Witajcie, moi Drodzy!
Dawno nie było nowego odcinka "Violet...". Zatem leci do Was świeży kawałek. Miłej lektury :)
Szuranie świadczyło o tym, że dziekan zmierzał w
stronę drzwi. Przekręcił klucz i uchylił drzwi. Miał zmarniałą
twarz i ciemne kręgi pod oczami. Ręce mu drżały. W pokoju siwo
było od duszącego dymu papierosowego.
- Od dawna nie jestem twoim ojcem. - rzekł zmęczonym
głosem. - Dosłownie pięć minut.
Weszłam starając się jak najrzadziej brać wdechy.
Gabinet wypełniony był książkami. Zajmowały prawie całą
przestrzeń, były na biurku, regałach, krzesłach i podłodze.
Poukładane w imponujące stosy pozornie bez ładu i składu. Na
ścianach wisiały czarno-białe fotografie Uniwersytetu oraz
szczegółowa mapa całego terenu. W samym kącie, częściowo
przesłonięte księgami na wąziutkim postumencie stało popiersie.
Od bardzo dawna nie widziałam tego pomieszczenia.
- Czego chcesz Violet? Naprawdę nie ma czasu. - dziekan
usiadł w fotelu za biurkiem. Nie zaproponował mi bym usiadła,
najchętniej wyrzuciłby mnie za drzwi.
Zdjęłam okulary, dziekan skrzywił się.
- Tak jak mówiłam, chcę porozmawiać. - powiedziałam
lustrując pomieszczenie. - Gdyby jeszcze te bałwany z dołu cię
nie poinformowały jestem pierwsza na ich liście podejrzanych.
- Przyszłaś się tym pochwalić? - zadrwił.
- Nie. Podejrzewam, że pojawienie się tego demona ma
wiele wspólnego z nowymi zbiorami. Chciałam się dowiedzieć skąd
je wziąłeś.
- Kupiłem. Legalnie. Cena była doskonała, może nawet
zaniżona, najwidoczniej sprzedający nie znał faktycznej wartości
kolekcji. Było wśród nich parę naprawdę bezcennych rzeczy. - w
oczach dziekana paliły się iskierki. - Papirusy tak stare i
delikatne, że niemal rozpadały się pod dotykiem. Kartony
książek... - poderwał się z fotela i zaczął grzebać w stosie
najbliżej siebie. - W językach, których nikt nie zna. Spójrz
sama.
Wcisnął mi do ręki oprawioną w czarną skórę
księgę ze srebrnymi okuciami.
- Otwórz Violet.
Zaniepokojona nagłym ożywieniem dziekana ostrożnie
obejrzałam księgę. Okładka była nieprzyjemna w dotyku.
Wydzielała bliżej nieokreślony, a jednak znajomy zapach. Okucia
były zaśniedziałe.
- Demon przybył tutaj wraz ze zbiorami. - powiedział. -
Może przyczepił się do jakiegoś przedmiotu, może nieświadomie
ktoś go wywołał. Podejrzewam, że poprzedni właściciel parał
się czarną magią.
- Bzdura! - prychnął dziekan.
Nagle zmienił zdanie i nim otwarłam księgę wyrwał
mi ją z rąk i mocno zacisnął na niej palce.
- To z pewnością któryś ze studentów nie zapanował
nad swoją drugą naturą. Łowcy go złapią i będzie po
problemie.
- Widziałam, go, tato, a aparatura Łowców nawet nie
wykryła jego obecności. Żywi się ciałem, przynajmniej narazie,
żeby samemu móc przybierać ludzką postać. Kto miał kontakt ze
zbiorami?
Oczy dziekana płonęły niezdrowo. Zrobiło mi się
duszno, i mroczki zaczęły latać mi przed oczami. Cofnęłam się
do drzwi.
- Tato, co on ci obiecał w zamian? - zapytałam
zduszonym głosem. - Wieczne życie? Bogactwo? Młodość? Czego od
ciebie chciał w zamian za przywrócenie mu mocy?
Dziekan milczał uparcie.
Nie pozostawił mi wyboru.
Doskoczyłam do niego, wyrwałam mu księgę i rzuciłam
nią za siebie rozwalając przy okazji kilka stosików. Dziekan
skulił się w swoim fotelu. Zacisnął dłonie na poręczach.
Położyłam swoje dłonie na jego i pochyliłam się nad
staruszkiem.
- Przepraszam, tato, ale muszę się dowiedzieć. -
przytknęłam usta do jego czoła.* * *
- Hej chłopaki! Coś się dzieje u dziekana! - zawołała
Lyn Archer patrząc w migoczące monitory. Anteny na dachu obracały
się jak szalone. - To może być demon. Idziemy!
* * *
- To naprawdę doskonała okazja. Jestem pewien, że
te zbiory znajdą właściwe sobie uznanie wśród grona uczonych
pańskiego uniwersytetu.
Chudy jak szkielet człowieczek podtyka mi pod nos
papier zapisany drobnym druczkiem. Bez okularów niewiele widzę,
zawijasy i dziwaczna kaligrafia. Drżącą z podniecenia dłonią
składam staranny podpis.
*
Zachwyt, zniecierpliwienie, dreszczyk podniecenia
rozsadza mi ciało. Dłonie pocą się, puls przyspiesza, gdy w
samotności, w zaciszu pogrążonej nocą Biblioteki przeglądam
zakupione za bezcen przedmioty. Jest wśród nich również oprawiona
w skórę księga z okuciami.
Samo obcowanie z nadnaturalnymi zjawiskami, pory
skóry przesiąknięte atmosferą Uniwersytetu, jego magią i energią
wystarczają do otwarcia księgi. Kiedy wibruje mi w dłoniach
upuszczam ją na podłogę. Strony, żółte ze starości, pokryte
napisami w nieznanym języku wertują się same na lewo i prawo.
Światło migocze i gaśnie.
*
Sny, koszmary. Nieludzkie krzyki. Oczy pozbawione
tęczówek, wypełnione mroczną głębią.
Krew wszędzie. Na moich rękach, na ścianach,
wsiąkająca w kamienne mury. Krew, która rozlała się w tym
miejscu wieki temu i ta, która jeszcze krążyła w żyłach
nieświadomych niczego niewinnych ludzi.
*
Obietnice i przerażająca świadomość, że
najprawdopodobniej są one bez pokrycia. Ciało znowu młode, jędrne,
pozbawione ludzkich ułomności. Mógłbym w nieskończoność
nauczać pokolenia, przekazywać im wiedzę. Za cenę tak niewielką
w porównaniu z tym co mógłbym dać kolejnym pokoleniom. To
przecież nie jest już moja córka. Wygląda jak ona, ale nie jest
moim dzieckiem. Przestała nim być w dniu, w którym umarła, a ja
wskrzesiłem ją do ponownego życia...
* * *
Wszystko trwało mgnienie oka. Oderwałam dłonie od rąk
dziekana. W głowie miałam zamęt. To nie mogła być prawda!
- Nie wierzę, że to zrobiłeś. - wyszeptałam. Dziekan
doszedł już do siebie.
- Myślałem, że będziesz moją dawną Violet. Moją
ukochaną, uzdolnioną córeczką. - mówił dziekan. - Ona nie
miała dziwacznych oczu i tych... - machał nerwowo rękami. - tych
okropnych zdolności. Nie jesteś Violet!
- Nikt nie obiecywał ci, że będę dawną sobą. -
przypomniałam mu bezlitośnie. - Taka była cena za przywrócenie
mnie do tego świata. Nie udawaj oszukanego! Ten demon cię
wykorzystuje. Dobrze to wiesz. Kiedy dostanie to co mu obiecałeś
zabije cię tak jak pozostałych.
- Obiecał mi. - powiedział z uporem dziecka. - Nie
wiesz jak to jest być starcem. Ciało, ta marna skorupa coraz
częściej odmawia mi posłuszeństwa. Nie wiesz i nigdy się nie
dowiesz co to starość!
- Poproś Brooka, żeby cię przemienił jeśli chcesz
być nieśmiertelny. - powiedziałam. Dziekan spojrzał zdziwiony.
Nie zdawał sobie sprawy, że znam sekret profesora. - Nie wdawaj się w żadne układy z tym demonem. Coś wymyślę.
Wyszłam pozostawiając zdumionego dziekana samego.
Tulił do siebie tę przeklętą księgę jakby była jego ukochanym
dzieckiem.
Na schodach zderzyłam się z Joshuą Blakiem, za nim
biegli pozostali. Lyn zapewne wisiała przy malutkim, wąskim okienku
gabinetu dziekana. Pewnie się zawiodła, bo stamtąd niewiele widać.
- Hola, hola, panienko. Dokąd tak się spieszysz? -
przyjaźnie zagadnął Joshua łapiąc mnie za ramiona. Tashiro z
jakimś podłużnym przedmiotem w dłoniach łypał na mnie groźnie.
- Zawsze się spieszę. - odpowiedziałam. Joshua
spojrzał na malutki monitorek trzymany w ręce.
- Hmmm. Dziwne. - mruknął. Tashiro nachylił się do
niego i coś mu szepnął do ucha.
- To ja sobie już pójdę. Zajęta jestem łapanie
demona. - powiedziałam.
Chciałam ich wyminąć, ale Joshua nagle mocno ścisnął
mnie za ramię. Miał stalowy uścisk i w moim barku coś
niebezpiecznie chrupnęło. Skinął głową na Tashiro i Tate'a.
Wyminęli nas i pobiegli na górę.
- Myślę, że powinniśmy porozmawiać. - powiedział
poważnie Joshua ciągnąc mnie na dół.
- Myślę, że nie mamy o czym. - rzuciłam niemiło. -
A jak tak dalej będzie mnie pan szarpał za rękę to mi ją
wyrwie. Poza tym to bardzo boli.
Poluźnił nieco uścisk, jedynie odrobinę, ale nie
byłam w stanie wyrwać mu się bez użycia swoich zdolności, a tego
nie chciałam. To właśnie użycie mocy by wyciągnąć wspomnienia
z dziekana sprowadziły tam teraz Łowców.
c.d.n.
Komentarze
Prześlij komentarz