawić swoje
prawdziwe oblicze.
Pory roku zdają się współgrać ze zdrowiem i
samopoczuciem Jana. Widać, że dla bohatera, jak i zdaje mi się samego Autora,
przyroda odgrywa ważną rolę, a w dzisiejszym pędzie i braku czasu umiejętność cieszenia się budzącą się do życia
przyrodą i ciepłem słońca na twarzy jest w zaniku.
Bohater stworzony przez Janusza
Muzyczyszyna jest inteligentny, samodzielny, ma życzliwe podejście do świata i
ludzi. Polubiłam go od pierwszej strony. Nie opuszczało go poczucie humoru
pomimo utraty zdrowia, a hart ducha i upartość sprawiły, że radził sobie nawet
w tak trudnej sytuacji jaką jest ponowne nauczenie się mówić. Autor obdarzył
Jana również tym "czymś" co sprawia, że inni mają do niego zaufanie,
widzą w nim powiernika swoich trosk i problemów.
Prócz
Damiana (syna głównego bohatera), Józefa
i powiedziałabym, gościnnie lekarza i księdza oraz naturalnie samego
głównego bohatera, w książce występują same kobiety. Odniosłam wrażenie, że to
właśnie z relacje z kobietami swojego życia Jan chce uporządkować,
przeanalizować, rozliczyć się z nimi. To one dały mu szczęście, radość; przysporzyły
smutku, kochały go, porzucały, ograbiały i zostawiały z niczym. Ale czy i Jan
nie był w tym bez winy?
Skutecznym utrudnieniem przy czytaniu i
wciągnięciu się w fabułę była czcionka: cienka, z wyjątkowo długimi znakami
diakrytycznymi (są to m.in. wszelakie
kreseczki nad samogłoskami i spółgłoskami), co skutkowało wrażeniem "mienienia"
się czcionki i było po prostu męczące. Na szczęście czcionka to nie wszystko i
kiedy wciągnęłam się w historię, polubiłam pana Janka i ciekawa byłam co go
jeszcze w życiu spotka nie zwracałam już na to takiej uwagi.
Opowieść toczy się z lekkością i swobodą, ale
niekiedy styl wypowiedzi był nieco drażniący, trochę zbyt prosty, a dialogi miejscami
wydawały się mało realistyczne. Lubię szczegółowość zależnie od gatunku i podczas,
gdy w kryminałach ma on swoje znaczenie, to w powieści obyczajowej już
niekoniecznie i mój wzrok prześlizgiwał się po scenach parzenia herbaty itp. Tym
bardziej, że sceny te nie miały wpływu na fabułę.
Niezmiennie
i niezależnie od czytanej pozycji największe znaczenie ma dla mnie przekaz
Autora. Czasem czytelny od razu, czasem wymagający spokojnego przemyślenia.
Choć mogę przyczepić się do stylu, czcionki czy dialogu to największymi atutami
tej krótkiej powieści są poruszane tematy.
Autor
w wyjątkowo piękny i poruszający sposób przedstawił relacje między ojcem, a
synem. Ich wzajemną troskę o siebie, zaufanie, trudne rozmowy, uczucie więzi i
tęsknoty.
Nie
będę przedstawiać wszystkich poruszanych tematów i wątków, pozwolę Wam je
odkryć na własną rękę, ale nie będę ukrywać, że część z nich dotykało czułych miejsc w mojej duszy. W "Moim drugim brzegu" przede
wszystkim chodzi o relacje z bliskimi, o to jaki mają na nas wpływ i co my sami
możemy zrobić by je zmienić. Nie zawsze jest to możliwe, czasem pierwszy ruch
zależy od tej drugiej osoby. Istotny jest też proces wybaczania i cieszę się,
że Autor go poruszył.
"(...) Mówi
ksiądz, że Bóg odpuści nam winy, jeśli my odpuścimy naszym winowajcom.
Świetnie, a co jeśli ja jestem tym, który wyrządził krzywdę, a nie tym którego
skrzywdzono? (...) I skąd mam wiedzieć czy faktycznie wyrządziłem krzywdę? Może
mi się tylko tak wydaje?"
Podsumowując...
"Mój drugi brzeg" to
opowiedziana prostymi słowami, wzruszająca historia o rozliczaniu się z
przeszłością, złożonych stosunkach międzyludzkich, a ostatecznie o przygotowaniu
się do przejścia na swój drugi brzeg. Kontakty bohatera z innymi ludźmi są środkiem do przedstawienia skomplikowanych
relacji, nie tylko kobieta-mężczyzna, lecz także rodzic-dziecko, czy nawet małżonkowie-teściowie. Plusem jest
lekki styl Autora i niezbyt duża
objętość powieści.
Jeśli lubicie książki, które
poruszają i wzruszają; które prostym opisem mogą wypełnić Wasze oczy łzami;
które zostają w pamięci na dłużej i skłaniają nas do głębszych przemyśleń na
temat nas samych to jest to pozycja, którą musicie przeczytać.
Moja ocena to 8/10.
Komentarze
Prześlij komentarz